China Miéville jest pisarzem, którego nie da się zaszufladkować. Jego książki wykraczają poza wszelkie ramy, normy i standardy, a klimat jest nie do podrobienia – czasami staje się tak przerażająco duszny, że trzeba robić przerwy w lekturze. Dlatego też bez wahania sięgnęłam po Ostatnie dni Nowego Paryża. Wiedziałam, że tworzenie własnych wyobrażeń o tej nowelce mija się z celem, bo Miéville i tak zmiażdży mnie swoją kreatywnością, ale to, co dostałam, mnie przerosło. I to dosłownie.
Książkę, która ma 200 stron, czytałam ponad dwa tygodnie i oprócz ostatnich 30 stron w ogóle nie mogłam się w nią wciągnąć. Wszechogarniający surrealizm przygniótł mnie i sprawił, że nie odnalazłam się w tej powieści. Czułam się trochę tak, jakbym czytała jakiś abstrakcyjny tekst na studia, bo chociaż rozumiałam pojedyncze słowa, to nijak nie składały się w zdania. O sensownych zdaniach nawet nie wspominając.
Na czym polegał problem? Świat wykreowany przez Miéville’a przyćmił wszystko inne. W wyniku S-plozji Paryż zmienił się w miejsce kipiące surrealizmem. Po ulicach Nowego Paryża krążą manify, czyli manifestacje surrealistycznych dzieł sztuki (spragnieni wyjaśnień czytelnicy mogą szukać ich opisów w przypisach na końcu książki), naziści oraz przywołane przez nich demony. Pomiędzy nimi snują się Francuzi, jak zawsze rozbici na dziesiątki frakcji i niepotrafiący się zdecydować, czy powinni walczyć, czy od razu strzelić sobie w łeb. W tle majaczą nowe religie powstałe na zgliszczach miasta oraz okultystyczne eksperymenty Niemców, którzy planują coś „przełomowego”.
Główny bohater, Thibaut, należy do Main à plume, czyli bojowników-surrealistów. Jego życie zmienia się z godziny na godzinę, gdy poznaje Sam – amerykańską fotograf, która planuje uwiecznić na zdjęciach wszystkie manify Nowego Paryża, i napisać na ich temat książkę. Od tej pory wspólnie przedzierają się przez kolejne okręgi, walczą z nazistami i robią zdjęcia. W międzyczasie czytelnik poznaje też Jacka Parsonsa, człowieka o nietypowych umiejętnościach, i dowiaduje się, w jaki sposób doszło do S-plozji.
„Reakcje na surrealistyczne dzieła sztuki bywają różne, ale najbardziej żałośni są ludzie, którzy pytają:
»Jak mam to rozumieć?«.
Innymi słowy:
»Co tata kazałby mi o tym myśleć?«.”
(Grace Pailthorpe, O wielkiej roli wyobraźni)*
Żałuję, że mój kontakt z Ostatnimi dniami Nowego Paryża przebiegał w tak trudnej atmosferze, bo doceniam pomysł, a posłowie autora wywołało dodatkowy mętlik w głowie, ale kiepska ze mnie koneserka sztuki. I chociaż wiem o tym od dawna, to miałam nadzieję, że Miéville pomoże mi przebrnąć przez tę historię. Niestety surrealizm mnie pokonał, a wykonanie nie powaliło. Za dużo niczego i za mało fabuły, która rozkręciła się na ostatnich kilkudziesięciu stronach. Kiedy w końcu poczułam, że mogłabym się polubić z tą książką, to ona bezczelnie się skończyła. Ale chociaż uważam, że to nie jest najlepszy przykład twórczości Miéville’a, to myślę, że może spodobać się osobom, które chcą poznać coś zupełnie nowego – coś, czego normalnie nie uświadczą w literaturze.
*Cytat z książki Grace Pailthorpe rozpoczyna Ostatnie dni Nowego Paryża autorstwa Chiny Miéville’a.
Za książkę do recenzji dziękuję księgarni internetowej Tania Książka.
Sprawdźcie też inne nowości na stronie księgarni :)
Ja tę książkę cenię, choć... też musiałam nieźle się skupiać, by ogarniać, "wciągnięcia" po prostu nie odczułam. Niemniej, warto czasem po tak dziwne rzeczy sięgnąć.
OdpowiedzUsuńA nie masz wrażenia, że można by się wciągnąć, gdyby trochę zmniejszyć liczbę surrealizmu w opisach, a w większym stopniu skupić się na fabule, która skończyła się, zanim tak naprawdę się rozpoczęła? Bo mam wrażenie, że to przeważyło szalę i dlatego ostatecznie spisałam książkę na straty.
UsuńSzkoda, że to nie było do końca coś, co by Cię zachwyciło.
OdpowiedzUsuńMyślę, że osobiście odpuszczę sobie tę książkę, bo już sam opis mnie przeraził-tyle w tym świecie dziwnych elementów i zawirowań, że nie wiem, czy byłabym w stanie to ogarnąć. Do tego fakt, że fabuły jest tu bardzo mało, a akcja rozkręca się dopiero na ostatnich kilkudziesięciu stronach, zniechęca mnie.
Pozdrawiam ! ♡
Wiedziałam, że Mieville nie pisze "normalnych" książek, ale nie spodziewałam się, że surrealizm tak dosłownie wyleje się z kart. W sumie niczego poza nim nie znalazłam w tej (mikro)powieści, więc ostatecznie jestem rozczarowana.
UsuńOjej, a fabuła zapowiadała się tak fajnie... Nie lubię książek ciężkich w odbiorze :<
OdpowiedzUsuńMyślę, że to, że książka jest trudna w odbiorze nie byłoby tak straszne i bolesne, gdyby nie fakt, że właściwie nie było w niej żadnej fabuły. To bardziej taka scenka rodzajowa, która miała pokazać surrealistyczne dzieła sztuki na ulicach Paryża.
Usuń