Autor: Orson Scott Card
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Orson Scott Card jest pisarzem, którego w pewnych fantastycznych kręgach nie trzeba nikomu przedstawiać. Największą sławę przyniosła mu "Gra Endera", jednak nie można zapominać, że ma na swoim koncie również inne, znamienite powieści. Cykl "Powrót do domu" napisał w latach 90' i wtedy też ukazały się w Polsce pierwsze trzy tomy. Teraz, dzięki wznowieniu sagi przez wydawnictwo Prószyński i S-ka, czytelnicy po raz pierwszy mają okazję zapoznać się z dalszymi losami mieszkańców Harmonii oraz ich podróżą na rodzimą planetę.
Mogłoby się wydawać, że wszystko przebiega zgodnie z planem i cała grupa wyruszy w ostatnią podróż mającą doprowadzić ich na Ziemię, jednak nic bardziej mylnego. Naddusza ma własne plany, które usilnie próbuje wprowadzić w życie, co bynajmniej nie pomaga w zabliźnieniu konfliktu Nafaia i Elemaka. Do tego obaj planują wybudzić się ze snu podczas międzygwiezdnej podróży, by zyskać przewagę nad przeciwnikiem, co może doprowadzić do katastrofy.
Odrodzenie Ziemi zostało podzielone na dwie części – pierwsza odbywa się na statku kosmicznym „Basilika”, druga natomiast już po osiedleniu się na Ziemi. Obie różnią się od siebie w znacznym stopniu, dzięki czemu wprowadzają niesamowity powiew świeżości względem „Statków Ziemi” stanowiących poprzedni tom. Sięgając po książkę obawiałam się, czy znów nie dopadnie mnie nuda, na szczęście jednak nic takiego nie miało miejsca. Na statku rozegrało się kilka kluczowych scen wzbudzających niemało emocji, natomiast część poświęcona kolonizacji Ziemi jest fenomenalna ze względu na rasy zamieszkujące planetę. Anioły i kopacze są inteligentnymi istotami, które wytworzyły specyficzną kulturę wzajemnej zależności przy jednoczesnej próbie eliminacji jednego z gatunków. Pisarz stanął na wysokości zadania dokładnie opisując stworzone przez siebie rasy. Szczególnie przypadły mi do gustu zwyczaje godowe połączone z wierzeniami aniołów i kopaczy. Pomysł jest naprawdę niezwykły, a do tego został doskonale rozwinięty, dzięki czemu chyba po raz pierwszy podczas czytania sagi „Powrót do domu” czułam, że jej autorem jest twórca uniwersum zamieszkiwanego przez Endera.
Nie od dzisiaj wiadomo, że Card ma słabość do obcych ras pozbawionych głównych cech humanoidalnych, ale jednocześnie wystarczająco podobnych do ludzi, by można się z nimi porozumieć. Nie powinno więc dziwić, że koloniści ziemscy poniekąd zostali zmuszeni do nawiązania kontaktu z istotami, które pojawiały się w ich snach jeszcze podczas pobytu na Harmonii. Pisarz udowodnił również po raz kolejny, że ingerencja ludzka, choćby miała na celu działanie w najlepszej wierze, niekoniecznie musi prowadzić do pozytywnych skutków.
Solidną zaletą czwartej części jest również „napływ” nowych postaci. Pokolenie Nafaia wciąż ma istotne znaczenie w ich społeczeństwie, jednak dorosłe dzieci zaczęły w końcu zakładać własne rodziny oraz oficjalnie ujawniać talenty otrzymane od Nadduszy. Dzięki temu, że fabuła w znacznej mierze obracała się wokół młodszych bohaterów, Luet nie wydawała się aż tak męcząca jak w poprzedniej części i nawet udało mi się przełknąć irytujące zachowanie Nafaia (prawie). Do tego bezsprzecznie uwielbiam Oykiba, więc nie powinno dziwić, że czytanie o nim sprawiało mi dużo przyjemności.
Jednak to samo, co zdaje się plusem, stanowi również minus tej pozycji. Mam tu na myśli płodność całej grupy. Chwilami musiałam wracać na początek książki, gdzie umieszczono tabele z wszystkimi imionami dzieci oraz ich zdrobnieniami. Na szczęście! Inaczej zupełnie bym się pogubiła w tym, kto jest czyim dzieckiem, a czasami nawet nie wiedziałabym jakiej jest płci (zdrobnienia imion męskich doskonale pokrywały się z „żeńskim brzmieniem”).
Oprócz tego niektóre postaci wydawały się wyprute z wszelkich motywacji i stały się... wyblakłe. O ile w pierwszej części, rozgrywającej się na statku, to wszystko miało jeszcze przysłowiowe ręce i nogi, o tyle na Ziemi jakoś się rozlazło.
Mimo to Odrodzenie Ziemi wypada bodajże najlepiej ze wszystkich dotychczasowych części „Powrotu do domu” i chociażby dlatego warto było przemęczyć się z trzecim tomem. Lektura konieczna dla wszystkich, którzy czytali wcześniejsze części oraz tych, którzy lubią ciekawe i różnorodne rozwiązania dla obcych ras rozumnych.
Hmm, może kiedyś - choć jak na razie nie znam żadnej powieści tego autora.
OdpowiedzUsuńhmmm wygląda dość ciekawie, może w przyszłości sięgnę po nią
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Okładka okej, ale mam wrażenie, że to jest jeden z najnudniejszych cykli w science-fiction.
OdpowiedzUsuńNawet niezłe było "D
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę wcześniejsze tomy? "Bardzo niezłe" :D
UsuńNie zamierzam czytać w najbliższym czasie, ale za jakiś czas...
OdpowiedzUsuńTeż bardzo mi się podobała, dziś skończyłam :) U mnie recenzja jutro...
OdpowiedzUsuńNie jestem fanem tego typu książek i chyba odpuszczę.
OdpowiedzUsuńOtagowałam Cię :) szczegóły u mnie na blogu :)
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńZostałaś oTAGowana! Zapraszam do zabawy :)
http://knigiszarikowa.blogspot.com/2012/05/otagowani.html#more