8 kwietnia 2017

7EW, Neal Stephenson: Księżyc kontra ludzkość

7EW, Neal Stephenson: Księżyc kontra ludzkość | Wiedźmowa głowologia

Długo zbierałam się do napisania tej recenzji, ponieważ musiałam ochłonąć i zebrać myśli. Nadal nie wiem, czy będę umiała w składny sposób opisać moje wrażenia po lekturze najnowszej powieści Neala Stephensona, ale podejmę się tego wyzwania! 

7EW to powieść opisująca historię ludzkości od dnia, w którym tajemniczy Agent zniszczył Księżyc. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, nasz naturalny satelita rozszczepił się na siedem mniejszych kawałków. Początkowo nic nie zapowiadało dalszej katastrofy, jednak szybko okazało się, że kolejne elementy zderzają się ze sobą, rozbijając na jeszcze mniejsze części. A to oznacza tylko jedno: ludzkości zostały dwa lata, podczas których muszą zadbać o przetrwanie gatunku. Po tym czasie na Ziemię spadnie Kamienny Deszcz - niszcząc atmosferę i wszelkie życie. Garstka najlepiej przystosowanych i przygotowanych ludzi musi opuścić Ziemię i na orbicie okołoziemskiej założyć kolonię, która przetrwa cały okres zniszczenia i zadba o regenerację planety. Czy im się to uda? Jakie trudności mogą napotkać na swojej drodze? I co z ludźmi pozostającymi na Ziemi? Czy są skazani na zagładę?

Książka dzieli się na trzy podstawowe części: świat przed zagładą, życie bezpośrednio po katastrofie oraz życie wiele lat po Kamiennym Deszczu. Nie umiałabym sprecyzować, która część jest najlepsza. Wizja nadciągającej katastrofy i starania, aby przenieść na orbitę jak najwięcej osób oraz zasobów sprawiają, że pierwsza część jest bardzo emocjonalna i kontrowersyjna. Z kolei druga jest bardzo dynamiczna i prowadzi do kilku zaskakujących zwrotów akcji. A trzecia... Tutaj historia wchodzi na zupełnie inny poziom i jest po prostu powalająca. Stephenson chyba wziął sobie do serca słowa Hitchcocka - książka zaczyna się od "trzęsienia ziemi", a potem napięcie cały czas rośnie.

Mimo że 7EW to hard science fiction, to Stephensonowi udało się zachować równowagę pomiędzy fabułą i wątkami naukowymi, dzięki czemu historia jest spójna, dynamiczna, a zarazem przerażająco wiarygodna. Oczywiście nie wykluczam jakichś bubli i błędów naprawdę dużego kalibru, ale prawda jest taka, że dla takiego laika jak ja, wszystko było wystarczająco prawdopodobne i na tyle dobrze wyjaśnione, że przyjęłam propozycje autora bez większych wątpliwości. Podziwiam zaangażowanie i wysiłek włożone w odpowiednie przygotowanie się do napisania tej książki. Tutaj nie wystarczyłaby podstawowa wiedza o astronomii, fizyce czy biologii.

Wątki naukowe stanowią bardzo ważną część książki, jednak Stephenson nie zapomniał o emocjonalnym wydźwięku historii. Ludzie próbują sobie poradzić z wizją nieuchronnie zbliżającej się śmierci oraz stratą bliskich. Trudno zdecydować, kto znalazł się w najgorszej sytuacji: ci, którzy zostają na Ziemi, którzy ją opuszczają, czy ci, którzy w chwili zniszczenia Księżyca już znajdowali się na orbicie. Każdy próbuje znaleźć sposób na poradzenie sobie z tą sytuacją. Jedni radzą sobie lepiej, inni gorzej, ale fakt pozostaje faktem: emocji nie brakuje.

Pisałam już, że podziwiam Stephensona, ale muszę napisać to ponownie: podziwiam go za wyobraźnię i za to, co zrobił z ludzką rasą. Jego pomysłowość rzuciła mnie na kolana i długo nie pozwoliła się pozbierać. Nie przypominam sobie, żeby ktoś uwzględnił tyle czynników i znalazł tak ciekawe rozwiązania jak on. Jako smaczek dodam, że to właśnie po części z tym zagadnieniem wiąże się tytuł książki. Kiedy w końcu odkryłam ideę kryjącą się za tajemniczym "7EW", to było jak nagroda za okazaną cierpliwość, więc nie zdradzę o co dokładnie chodzi :)

Na zakończenie dodam, że trudno sklasyfikować 7EW w jednej kategorii gatunkowej. W oczywisty sposób jest to science fiction, jednak jest to też powieść socjologiczna i katastroficzna, w niektórych miejscach postapokaliptyczna, a w innych nawet utopijna. Niewątpliwie przedstawia też ciekawe i dogłębne studia ludzkich przypadków, chociaż to może być trochę za mało do uznania jej za książkę psychologiczną. Mimo to należy przyznać, że Stephenson stanął na wysokości zadania i doskonale połączył różne konwencje i wątki charakterystyczne dla poszczególnych gatunków.

Podsumowując, książka jest GENIALNA i właściwie wszystko mi się w niej podoba - łącznie ze wspaniałą okładką i obwolutą. Dawno nie czytałam tak intrygującej i rozbudowanej historii, napisanej z ogromną dbałością o szczegóły i wzbudzającej tyle emocji. Bohaterowie są całkowicie różni, ale spójni i doskonale wykreowani, fabuła dynamiczna i trzymająca w napięciu przez sam fakt "odliczania" do końca świata, a kwestie naukowe w doskonały sposób uzupełniają ten obraz. Chciałabym, żeby wszystkie książki były pisane w ten sposób.

7EW nie jest najprostszą książką na świecie i wymaga skupienia, jednak bez wątpienia jest najlepszą książką, jaką przeczytałam w tym roku. Dlatego też wyjątkowo nie dziwię się, że książka znajduje się na liście bestsellerów. Naprawdę szczerze polecam wszystkim miłośnikom science fiction oraz osobom, które cenią sobie nietuzinkowe sposoby na zagładę świata i odbudowę cywilizacji.


Za książkę do recenzji dziękuję księgarni internetowej taniaksiazka.pl


---
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:

7 komentarzy:

  1. Nie wiem, czy hard science fiction to coś dla mnie, ale fabuła wydaje się na tyle intrygująca, że chętnie zajrzę do książki Stephensona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że hard science fiction nie jest dla każdego, ale wierzę, że 7EW jest na tyle dobrą książką, że warto spróbować :)

      Usuń
  2. Ale kusisz! Ja dopiero przekonuję się do tego gatunku (Brunner wymiata), ale może kiedyś, jak poczuję się pewniej w tym temacie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei jeszcze z Brunnerem nie miałam porządnie styczności, bo utknęłam w 1/3 Wszystkich na Zanzibarze i jakoś dalej nie ruszyłam. Ale od dawna uwielbiam science fiction, zwłaszcza jeśli jest odpowiednio wyważone, a tu pomysł i akcja całkowicie rekompensują potencjalne dłużyzny wynikające z części "science". Więc kuszę dalej! :)

      Usuń
    2. Ja z Brunnera to "Na fali szoku" czytałam, a Zanzibar mam w planach, tylko nie wiem kiedy :D

      Usuń
  3. Dzięki temu oto wpisowi poczułam się zainspirowana i pobiegłam zapisać się do biblioteki :) (co planowałam od prawie 2 lat(!) po przeniesieniu się do nowego miasta) Koniec z lekturą z przypadku (chociaż taka nie jest zła;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że tak Cię zainspirowałam! Daj znać, co wypożyczyłaś w pierwszym rzucie :)

      Usuń