29 czerwca 2012

#30 Uczta dusz

Tytuł: Uczta dusz
Autor: C.S. Friedman
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012

Uczta dusz od pierwszych chwil zainteresowała mnie tytułem i opisem z tyłu okładki informującym, że magowie czerpią moc z ludzkich dusz, zabierając im w ten sposób życiową energię. Pomysł wykreowania tak niszczycielskiego świata wydał mi się godny uwagi, zwłaszcza z perspektywy kobiety, która za wszelką cenę próbowała dostać się do grona magów. Pewności dodały mi jeszcze słowa pana Marcina Zwierzchowskiego, który zachwalał twórczość C.S. Friedman. 

Celia S. Friedman jest amerykańską pisarką science fiction i fantasy, co jest stosunkowo rzadkim połączeniem. Autorzy na ogół preferują jeden gatunek, a Friedman "skacze" od jednego do drugiego tworząc ciekawe światy i historie. Zasłynęła powieścią space opera "Obcy brzeg" oraz Trylogią Zimnego Ognia. Uczta dusz otwiera zupełnie nowy cykl fantasy o Magistrach.

Środowisko Magistrów rządzi się specyficznymi zasadami. Przede wszystkim morati - zwykli ludzie - nie mogą dowiedzieć się, że ich dusze są źródłem mocy magów. Po drugie żaden Magister nie może zabić innego Magistra (przynajmniej nie na oczach śmiertelników), a po trzecie - magowie nie dopuszczają do swoich szeregów kobiet. Jeśli bowiem kobieta wykazuje magiczny talent, może zostać czarownicą i czerpać moc z własnej duszy, wtedy jednak opłaca każdy czar cząstką swojego życia. Oczywiście na przekór wszystkiemu pojawia się Kamala - pierwsza kobieta, której udało się przejść inicjację i zostać Magistrem. Dziewczyna jest zdeterminowana, by osiągnąć obrany cel, zdaje sobie jednak sprawę z ryzyka, jakie niesie ze sobą ujawnienie swojej prawdziwej mocy. 

Historia Kamali przeplata się z losami młodego księcia Andovana szukającego przyczyn wyniszczającej go choroby, której nawet magowie nie są w stanie zapobiec, a jakby dla dopełnienia całokształtu pojawiają się jeszcze niepokojące sygnały z północy świadczące o zbliżającym się niebezpieczeństwie, rzekomo pokonanym setki lat temu. 

Już w tym miejscu widać, że pierwszy tom cyklu o Magistrach jest przesycony różnorodnością wątków i postaci. Większość fabuły rozgrywa się w kilku miejscach równocześnie stawiając zupełnie innych bohaterów w centrum ich wydarzeń. Obok całkowicie prywatnych ambicji czy tragedii rozgrywa się również akcja mogąca zaważyć o losie całego świata. Nie jest to szczególnie odkrywczy pomysł, jednak wątki rozwijają się w takim tempie, by nie przesłonić pozostałych intryg i osiągnąć pewien wspólny punkt kulminacyjny, zaś tego typu równowaga już niestety nie jest aż tak częstym zjawiskiem.

Na zachowanie tej równowagi ma wpływ również różnorodność bohaterów rządzących się odmiennymi celami, często przeczącymi sobie pragnieniami oraz ogólnie rzecz ujmując stanowiących zupełnie inne charaktery. Kamala jest nieco zagubiona i pełna sprzeczności. Czasami silna, innym razem całkowicie bezradna wobec losu, jest przy tym dość dobrze wyważona względem standardów głównych postaci kobiecych w literaturze. Z kolei Andovan wzbudza moją nieskrywaną sympatię dzięki uporowi z jakim pragnie poznać przyczynę swojej choroby oraz rozbrajającej i niejednokrotnie zupełnie beznadziejnej prawości. Warto wspomnieć również o Colivarze - Magistrze, który chwilami zdaje się odstawać od swoich ziomków, by zaraz zachować się dokładnie tak samo jak inni magowie. Nie da się jednak ukryć, że Friedman dość mizernie próbowała stworzyć wokół niego otoczkę tajemnicy. Gdy przychodzi co do czego, większość faktów dotyczących Magistra ukazuje się jak na dłoni, nawet jeśli zostały one napisane w zawoalowany sposób.

Niewątpliwie jednak na szczególną uwagę zasługuje tutaj kreacja świata. To właśnie ona sprawiła bowiem, że książka, mimo pewnej sztampowości bohaterów oraz fabuły, wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Co prawda krainy geograficzne można spokojnie odnieść do Ziemi, gdzie na północy są mroźne rejony zamieszkiwane przez surowy lud, natomiast południe kojarzy się z Arabią, jednak sama wizja magii rozdzielonej między magów i czarownice jest doskonała. Friedman ukazała kobiety jako dawczynie życia altruistycznie wykorzystujące siłę własnej duszy do rzucania czarów w służbie ludzkości. Jest to równocześnie swoistym uzasadnieniem, dlaczego wcześniej żadna czarownica nie została Magistrem. W końcu zabieranie duszy innemu człowiekowi, a co za tym idzie stałe i nieuniknione zabijanie go, leży w sprzeczności z kobiecą naturą. 

Bardzo ciekawa wydaje mi się również sama grupa Magistrów, która utrzymuje się dzięki niepewnej równowadze własnych zasad. Prawda jest bowiem taka, że gdyby tylko magowie mogli uniknąć konsekwencji, bez cienia skrupułów pozabijaliby się nawzajem. Ponadto ich pociągu do władzy nie zaspokajają nawet wysokie stanowiska na dworach królewskich, co dodatkowo wzmaga rywalizację i niechęć do innych Magistrów.

Krótko podsumowując - Uczta dusz stanowi miłą odskocznię od codzienności i warto po nią sięgnąć choćby z powodu wartkiej fabuły, ciekawej idei świata oraz doskonałego przedstawienia magii. Niby jest to 608 stron, ale bez problemu przeczytałam całość w jeden dzień i bez wątpienia sięgnę po kolejne tomy, gdy tylko ukażą się na polskim rynku. Polecam tę pozycję każdemu, kto lubi fantasy napisane ładnym stylem oraz ceni sobie skrupulatnie tworzone tło fabularne.

Za książkę dziękuję panu Marcinowi i wydawnictwu Prószyński i S-ka :)

6 komentarzy:

  1. Ja jestem oczarowana tą książką. Bardzo mi się podobała. Ciekawe czy jeszcze w tym roku wyjdzie kolejna część. Mam nadzieję, że tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa recenzja :) coś czuję, że dam się namówić na lekturę :)
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie sięgnę. To już kolejna pozytywna opinia, więc nie mogę sobie odpuścić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja właśnie czytam, a właściwie kończę. Jak na razie to naprawdę dobra pozycja :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam - książka spoko, choć co nieco wyobrażałam sobie inaczej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. jeśli to prawda, że magowie czerpią energie z ludzkich dusz, to mnie co najmniej pięciu dorwało...

    OdpowiedzUsuń