Zachęcona pozytywnymi recenzjami, indywidualną rekomendacją oraz opisem z tyłu okładki sięgnęłam po Diabolikę S.J. Kincaid. Zgodnie z tym, co przeczytałam, miałam poznać bliżej Nemezis, czyli diabolikę - genetycznie przetworzoną istotę, stworzoną do likwidowania zagrożenia w celu ochrony życia swojej pani. Mimo że z wyglądu przypomina człowieka, jest pozbawiona wszelkich uczuć. Niestety w praktyce okazało się, że książka jest przerażająco słaba.
Od razu zaznaczę, że to nie będzie recenzja w ścisłym znaczeniu tego słowa, ponieważ planuję sobie trochę ponarzekać. Jeśli ktoś nie lubi marudzenia, to polecam ominięcie tego wpisu dla ocalenia dobrego samopoczucia :)
Od razu zaznaczę, że to nie będzie recenzja w ścisłym znaczeniu tego słowa, ponieważ planuję sobie trochę ponarzekać. Jeśli ktoś nie lubi marudzenia, to polecam ominięcie tego wpisu dla ocalenia dobrego samopoczucia :)
Główna bohaterka miała być silna, pozbawiona uczuć i skrupułów, a gdy przyszło co do czego, to jej smędzenie i dywagacje nad własnym losem, podejściem do życia i funkcjonowaniem jako takim sprawiały, że miałam ochotę walić głową w ścianę. Nemezis postępowała nielogicznie i niespójnie, a niektórych rzeczy w żaden sposób nie dało się wyjaśnić. Niby działała na rzecz swojej pani, a potem robiła jakąś głupotę (bo tak), żeby za chwilę zastanawiać się, jak mogła tak postąpić, skoro to narażało Sydonię. No cóż... Chyba dostałam puzzle z innego zestawu, bo nie jestem w stanie tego złożyć w całość. Autorce najlepiej wyszli członkowie rodziny cesarskiej, chociaż nawet tam są tak oczywiste oczywistości i tak "wielce niespodziewane zabiegi", że po pierwszych scenach wiedziałam, jak to będzie dalej wyglądało. Chociaż przyznaję, raz byłam zaskoczona (może nawet dwa). Brawa dla Cygny.
Fabuła jest mierna i właściwie nic sensownego się w niej nie dzieje. Jeśli ktoś kiedyś podejmie się ekranizacji tej książki, to będzie miał ułatwione zadanie, bo można usunąć blisko połowę losowych stron, a historia nic na tym nie straci. Przez większość czasu Nemezis rozczula się nad sobą i próbuje przekonać samą siebie, że nie ma uczuć. I to jest ta bezwzględna i mordercza "maszyna do zabijania"?
Świat mógłby być najciekawszą częścią książki, gdyby już u podstaw nie był irracjonalny. Ludzkość dzieli się na dwie części: grandecję i zbędników. Ci pierwsi są bogaci i mieszkają w wielkich statkach kosmicznych, w których spędzają całe życie. Wszystko jest tak zorganizowane, żeby statki przypominały niewielkie, samodzielne planety i to wokół nich toczy się życie. Na planetach mieszkają wyłącznie zbędnicy, którzy są niejako zesłani na ziemię i muszą służyć arystokracji. Do tego momentu świat jest całkiem składny, prawda? Problem zaczyna się wtedy, gdy okazuje się, że cesarz oraz wszyscy ludzie w całej galaktyce są, przynajmniej oficjalnie, helionikami, czyli wierzą w Żywy Kosmos, Gwiazdy itd. Wiara ta zakazuje im zdobywania jakiejkolwiek wiedzy. Rozumiecie to? Żyją na statkach i nie wiedzą, jak one działają ("przesuń tę wajchę, żeby ruszyć, a tę, żeby zatrzymać", to trochę za mało)... Gdy coś się zepsuje, statek naprawiają maszyny, a te maszyny naprawiają inne maszyny... Z tym, że urządzenia mają tendencję do psucia, a tych na samym początku łańcucha nie ma komu naprawiać. I arystokracji to jakoś nie przeszkadza, za to zbędnikom mieszkającym na planetach owszem. Bo jak statek się rozbija, to powstaje coś na zasadzie czarnej dziury, więc oni się boją, że zostaną przez nią wchłonięci. Generalnie bardziej bym się obawiała, że rozpadnie się statek, na którym mieszkam i którym podróżuję, niż tego, że wielka planeta wpadnie w sidła pseudo czarnej dziury, ale okej, licentia poetica.
Myślicie, że to koniec absurdów? A skąd! Na statku cesarza (krążącym razem z sześcioma gwiazdami wokół jakiegoś ośrodka grawitacyjnego, czymkolwiek on jest) jest pomieszczenie pozbawione grawitacji, ale nie jest wyjaśnione, jakim cudem można ją wyłączyć. Pojawiają się też tańce w stanie nieważkości - panie obowiązkowo w sukniach. W jednej ze scen wysadziło jakieś pomieszczenie, ale ludziom raptem brakuje powietrza i "trochę" ich ciągnie w stronę pustki kosmicznej, więc chwycili się drzewa wystarczająco mocno zakorzenionego na statku kosmicznym. Zero zimna, problemów z różnicą ciśnień - dobrze, że autorka wpadła chociaż na pomysł, żeby postacie wypuściły powietrze z płuc. A w trakcie podróży "międzygalaktycznych", gdy odpala się coś pokroju warpa, wszyscy na statku dalej funkcjonują jakby nigdy nic. W końcu to tylko "lekkie przyspieszenie"... I oczywiście żadnych problemów z grawitacją. Widać, że dla autorki kwestie związane fizyką są abstrakcją. Najprawdopodobniej Kincaid uznała, że jej czytelnicy też nie będą mieli o tym pojęcia. No cóż... Nie uważam się za żaden autorytet, ale odrobina wiedzy, którą mam, krzyczała i to głośno.
Wydaje mi się, że autorka podjęła się czegoś, co ją przerosło. Chciała stworzyć coś nowego, więc zdecydowała się na nietypową bohaterkę, niebezpieczną, morderczą, a przy tym najbardziej ludzką wśród wszystkich istot, które odmawiały jej tego miana. Próbowała poruszyć trudne problemy, przemycić trochę filozofii, politologii i teologii, a wyszło... No słabo wyszło, co mam ukrywać. Owszem, zgadzam się, że warto poruszać kwestię fanatyzmu religijnego i niebezpieczeństw, które ze sobą niesie (zwłaszcza w dzisiejszych czasach). Popieram zwracanie uwagi na ryzyko totalitaryzmu rodzącego się z tyranii jednostek. Ale sposób przedstawienia tych wszystkich ważnych spraw umknął w fatalnie skonstruowanym świecie. Takich tematów nie da się poruszyć w pustce.
Za to muszę przyznać, że książka ma jedną zasadniczą zaletę i są nią rozważania na temat istoty człowieczeństwa. Donia jest bardzo dobrą przeciwwagą dla Nemezis. Kincaid sprawnie wykorzystała tę naiwną i dobroduszną dziewczynę, aby ukazać, że to uczynki definiują ludzi, a nie fakt, że zostali do czegoś genetycznie zaprogramowani. Na cesarskim dworze szybko okazało się, że to właśnie ludzie są bardziej brutalni i bezwzględni niż najbardziej agresywne diaboliki. Szkoda tylko, że przemiana Nemezis była szyta grubymi nićmi, przez co ścieg okazał się toporny i brzydki.
W kontekście zakończenia zastanawiam się też, czy podczas genetycznych modyfikacji zabierano diabolikom wyłącznie uczucia czy coś jeszcze... Ponoć Diabolika to dopiero pierwszy tom, więc pewnie miałabym szansę uzyskać odpowiedź na to pytanie, ale z całą pewnością nie będę kontynuować tej serii. Zdecydowanie odradzam ją każdemu, kto szanuje swój czas i ma choćby szczątkową wiedzę o fizyce. Nie polecam również tym, którzy nie lubią tandetnych romansideł.
---
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytam Fantastykę.
Nie ukrywam, że kompletnie nic nie mogłoby mnie przekonać do tej lektury, bo to zupełnie nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńNo to masz szczęście :D
UsuńSkończyłam ją dzisiaj czytać i nawet nie chce mi się jej opisywać;p Wtórna, nudna i niedopracowana. Świetnie uwidoczniłaś wszelkie absurdy. Moim zdaniem ten, kiedy trzymają się drzewa jest najlepszy:D
OdpowiedzUsuńPrzy okazji tej sceny z drzewem nie wiedziałam, co powinno mnie bardziej załamać - drzewo tak mocno zakorzenione na statku czy fakt, że nie ma przynajmniej jednej ściany, a ludziom raptem brakuje powietrza...
UsuńJuż po pierwszych recenzjach wiedziałam, że to będzie własnie tego typu książka i będę się od niej trzymać z daleka, dla własnego dobra.
OdpowiedzUsuńJa pewnie też bym się trzymała, gdyby nie została mi polecona przez osobę znającą moje preferencje czytelnicze...
UsuńOd pierwszej chwili akurat co do Diaboliki miałam złe przeczucia. ;) Dobrze, że je potwierdzasz, przynajmniej wiem, że rzeczywiście niewiele tracę omijając tę książkę, dobrze mieć pewność. ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam pomóc i polecam się na przyszłość :)
UsuńCzyli słusznie ją olewałam za każdym razem, gdy gdzieś tam mi recenzja przemykała :D
OdpowiedzUsuńKrótko, zwięźle i na temat :D
UsuńMiałam mieszane uczucia do tej książki. Jeszcze jej nie czytałam, a pozytywne recenzję tylko zniechęcały mnie do tego. Zazwyczaj mam tak, że to co podoba się większości - mi nie koniecznie. Dzięki Tobie nie będę miała wyrzutów sumienia, że nie sięgnęłam po jedną z głośniejszych książek tego roku!
OdpowiedzUsuńJa też, ale po tym, jak osoba, która dobrze mnie zna, poleciła mi tę książkę, stwierdziłam, że zaryzykuję. No cóż... Plus jest taki, że mogłam ostrzec innych. Tak więc cieszę się, że moje marudzenie uratowało Cię przed wyrzutami sumienia :)
UsuńJa miałam duże oczekiwania w stosunku do tej książki i też się rozczarowałam. Zaczęłam czytać "Diabolikę" jakiś miesiąc temu i utknęłam w połowie. Na razie nie zanosi się, żebym miała ją skończyć, a po Twojej recenzji widzę, że nie warto się do tego zmuszać ;)
OdpowiedzUsuńDalej jest jeszcze zabawniej! :D A tak serio, w drugiej części książki wydarzyły się dwie rzeczy, których się nie spodziewałam, więc i tak ma większy potencjał niż pierwsza połowa.
UsuńRownież byłam bardzo rozczarowana ta książka.zreszta nadal czuje pewien niesmak
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Szkoda, że nie da się zawsze trafiać na bardzo dobrą literaturę...
UsuńPozdrawiam :)
O kurczę, a akurat miałam ją na swojej liście. Wykreślam :/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie będziesz żałowała tej decyzji :)
UsuńBardzo mnie intryguję ta pozycja. Okładka i tytuł, bardzo ciekawe. Miałam po nią kiedyś sięgnąć, aczkolwiek teraz się zastanowię.
OdpowiedzUsuńJa jestem zawiedziona i uważam, że książka jest bardzo słaba, ale myślę, że wiele zależy od tego, czego oczekuje się po książce tego typu. Wielu osobom się podoba i dostrzegły coś, czego ja nie widziałam. Z kolei ja zauważyłam kwestie "techniczne" i na tym się skupiłam.
Usuńdochodze do wniosku ze Twoja recenzja jest wiarygodna dzieki odpowiedniej argumentacji. Mysle ze rowneiz sobie odpuszcze. Dobrze ze napisalas co myslisz. Warto znac i takie opinie te negatywne :) pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńKolejna duszyczka uratowana! :D
UsuńZawsze staram się, żeby moje marudzenie lub rozczarowanie miało jasne określone przyczyny. Pisanie, że książka była słaba "bo tak", nikomu w niczym nie pomoże.
Pozdrawiam :)