Tytuł: Łowca złodziei
Autor: Stephen Deas
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Ostatnimi czasy namnożyły się książki o złodziejach - zarówno nowych Robin Hoodach, co kradną bogatym, by dać biednym, jak i spryciarzach, przed którymi drżą ich towarzysze po fachu, jak to miało miejsce chociażby w przypadku duetu Riyira. Wszyscy oni kradną również nasze serca i w absurdalny sposób wzbudzają sympatię (i jak tu potem zareagować na hasło: "Łapać go! To złodziej!" inaczej niż chęcią pomocy?). W tej sytuacji nie powinien więc dziwić fakt, że dla zachowania równowagi w przyrodzie powinien pojawić się również łowca złodziei, który mógłby zyskać własnych "praworządnych dobrych" wielbicieli. No i proszę - Stephen Deas stanął na wysokości zadania i napisał książkę o przedstawicielu tego właśnie fachu. Ponadto nie ograniczył się wyłącznie do jednej powieści - Łowca złodziei jest pierwszym tomem trylogii.
Wszystko zaczyna się w chwili, gdy Berren, mały złodziejaszek, ogląda publiczną egzekucję. Sędziar wzywa na podwyższenie mężczyznę, któremu w zamian za schwytanie przestępców daje dziesięć królewskich imperiałów, co stanowi dla chłopca olbrzymi majątek. Tak jest, ten mężczyzna jest łowcą złodziei, a Berren nie może odegnać od siebie myśli, by ukraść mu sakiewkę... Cała sytuacja prowadzi do tego, że łowca złodziei, każący nazywać siebie Mistrzem Sy, robi z dzieciaka swojego ucznia i rozpoczyna naukę od prób wpojenia mu kilku podstawowych zasad dobrego wychowania. Okazuje się jednak, że chłopak ma nieco inną wizję nauki u łowcy złodziei, z czego niejednokrotnie wychodzą różne nieporozumienia.
Sam pomysł nie jest może szczególnie odkrywczy, bo nie raz i nie dwa zetknęliśmy się z mistrzem i jego uczniem, jednak kontrast pomiędzy postaciami jest wyraźnie zarysowany, co pozytywnie wpływa na odbiór bohaterów. Obaj mają swoje własne cele i pragnienia, próbują jednak dotrzeć do nich w zupełnie odmienny sposób. Co ciekawe, niejednokrotnie zdarzało się, że różne osoby podkreślały podobieństwo zachowań Berrena i Synissa w młodości. Cały ten zabieg pięknie pokazuje, że wystarczy jedna decyzja, by sprawić, że całe życie potoczy się w taką, a nie inną stronę.
Podoba mi się też fakt, że postaci nie są jednoznaczne i nie można nadać im konkretnej etykietki. Bo kto powiedział, że łowca złodziei zawsze postępuje po rycersku, a złodzieje to zło wcielone? Możliwe, że ta niemożność wynika również z niewielkiej wiedzy na temat postaci. Autor dawkuje czytelnikowi informacje na temat głównych bohaterów, dzięki czemu można się jedynie domyślać przesłanek niektórych działań. Oczywiście nie są to jakieś wielkie, niedostępne i trudne do rozwiązania tajemnice, jednak muszę przyznać, że jedna czy dwie sprawy wciąż mnie intrygują. Podejrzewam, co się może za nimi kryć, chociaż pozostawiam sobie pewien margines nieprzewidywalności autora.
I o ile postaci zostały wykreowane w bardzo dobry sposób, o tyle dalej jest już gorzej. Wraz z Berrenem czytelnik poznaje istotne części miasta, dowiaduje się jaka wiara obowiązuje w Deephaven oraz zyskuje ogólne pojęcie kto jest kim. Oczywiście bardzo istotne jest, by dobrze zarysować tło powieści, nie należy jednak przesadzać z opisami, co niespecjalnie udało się panu Deasowi. Problem polega na tym, że w Łowcy złodziei informacji dotyczących świata przedstawionego w książce jest zdecydowanie za dużo w odniesieniu do dość skromnej i okrojonej fabuły. Podejrzewam, że przyczyną może być fakt, że jest to dopiero pierwszy tom serii, w którym autor chciał zapoznać czytelnika ze wszystkimi najważniejszymi elementami, niestety historia mocno na tym straciła. Bo co z tego, że bohater ma zrobić coś ciekawego, skoro najpierw przez kilka stron podąża różnymi ulicami powtarzając przy tym charakterystyczne dla siebie zachowania, by reszta akcji zmieściła się na jednej kartce? Brak tu dynamicznej i żywej fabuły, której spodziewałabym się po książce zatytułowanej "Łowca złodziei". Gdybym miała opisać, o czym dokładnie jest ta książka, to nasuwają mi się trzy odpowiedzi - o ukłonach, przemierzaniu ulic i uciekaniu. Te trzy elementy najbardziej wybijają się na tle fabuły, chociaż wcale nie są jej najistotniejszą częścią.
Łowca złodziei jest powieścią napisaną w sposób prosty i przejrzysty, czyta się ją wręcz błyskawicznie, do tego nieodzownie kojarzy mi się z literaturą młodzieżową. Pomijając już fakt, że głównym bohaterem jest dziecko, to całokształt stylu, języka oraz chociażby krótkie rozdziały wpływają na łatwość odbioru skierowaną głównie do młodszego odbiorcy. Dlatego właśnie książkę autorstwa Stephena Deasa polecam głównie młodzieży oraz osobom, które pragną lekkiej i niezbyt męczącej lektury na kilka godzin.
Za książkę dziękuję panu Marcinowi oraz wydawnictwu Prószyński i S-ka ;-)
Czekam na swój egzemplarz ciekawa jestem czy moje odczucia będą podobne.
OdpowiedzUsuńZobaczymy:)
Pozdrawiam
Może i ja się skuszę :D
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że mnie baaaardzo zachęciłas tą recenzją. Pewnie za jakiś czas i ja po nią siegnę ;)
OdpowiedzUsuńNo raczej nie dla mnie :P
OdpowiedzUsuńKsiążka już czeka w kolejce. Jestem jej strasznie ciekawa, tym bardziej, że cały czas czytam pozytywne recenzje na jej temat.
OdpowiedzUsuńPodarowałam sobie tę pozycję, nadal sądzę, że zrobiłam słusznie :P Może i fajna książka, ale teraz mam czas tylko na te GENIALNE :P
OdpowiedzUsuń