30 kwietnia 2018

Kurtyka. Sztuka wolności, Bernadette McDonald

Wiedźmowa głowologia, biografia, recenzje książek, wydawnictwo Agora

Dla większości nie jest tajemnicą, że nie przepadam za chodzeniem po górach i zupełnie nie rozumiem himalaistów ani alpinistów. Nie potrafię sobie wyobrazić, co jest takiego wspaniałego w ryzykowaniu własnego życia, żeby wleźć na jakiś przerośnięty kawał skały. W czym jest to lepsze i ważniejsze od rodziny, dzieci i dożycia starości? To dla mnie czarna magia, dlatego co jakiś czas podejmuję konfrontację z książkami o wspinaczkach wysokogórskich i ludziach, którzy przekraczają granicę wszelkiej normalności (w moim odczuciu). Tym razem padło na biografię Wojtka Kurtyki: Kurtyka. Sztuka wolności autorstwa Bernadette McDonald.

Zacznę od tego, że zaskoczył mnie fakt, że biografię polskiego wspinacza napisała kanadyjska pisarka. Z jednej strony to dowodzi światowego charakteru dokonań Kurtyki, ale z drugiej jest przeraźliwie smutne. Dlaczego żaden Polak nie zdecydował się napisać książki o człowieku, który tyle zrobił dla wspinaczki wysokogórskiej? Bo przeżył? Trzeba by skonfrontować treść z samym zainteresowanym? Nie rozumiem tego. 

Wojtek Kurtyka jest wybitnym polskim himalaistą, który zasłynął tym, że w wysokich górach wspinał się w stylu alpejskim, gdy nikt jeszcze nie wyobrażał sobie wejść bez dodatkowego tlenu. Wyznaczał nowe trasy na najtrudniejszych ścianach świata, wspinał się „bez smyczy”, czyli bez zabezpieczenia, potrafił nawet w ciągu jednej wyprawy wejść na dwa ośmiotysięczniki, a to wszystko dla poczucia wolności i spełnienia. Jego niezwykła intuicja i wyczucie w górach sprawiły, że jest uznawany za jednego z czołowych himalaistów na świecie, a niektóre z jego osiągnięć nadal nie zostały powtórzone.

Każdy rozdział Sztuki wolności stanowił ważny punkt w życiu Kurtyki, przeważnie związany z kolejną drogą (ale niekoniecznie tylko jedną górą). Wokół tego kluczowego momentu Bernadette McDonald opowiadała historie i sceny z życia Wojtka, aby pokazać czytelnikowi, jakim był człowiekiem oraz jak sam siebie ocenia z perspektywy czasu. Wspomnienia przeplatają się z wypowiedziami Kurtyki oraz konfrontują jego pamięć z odczuciami z tamtych dni spisanymi w książkach i dziennikach z wypraw. Efekt bywa zaskakujący. W podobny sposób ciekawią przemiany, jakie zachodziły w bohaterze biografii, jak zmieniało się jego nastawienie, jak dojrzewał do niektórych idei i decyzji, a także pozostawał wierny samemu sobie i swojemu podejściu do wspinaczki. Całości obrazu dopełniły zdjęcia, które nie tylko „urzeczywistniły” Kurtykę, ale również jego partnerów, m.in. Jerzego Kukuczkę. 

Od pierwszych stron w oczy rzuca się fakt, że Kurtyka jest inny niż większość himalaistów i alpinistów, o których czytałam. Przede wszystkim ma zupełnie inne priorytety. Dla niego ważna była droga i sposób, w jaki się ją przechodziło, a nie wierzchołek. Może właśnie dlatego potrafił zawrócić tuż przed wejściem na szczyt, czy zrezygnować ze wspinaczki, gdy warunki były niesprzyjające. Po prostu potrafił odpuścić, czego niestety nie umiało wielu wybitnych himalaistów. Nie można powiedzieć, żeby był pozbawiony ambicji, bo pragnienie porozumienia się z górą było ogromne, ale może właśnie dzięki temu wczuciu się w naturę nigdy nie stracił partnera i w porę potrafił wycofać się ze zbyt ryzykownego przedsięwzięcia.

Co bynajmniej nie znaczy, że Kurtyka myślał zdroworozsądkowo. Według mnie samo wchodzenie na górę bez zabezpieczenia jest przejawem zbędnego ryzykanctwa. Mimo to jest coś, co sprawia, że jestem skłonna uwierzyć Kurtyce i jego pragnieniu. Wspinaczkę górską ujął w kategoriach „sztuki wolności” i to właśnie do tej wolności dążył – bez smyczy, bez obciążenia, tylko on i góra, która do niego przemawia. Wchodzenie w ścianę stanowiło oczyszczenie i było wielce duchowym przeżyciem. Twierdził, że cierpienie go uszlachetniało, a terror wspinaczki mieszał się ze spokojem wywołanym przemierzaniem idealnej drogi. Podoba mi się to, że jego ambicja była ukierunkowana na samospełnienie, a nie rywalizację.

A jednak nie brakuje w tym wszystkim egoizmu, którego nie wytrzymały dwie żony Kurtyki. Podejrzewam, że tak musiało być – nie można się w pełni poświęcić tak trudnemu i wymagającemu przedsięwzięciu, utrzymując stabilne relacje z bliskimi. Kurtyka odnajdywał w górach spokój, wolność i przeżywał chwile duchowego uniesienia, a jego żona tęskniła i zadręczała się myślami, czy mąż aby na pewno wróci do domu. Przecież tylu już nie wróciło... I to chyba jest jeden z głównych powodów, dla których wspinaczka wysokogórska zupełnie do mnie nie przemawia. Jak można kochać i jednocześnie tak krzywdzić drugą osobę?

Czy w związku z tym chociaż trochę zrozumiałam himalaistów i ich pragnienie ryzykowania życia, byle dostać się na szczyt lub osiągnąć jakikolwiek inny cel? Nieszczególnie, chociaż Kurtyka do mnie przemówił i jeśli już się wspinać, to w taki sposób, jak on – słuchając intuicji, rezygnując z chorej ambicji i poszukując uduchowienia. Myślę, że takie podejście byłabym w stanie zrozumieć, chociaż nadal go nie pochwalam. Co nie zmienia faktu, że książkę polecam wszystkim zainteresowanym tematem himalaizmu oraz tym, którzy szukają swojej drogi do spokoju ducha.


Za książkę do recenzji dziękuję księgarni internetowej Tania Książka.
Koniecznie sprawdźcie też inne bestsellery na stronie księgarni ;) 

4 komentarze:

  1. Po ostatnich wydarzeniach himalaizm i aplinizm stały się modnym tematem. Ja bardzo lubię chodzić po górach, ale wybieram szlaki lekkie, łatwe i przyjemne :) Trochę rozumiem tych ludzi. A książkę bardzo chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie na fali ostatnich wydarzeń po raz kolejny doszłam do wniosku, że w ogóle nie rozumiem potrzeby wspinaczki wysokogórskiej, a to po raz kolejny sprawiło, że postanowiłam spróbować się tego dowiedzieć :D
      Książka bardzo dobra i ciekawie napisana ;)

      Usuń
  2. ostatnio coraz bardziej jarają mi książki górskie, chociaż wejście na pierwsze piętro bez zadyszki jest osiągalne jedynie po kilku treningach :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie jestem jakąś wielką fanką, ale co jakiś czas lubię taką przeczytać. A wejście na pierwsze piętro bez zadyszki - spoko - na drugie - mógłby być problem :D

      Usuń