30 marca 2012

Nowa Fantastyka 3/2012

Nowa Fantastyka stanowi markę samą w sobie i nie znajdzie się wielu fantastów, którzy przynajmniej nie słyszeliby o tym czasopiśmie. Od wielu lat wspiera młodych pisarzy, wyznacza trendy czytelnicze i mówiąc wprost - porusza kwestie istotne dla odbiorców.

Nie powinien więc dziwić fakt, że w marcowym numerze redakcja zdecydowała się na przerobienie i okiełznanie ważnego problemu ACTA. Niezwykle istotne jest to, że nie ustawia się jednoznacznie po żadnej stronie barykady i przedstawia obydwa punkty widzenia. Swoje przemyślenia na temat ACTA przedstawia Jakub Ćwiek w felietonie "Gra w krzesełka", uświadamiając nam wszystkim jak wiele schematów się ostatnio zaciera i wzajemnie przenika oraz co mogłoby się stać, gdyby twórcy zaczęli obejmować prawem autorskim wykreowane przez siebie postaci. 
Z drugiej zaś strony mamy Rafała Kosika rozważającego kwestie "co by było gdyby..?". Zadając sobie pytanie: "Czy od kopiowania nikomu niczego nie ubywa?" zastanawia się, co by się stało, gdyby można było skopiować kod genetyczny, kopiować przedmioty domowego użytku, siebie, etc. Czy aby na pewno nikt by niczego na tym nie stracił? Jasne, że tak, szkoda tylko, że wciąż poruszamy się w dziedzinie abstrakcji, która ładnie brzmi i jest dość oczywista, ale dla niewielu osób będzie miała sensowne przedłożenie w praktyce. 

Skoro już o kopiowaniu mowa, to Łukasz Orbitowski, który wcale nie napisał felietonu "To nie byłem ja" opisuje pokręcony przypadek Williama S. Burroughsa oraz filmu, który David Cronenberg nakręcił na tej podstawie. Jak wynika z tekstu, artysta nie odpowiada za swoje dzieło, nie jest więc wykluczone, że tym tajemniczym stworem, który siedzi obok i podsyła pomysły jest jakieś sklonowane alter ego. Chociaż może trochę mnie poniosło...

Do rzeczywistości może nas natomiast przywołać felieton Petera Wattsa "Urodzeni, by być złymi". Tradycyjnie wręcz jest to tekst kontrowersyjny, chociaż tym razem nie zniechęcający czy odrzucający. Autor informuje odbiorców, że naukowcy są beznadziejnymi pisarzami science fiction z tej prostej przyczyny, że uczą się pisać w sposób zagmatwany i trudny. Im bardziej niezrozumiały tekst, tym lepiej. Wiwat naukowy bełkot! 

Pojawia się tylko pytanie, co z naukowcami płci żeńskiej? Joanna Kułakowska napisała artykuł o autorkach fantastycznych książek oraz różnicach, które ponoć istnieją w ich literaturze. "Fantastyka, kobieca przygoda" to ciekawy tekst uzmysławiający nie tylko czytelnikom, ale również pisarzom i wydawnictwom, że kobieta nie musi pisać subtelnego fantasy, znajdą się bowiem i takie panie, które doskonale opiszą bitwę (jak chociażby Maja Lidia Kossakowska), znają się na broni i potrafią dać postaciom niezły wycisk (np. Magdalena Kozak) lub stworzą bohaterki dość silne, by mogły stanąć w szranki z niejednym mężczyzną (Reszka z Wiedźma.com.pl autorstwa Ewy Białołęckiej).  Stereotypy proszę zakopać w ogródku, bowiem literatura fantastyczna coraz częściej staje się domeną kobiet. Ba! Gdyby wspomnieć tutaj o pisarkach zagranicznych okazałoby się, że od wielu lat nie ustępują mężczyznom pisząc równie doskonałe science fiction. Odniosę się tutaj tylko do Lois McMaster Bujold, która stworzyła fenomenalny cykl o Barrayarze oraz Joan D. Vinge, autorce serii o Królowej Lata.

To, że fantastyka się rozwija dla nikogo raczej nie jest zaskoczeniem. Warto jednak pamiętać, że można szukać natchnienia w wielu różnych miejscach, a nuda bywa zbawczą inspiracją, o czym świadczy artykuł  Agnieszki Haski i Jerzego Stachowicza o Aleksandrze Junoszy-Olszakowskim - "Znudzony ziemianin z lamusa". A żeby nie było monotonnie warto dodać szczyptę historii, co z kolei podkreśla Wojciech Chmielarz w tekście "Kiedy sama historia to mało". Tak naprawdę skupia się on książkach historycznych, w których to magia jest urozmaiceniem, ale wszystko sprowadza się do jednego - nowej mody w literaturze fantastycznej.

W Nowej Fantastyce nie może też zabraknąć wątków filmowych. Najważniejszym jest oczywiście temat z okładki "Mars potrzebuje Cartera". Robert Ziębiński uzmysławia czytelnikom, że John Carter, bohater książek Burroughsa, jest pierwowzorem herosów, siłaczy i wojowników na obcych planetach. Nie ukrywam, sama byłam jedną z ignorantek, która nie miała o tym pojęcia, więc artykuł stanowił dla mnie ciekawe odkrycie.
Na drugi rzut idzie natomiast tekst Jerzego Rzymkowskiego "Nieposkromiony Tarsem" - o reżyserze z dość skromnym, ale za to brawurowym dorobkiem, będącym mistrzem operowania obrazem. Jego najnowszym dziełem jest "Królewna Śnieżka" z Julią Roberts w roli Królowej.

I w końcu nadszedł czas na to, na co wszyscy czekali - opowiadania. Cechują się wyjątkową różnorodnością - od tych wzorowanych na podaniach ludowych, jak "Lilka" Radosława Raka, poprzez komunistyczną historię Jakuba Wojnarowskiego wyrwaną z Leningradu ("Cała prawda o Angleterre"), a kończąc na przeróżnych wizjach postapokaliptycznego świata, gdzie hycle polują na zmodyfikowane genetycznie psy ("Najlepszy hycel w mieście" Tomasza Przewoźnika), a do tego istnieją ludzie jedzący tłuczone szkło i stanowiący specyficzną odmianę Hulka, Kapitana Ameryki czy X-Menów ("Księga Feniksa" autorstwa Nnedi Okorafor). Na szczególną uwagę zasługuje "Legenda" Tomasza Kaczmarka będąca dość nieprzyjemną wizją świata, w którym egoistyczna istota wyniesiona do rangi boga pragnie jedynie własnego zadowolenia. Opowiadanie przykuwa uwagę i daje do myślenia, podobnie jak "Magia" Leonida Kaganowa. Tu z kolei ludzie wynaleźli zaklęcie pozwalające zabić dowolną osobę, jeśli tylko zna się jej imię i nazwisko lub wie jak wygląda. W związku z tym wszyscy zakrywają twarze, rysowanie i rzeźbienie jest powszechnie zabronione, a mimo to niebieskie błyskawice wciąż zabijają ludzi.

Na zakończenie chciałabym tylko dodać, że felietony z radami dla piszących Michaela J. Sullivana są fantastycznym rozwiązaniem również dla osób, które czasami mają trudności z określeniem, dlaczego jakaś książka im się nie podobała. W tym numerze pisarz skupia się na Punkcie widzenia, co uzmysłowiło mi jak często autorzy błędnie stosują ten zabieg i dlaczego czuję się taka sfrustrowana podczas czytania.

Nie zapominając również o licznych recenzjach i zapowiedziach spokojnie mogę polecić ten numer i przeprosić, że piszę o tym tak późno.

Za czasopismo dziękuję panu Marcinowi Zwierzchowskiemu ;-)

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że też Ci się Legenda podobała :) Bardzo fajny numer.

    OdpowiedzUsuń
  2. Numer całkiem niezły, ale troszkę się zawiodłam artykułem o polskich fantastkach - oczekiwałam po nim czegoś innego. A Ćwiek jak zwykle mnie rozbroił xD

    OdpowiedzUsuń