Moja przygoda z Opowieściami z meekhańskiego pogranicza zaczęła się kilka dobrych lat temu. Jako że zostały mi polecone, to od razu je kupiłam, przeczytałam jedno opowiadanie i odłożyłam na półkę. Jakoś nie było czasu i okazji do kontynuowania... W międzyczasie sama poleciłam tę serię kilku osobom (tak, w ciemno), pożyczyłam paru innym, aż w końcu stwierdziłam, że nadszedł czas, żeby nadrobić zaległości. Wystarczająco długo leżała na półce i czekała na moment, w którym w końcu po nią sięgnę (a winą obarczam oczywiście kompulsywne kupowanie nowych pozycji).
Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ - Południe autorstwa polskiego(!) pisarza Roberta M. Wegnera to książka na światowym poziomie. Wciąga od pierwszej strony i nie odpuszcza do samego końca. Osiem opowiadań zostało podzielonych na dwie części - północ, opisującą historie Szóstej Kompanii Górskiej Straży oraz południe, pokazującą życie wojownika Yatecha.
Książka zaczyna się sceną zasadzki - autor nie traci czasu na przedstawianie postaci czy przydługie wstępy, dzięki którym czytelnik pozna świat czy strukturę geopolityczną. Na tego typu "pierdoły" też kiedyś przyjdzie czas. Może gdzieś pomiędzy chwilą oddechu a kolejnym zadaniem do wykonania. Północ nie jest miejscem dla mięczaków. Pokryta śniegiem kraina bez wątpienia należy do górali, a świeżo zawiązana Szósta Kompania Szóstego Pułku Górskiej Straży udowadnia na każdym kroku, że nie należy zadzierać z mieszkańcami tego regionu. A zwłaszcza z tymi, którzy noszą płaszcze z dwiema szóstkami.
Północ jest surowa i zimna i takie też są opowiadania w pierwszej części książki. Szósta Kompania nie ma łatwego życia: jeśli akurat nie próbuje rozwiązać problemu plemienia kanibali, to wpada po uszy w sprawy polityczne. Mimo to żołnierze nawet przez moment się nie wahają: należą do Górskiej Straży i wypełniają rozkazy. To szczegół, że czasami zdecydowanie wykraczają poza swoje kompetencje za sprawą rudowłosego dowódcy...
Porucznik Kenneth lyw-Darawyt jest człowiekiem, którego nie da się nie lubić. Inteligentny, w miarę zdyscyplinowany, otacza się zaufanymi ludźmi, a do tego włada sarkazmem równie sprawnie jak bronią. Moim drugim ulubieńcem jest dziesiętnik Varhenn Velergorf. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Gdyby nie on, Kenneth nie dogadałby się za dobrze ze swoją kompanią. Zawsze wie, kiedy szepnąć swojemu dowódcy kilka słów na osobności, a kiedy na głos wypowiedzieć zdanie "ogółu" (który oczywiście jeszcze nie ma o tym zdaniu pojęcia).
Z kolei Południe to w dużej mierze pustynny kraj, w którym prym wiodą kupieckie karawany i tajemnicze plemię Issarów - wojowników zakrywających twarze. Pierwsze opowiadanie jest mocnym wprowadzeniem w akcję, może nie aż tak gwałtownym jak w przypadku Północy, ale za to dużo więcej wyjaśniającym. Jednocześnie jest to chyba najważniejsze opowiadanie w tej części książki. To ono determinuje późniejsze postępowanie Yatecha.
A skoro już o nim mowa, to nie przekonał mnie tak bardzo jak Kenneth. Jest dość ciekawy, niejednoznaczny, ale jednocześnie wszystko kręci się wokół jego przynależności do plemienia i zasad, które w nim panują. Może z czasem coś się zmieni, ale jak na razie nie ma szans z Szóstą Kompanią. Górale rządzą!
Oprócz tego nie mogę oprzeć się wrażeniu, że albo autor przesadził z nadmiarem informacji, albo same historie nie są już tak porywające. Południe jest bardziej przesycone zwyczajami, zasadami i abstrakcyjną magią. Na Północy chodziło o wykonanie zadania, rozwiązanie sprawy, a tutaj tak naprawdę akcja nie zmierza do niczego konkretnego. Wierzę, że historia Yatecha się rozwinie, bo ma duży potencjał, jednak na chwilę obecną Issar wypada dość blado. Częściowo może to też wynikać z faktu, że Szósta Kompania była pierwsza i po prostu skradła moje serce.
A jednak na początku napisałam, że Opowieści to książka na światowym poziomie. Dlaczego tak uważam? Przede wszystkim ze względu na dopracowanie świata. Co prawda na Północy można zauważyć inspiracje anglosasko-germańskie, a Południe to wykapany Bliski Wschód, ale cała koncepcja ekspansji imperialnej opartej na tolerancji religijnej jest świetnym pomysłem i ładnie wyjaśnia potęgę Meekhanu. Jeśli spojrzymy na historię świata, to większość konfliktów zbrojnych wynikało właśnie z różnic religijnych - od spalenia Rzymu i prześladowań chrześcijan za czasów Nerona, aż po współczesne czasy i ataki terrorystyczne.
Poza tym Wegner zadbał o szczegóły, które złożyły się na spójną całość. Stworzył wiele religii i opisał czasy, w których bogowie chodzili po ziemi oraz przedstawił sytuację polityczną imperium, w którym funkcjonują różne wydziały wewnętrzne wzajemnie się zwalczające. Następnie uzupełnił całość tradycjami i zwyczajami plemion zamieszkujących bardzo zróżnicowane etnicznie ziemie Meekhanu, a szczeliny wypełnił magią. Stworzony w ten sposób realizm magiczny z jednej strony wywołuje niepokój, ponieważ nieakceptowalne aspekty Mocy oraz dziwne tradycje królują na kartach Opowieści, a z drugiej wprowadza duży element zaskoczenia.
Poza tym bardzo istotne jest też to, że opowiadania przemawiają do wyobraźni i wywołują emocje. Z niektórymi decyzjami bohaterów można się zgadzać, inne potępiać, ale nie sposób przejść obok nich obojętnie. W ogóle trudno przejść obojętnie obok postaci wykreowanych przez Wegnera. Nawet jeśli ktoś pojawia się raz na 200 stron, to i tak pamiętasz kim był.
Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ - południe nie są może arcydziełem, ale spokojnie mogą konkurować z bardzo dobrymi książkami tego gatunku napisanymi gdziekolwiek na świecie. Jeśli lubisz fantastykę (zwłaszcza z dużą liczbą bitew) oraz cenisz sobie polskich pisarzy, to powinieneś sięgnąć po tę pozycję.
Północ jest surowa i zimna i takie też są opowiadania w pierwszej części książki. Szósta Kompania nie ma łatwego życia: jeśli akurat nie próbuje rozwiązać problemu plemienia kanibali, to wpada po uszy w sprawy polityczne. Mimo to żołnierze nawet przez moment się nie wahają: należą do Górskiej Straży i wypełniają rozkazy. To szczegół, że czasami zdecydowanie wykraczają poza swoje kompetencje za sprawą rudowłosego dowódcy...
Porucznik Kenneth lyw-Darawyt jest człowiekiem, którego nie da się nie lubić. Inteligentny, w miarę zdyscyplinowany, otacza się zaufanymi ludźmi, a do tego włada sarkazmem równie sprawnie jak bronią. Moim drugim ulubieńcem jest dziesiętnik Varhenn Velergorf. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Gdyby nie on, Kenneth nie dogadałby się za dobrze ze swoją kompanią. Zawsze wie, kiedy szepnąć swojemu dowódcy kilka słów na osobności, a kiedy na głos wypowiedzieć zdanie "ogółu" (który oczywiście jeszcze nie ma o tym zdaniu pojęcia).
Z kolei Południe to w dużej mierze pustynny kraj, w którym prym wiodą kupieckie karawany i tajemnicze plemię Issarów - wojowników zakrywających twarze. Pierwsze opowiadanie jest mocnym wprowadzeniem w akcję, może nie aż tak gwałtownym jak w przypadku Północy, ale za to dużo więcej wyjaśniającym. Jednocześnie jest to chyba najważniejsze opowiadanie w tej części książki. To ono determinuje późniejsze postępowanie Yatecha.
A skoro już o nim mowa, to nie przekonał mnie tak bardzo jak Kenneth. Jest dość ciekawy, niejednoznaczny, ale jednocześnie wszystko kręci się wokół jego przynależności do plemienia i zasad, które w nim panują. Może z czasem coś się zmieni, ale jak na razie nie ma szans z Szóstą Kompanią. Górale rządzą!
Oprócz tego nie mogę oprzeć się wrażeniu, że albo autor przesadził z nadmiarem informacji, albo same historie nie są już tak porywające. Południe jest bardziej przesycone zwyczajami, zasadami i abstrakcyjną magią. Na Północy chodziło o wykonanie zadania, rozwiązanie sprawy, a tutaj tak naprawdę akcja nie zmierza do niczego konkretnego. Wierzę, że historia Yatecha się rozwinie, bo ma duży potencjał, jednak na chwilę obecną Issar wypada dość blado. Częściowo może to też wynikać z faktu, że Szósta Kompania była pierwsza i po prostu skradła moje serce.
A jednak na początku napisałam, że Opowieści to książka na światowym poziomie. Dlaczego tak uważam? Przede wszystkim ze względu na dopracowanie świata. Co prawda na Północy można zauważyć inspiracje anglosasko-germańskie, a Południe to wykapany Bliski Wschód, ale cała koncepcja ekspansji imperialnej opartej na tolerancji religijnej jest świetnym pomysłem i ładnie wyjaśnia potęgę Meekhanu. Jeśli spojrzymy na historię świata, to większość konfliktów zbrojnych wynikało właśnie z różnic religijnych - od spalenia Rzymu i prześladowań chrześcijan za czasów Nerona, aż po współczesne czasy i ataki terrorystyczne.
Poza tym Wegner zadbał o szczegóły, które złożyły się na spójną całość. Stworzył wiele religii i opisał czasy, w których bogowie chodzili po ziemi oraz przedstawił sytuację polityczną imperium, w którym funkcjonują różne wydziały wewnętrzne wzajemnie się zwalczające. Następnie uzupełnił całość tradycjami i zwyczajami plemion zamieszkujących bardzo zróżnicowane etnicznie ziemie Meekhanu, a szczeliny wypełnił magią. Stworzony w ten sposób realizm magiczny z jednej strony wywołuje niepokój, ponieważ nieakceptowalne aspekty Mocy oraz dziwne tradycje królują na kartach Opowieści, a z drugiej wprowadza duży element zaskoczenia.
Poza tym bardzo istotne jest też to, że opowiadania przemawiają do wyobraźni i wywołują emocje. Z niektórymi decyzjami bohaterów można się zgadzać, inne potępiać, ale nie sposób przejść obok nich obojętnie. W ogóle trudno przejść obojętnie obok postaci wykreowanych przez Wegnera. Nawet jeśli ktoś pojawia się raz na 200 stron, to i tak pamiętasz kim był.
Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ - południe nie są może arcydziełem, ale spokojnie mogą konkurować z bardzo dobrymi książkami tego gatunku napisanymi gdziekolwiek na świecie. Jeśli lubisz fantastykę (zwłaszcza z dużą liczbą bitew) oraz cenisz sobie polskich pisarzy, to powinieneś sięgnąć po tę pozycję.
Jak już bardzo dobrze wiesz, pokochałam Opowieści z meekhańskiego pogranicza, teraz przede mną "Pamięć wszystkich słów" :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na recenzję :)
Usuńczyli cos dla mnie fatnasy i polski autor :D lubie szczegoly bo to dzieki nim mozemy sobie wyobrazic wszystko ale czy nie jest zbyt przesadnie?
OdpowiedzUsuńTutaj kluczowym określeniem jest ten realizm magiczny. Bo owszem, bestie pustoszą krainy, a bogowie mogą schodzić na ziemię, ale wszystkie aspekty magiczne są mocno osadzone w dość przyziemnym klimacie bitew, wszechobecnej polityce i tradycjach/rytuałach plemiennych. Jeśli spodziewasz się elfów czy orków to się zawiedziesz, ale jeśli szukasz jakiejś historii z magią w tle, w której krew się leje, to zachęcam :P
UsuńNic dodać, nic ująć :) Dokładnie tak, wywołują emocje, jak rzadko która książka w moim przypadku. No powiedz, czyż "Szkarłat na płaszczu" nie był genialny?
OdpowiedzUsuńCo zaś się tyczy Yatecha, to owszem jego historia może wydawać się mniej pociągająca, jednakże myślę że jego mocnym elementem (który niejako wyciąga go na równi z historią północy) jest ta patowa sytuacja, w której się znalazł. Uwięzienie pomiędzy tradycjami i prawami plemienia, które są podstawą jego istnienia, a własnymi pragnieniami.
Był. Chociaż w "Szkarłacie na płaszczu" na pierwszy plan wysuwa się hrabina. Bardzo dobrze zarysowana postać.
UsuńCały czas liczę na to, że Yatech w końcu się rozkręci.