29 stycznia 2018

Artemis, Andy Weir

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, fantastyka, wydawnictwo Akurat, wydawnictwo Muza

Zacznę od tego, że nie znam Marsjanina. Leży na półce od ponad roku i czeka na swoją kolej. Gdy usłyszałam o Artemis, to w pierwszym odruchu chciałam czym prędzej nadrobić zaległości, żeby mieć odniesienie i móc odwołać się do debiutanckiej książki Andy'ego Weira, ale chwilę później przyszła refleksja. Ostatecznie uznałam, że napisanie recenzji z perspektywy osoby, która nie stawia autorowi poprzeczki, ponieważ nie zna jego twórczości, może okazać się lepszym rozwiązaniem. Jeśli jesteście ciekawi moich wrażeń, to zapraszam.

Artemis. Jedyne miasto na księżycu, gdzie bogacze spędzają urlopy, a biedni harują, by zarobić na swoje utrzymanie. Miasto, w którym tylko ściany oddzielają człowieka od kosmicznej pustki, a ogień stanowi jedno z największych niebezpieczeństw. To właśnie tutaj od najmłodszych lat mieszka Jazz Bashara – kurierka i przemytniczka w jednym. Przesympatyczna, nieco zadziorna, a przy tym niesamowicie inteligentna dziewczyna, której wizja szybkiego zarobku przyćmiła rozum i skłoniła do przyjęcia niebezpiecznego zlecenia. Od tej chwili każda decyzja może ją kosztować życie albo, co jest prawie tak samo tragiczne, deportację na Ziemię.

I kiedy piszę, że Jazz jest sympatyczną bohaterką, to naprawdę tak myślę. Z początku wydawała się nieskomplikowana, jednak wraz z rozwojem fabuły pojawiały się kolejne sygnały świadczące o jej nieprzeciętnym charakterze. Podobnie zresztą było z pozostałymi postaciami – każda z nich rozwijała się w ciekawym kierunku i właściwie wszystkie bez problemu polubiłam. Ale jeśli miałabym wytypować ulubieńców, to zdecydowanie skłoniłabym się ku antagonistom Jazz, czyli Rudy'emu i jej ojcu. Ten pierwszy był genialnie opisany i miał w sobie nieco groteskowy sznyt, z kolei pan Bashara stanowił świetny przykład osoby radzącej sobie w stosunkowo obcym kręgu kulturowym (jak modlić się w kierunku Mekki, gdy mieszka się na Księżycu? Dla chcącego nic trudnego!). 

Nie wiem, czy kiedykolwiek zastanawialiście się, kto mógłby mieszkać w takim księżycowym mieście (przyznajcie się, z tego powodu nie możecie spać po nocach :D), ale Andy Weir założył, że praktycznie cały świat chciałby mieć w tym swój udział. W związku z tym przedstawiciele różnych krajów zdominowali poszczególne zawody i utworzyli sobie małe enklawy w miejscach zamieszkania. Szkoda, że ta różnorodność etniczna nie została lepiej wykorzystana, bo dawała spore pole do popisu, ale dzięki temu jeszcze bardziej doceniam sposób przedstawienia ojca Jazz. I cieszę się, że w końcu znalazło się miejsce dla innego państwa rozwijającego przemysł kosmiczny. Bo ciągle tylko USA i USA. A tu proszę – Kenia. Można? Można. 

Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to byłaby to fabuła. Przede wszystkim przez długi czas miałam poczucie, że w tej książce nic się nie dzieje. Przechodziłam od jednej scenki rodzajowej do kolejnej, ale nie wnosiło to niczego w rozwój akcji. Trochę jakby autor na siłę chciał dać czytelnikowi czas na zapoznanie się z księżycowym miastem oraz jego specyfiką. Za dużo tłumaczenia, omawiania, pokazywania na suchych przykładach – praktyka czyni mistrza! Dopiero gdy Jazz skupiła się na realizacji zlecenia, akcja nabrała rozpędu i naprawdę mnie zainteresowała. Żałuję tylko, że główna część fabuły opiera się na głupiej decyzji bohaterki, bo w takich momentach mam wrażenie, że autor robi ze mnie debila. No cóż, widocznie nie można mieć wszystkiego.

Mimo tych drobnych mankamentów uważam, że Artemis to bardzo dobra książka, chociaż przyznaję, że początkowo uznałabym ją co najwyżej za dobrą. Naukowość została zaakcentowana, głównie w specyfice funkcjonowania przy zmniejszonej grawitacji oraz w intrygującym przedstawieniu miasta, ale w żadnym wypadku nie przesłoniła kreacji bohaterów czy fabuły. Dzięki temu jest to pozycja lekkostrawna i uważam, że doskonale sprawdzi się jako wprowadzenie w science fiction. W przypadku bardziej wymagającego odbiorcy może zabraknąć efektu wow, ale nadal uważam, że warto sięgnąć po tę książkę. Choćby dla czystej przyjemności.



Za książkę do recenzji dziękuję księgarni internetowej Tania Książka.
Koniecznie sprawdźcie inne nowości na stronie księgarni! ;)

7 komentarzy:

  1. Sięgnęłabym po nią chętnie niezależnie od wszystkich wad, bardzo podobał mi się Marsjanin, dlatego zależy mi na poznaniu tego tytułu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ugh, dla mnie Jazz była irytującym, niedojrzałym babiszonem (choć przyznam, że pod konieć jest mniej wkurzająca niż na początku). I w sumie Mark z "Marsjanina" też był niedojrzały, ale mimo wszystko jednak łatwiej kibicować komuś, kto próbuje w trudnych warunkach przetrwać, nikomu nie szkodząc niż komuś, kto z wrodzonego lenistwa i dla szybkiego zarobku naraża życie dwóch tysięcy osób. Miałam nadzjeję, że Rudy w końcu ją wsadzi. W ogóle wolałabym czytać opowieść Rudy'ego niż Jazz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na mnie wciąż czeka "Marsjanin", mam nadzieję, że będzie to dobra zabawa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sięgnąć sięgnę, jak już minie trochę czasu od "Marsjanina", którego przeczytałam w zeszłym roku i który podobał mi się, choć peanów pochwalnych na jego cześć nie zrozumiałam. Lekkie, nieskomplikowane s-f to coś, na co czasami przychodzi mi ochota, "Artemis" będzie jak znalazł;)

    Pozdrawiam,
    Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Już sama nie wiem, tak się na tego "Artemisa" napaliłam bo niestety ale odpuściłam "Marsjanina" i obejrzałam film a potem żałowałam - tymczasem przeczytałam mase negatywnych recenzji tej książki :(
    Może jednak warto sie skusić?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam Marsjanina, którego uwielbiam i po tę książkę też mam zamiar sięgnąć. Piękne zdjęcie i bardzo dobrze napisana recenzja ;)

    Pozdrawiam ciepło,
    https://mieszkajaca-miedzy-literami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziwne, czy tylko ja mam także literki niektóre tylko wyświetla? Nawet w komentarzach to samo jest, popracuj może nad stroną.

    OdpowiedzUsuń