11 kwietnia 2018

Melodia Litny, Łukasz Jabłoński

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, fantastyka, wydawnictwo Zysk i S-ka

Melodia Litny to debiutancka powieść Łukasza Jabłońskiego, która oferuje bliższe spotkanie z wyklętymi – mordercami, rabownikami, nierządnicami i innymi łotrami. Łatwo ich rozpoznać dzięki charakterystycznym tatuażom na policzkach, np. dla banitów jest przeznaczona łapa niedźwiedzia. 

Wilczy kieł dla morderców, byczy róg dla gwałtowników, jaszczurka dla nierządnic, wężowy język dla stręczycieli, srocza głowa dla rabowników, lisia kita dla przeniewierców, sowie oko dla wiedźm, magów i nekromagów, czaszka wołu dla bluźnierców, ropucha dla nieczystych, szczurzy ogon dla żalników i kruczy dziób dla pozostałych znakomitości.”*

Trudno żyć z piętnem wypisanym na twarzy, dlatego niektórzy wyklęci przenieśli się do Bastionu. I to właśnie tam zmierza Malbo, do niedawna znany jako Keveris Salvedia de Illoi, cesarz Dwóch Oceanów, obecnie banita zrzucony z tronu przez brata bliźniaka. Jego przewodnikiem, a później również gospodarzem, jest naznaczony wilczym kłem Thoregar, przywódca Bastionu. Problem polega na tym, że w wiosce wyklętych nie wszystko jest tak piękne, jak się wydaje, a wiele spraw przybiera nieciekawy obrót. Jak w to wszystko wpisuje się banita? Czy odnajdzie spokój i pogodzi się ze swoim losem?

Stop! W tej chwili czuję, że wprowadzam Was w błąd i robię dokładnie to samo, co na początku zrobiła ze mną książka i jej opis. Uznałam, że to Malbo będzie głównym bohaterem i to jego historia będzie tutaj pełniła kluczową rolę, a nie do końca tak jest. Przez znaczną część fabuły banita znajduje się na pograniczu wydarzeń albo w ogóle nie bierze w nich udziału, a cały potencjał jego postaci pozostał niewykorzystany. Główna akcja skupia się bowiem wokół zawirowań w Bastionie oraz prób przejęcia nad nim władzy.

Nie do końca rozumiem też ideę tytułu, ponieważ Litna jest jedną z postaci, którą przy odrobinie dobrej woli można by uznać za drugoplanową. Przyznaję, że ze dwa razy nuciła jakąś piosenkę, raz nawet przy okazji dość istotnej sceny, ale sama melodia nie miała żadnego większego znaczenia ani sensu, dlatego nie wiem, do czego powinnam to odnieść. Zresztą sporo wątków było właśnie takich niedopowiedzianych lub nieskończonych. Podejrzewam, że autor szykuje kontynuację, ale niestety na chwilę obecną ta część jest bardziej wstępem do wydarzeń, które mogłyby się rozegrać w następnych tomach, a to raczej nie jest coś, czego oczekuje czytelnik, decydując się na jakąś książkę. 

Jednak to nie jest tak, że Melodia Litny nie przypadła mi do gustu. Gdy w końcu akcja nabrała tempa, a sprawy zaczęły się komplikować, poszczególne postaci miały okazję zabłysnąć, a całość zaczęła mi się podobać. Mnogość bohaterów o naprawdę parszywych charakterach, z których każdy prowadził własną „politykę” i chciał ugrać jak najwięcej dla siebie i swoich ziomków, sprawiła, że wpadłam w fabułę i dałam się jej ponieść. Podoba mi się, że postaci nie były kryształowe i poza sporadycznymi wyjątkami naprawdę zasłużyły na swoje tatuaże, co udowadniały na każdym kroku. I wszystkie miały równie duże szanse, żeby umrzeć.

Poczucie winy było jej do tej pory tak obce, jak zamiłowanie do bosych przebieżek po śniegu, jednej z ulubionych rozrywek Thoregara. Nie odczuwała go, poświęcając wespół ze swym dawnym mistrzem, Diazzą, siedemnaście jagniąt – tylko po to, by się przekonać, że czar przelanego rogu jest mniej skuteczny, niż to opisał jakiś zgrzybiały mag zza siedmiu mórz.

Na uwagę zasługuje też sposób dzielenia rozdziałów na mniejsze części poprzedzone symbolem wyklętego, z którego perspektywy rozgrywała się akcja. Dzięki temu czytelnik otrzymywał wgląd w całokształt sytuacji i miał szansę zrozumieć pobudki poszczególnych bohaterów. Sprawę ułatwiał również fakt uzupełniania treści o przemyślenia postaci, które niejednokrotnie bardzo różniły się od słów wypowiadanych na głos. 

Nie można też odmówić Jabłońskiemu rozmachu, z jakim stworzył świat. Ojciec Keverisa prowadził rozbudowaną ekspansję terytorialną, więc sceny, w których się pojawiał, pokazywały ogrom ziem i wielkość Dwóch Oceanów. Aż żal, że w książce nie pokuszono się o mapę, która mogłaby przedstawić wszystkie wspominane kraje. Dodatkowo, pod symbolami wyklętych rozpoczynającymi kolejny fragment książki, pojawiały się różne cytaty z ksiąg ludzi żyjących w świecie wymyślonym przez autora. Taki smaczek sprawia, że kreacja wydaje się pełniejsza i bardziej przemyślana.

Niestety to wszystko ginęło gdzieś w odmętach przestylizowanego języka. Sam proces czytania sprawiał niewiele przyjemności, a niektóre słowa wybijały z rytmu. Zdania były rozlazłe i często gubiły sens (odnajdywałam go po trzecim czy czwartym przeczytaniu), a styl niejednokrotnie stawał się bardziej poetycki i natchniony niż w górnolotnej poezji, żeby po chwili spaść do poziomu gaci i rzyci. Doceniam starania, jednak uważam, że autor przesadził i na przyszłość powinien ograniczyć stylizację do poziomu strawnego dla czytelnika. Z drugiej strony słowo „srutać” było jednym z najgenialniejszych słów, z jakimi się ostatnio spotkałam. Uwielbiam je!

Melodia Litny jest ciekawym debiutem literackim, chociaż trochę niedopracowanym. Warto byłoby całkowicie podarować sobie część niedokończonych wątków, żeby podsumować inne. Nie wiem też, czy był sens kreować Malbo na głównego bohatera, skoro wątek byłego cesarza w ogóle nie został dalej pociągnięty. Poza tym przeszkadzało mi, że bez najmniejszych problemów dostosował się do obniżonych standardów życia, jakby od zawsze mieszkał w chałupie. Na szczęście poza banitą większość postaci była napisana w przemyślany i sensowny sposób, świat ma potencjał i gdyby nie ten przerysowany styl, to byłoby naprawdę bardzo dobrze. Właściwie nie jestem pewna, czy mogę polecić tę książkę, bo gdy już się w nią wgryzłam, to poszło mi całkiem sprawnie i nawet język przestał mi aż tak przeszkadzać, ale początki były trudne, a koniec rozczarowujący. Może warto poczekać na kontynuację? Chociaż jeśli wziąć pod uwagę, że to debiut, to myślę, że jednak warto dać książce szansę.


*Cytaty pochodzą z książki Melodia Litny autorstwa Łukasza Jabłońskiego.


Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.

13 komentarzy:

  1. Akurat w zeszłym roku stałam w EMPiKu i trzymałam ją w rękach, zastanawiając się, czy nie kupić... I po przeczytaniu Twojej recenzji aż żałuję, że jej jednak nie wzięłam. No cóż, ale co się odwlecze, to nie uciecze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zeszłym roku? Chyba tygodniu? :D Myślę, że zanim ją weźmiesz, przeczytaj 2-3 strony i sprawdź, czy pasuje Ci styl. Bo to chyba największy minus tej książki (+ postać byłego cesarza jest absolutnie abstrakcyjna). Ale cieszę się, że znalazłaś w recenzji coś, co Cię przekonało, bo obawiałam się, że za bardzo skupiłam się na minusach ;)

      Usuń
    2. Pewnie pomyłka przy okładce, bo w sumie... wygląda mocno sztampowo i kolorystycznie może zlewać się z innymi :D
      Myślałam nad tą lekturą, ale jakoś tak na razie mnie nie przekonuje :D

      Usuń
    3. W gruncie rzeczy jak zobaczyłam okładkę, to w pierwszym odruchu myślałam, że jest o Indianach :D I kolorystyka, i ten księżyc, ta łapa na policzku, sposób związania włosów, no generalnie wszystko sprawiało, że odniosłam takie wrażenie, a tu proszę! O łotrach :D

      Nie będę namawiać, bo w sumie sama nie jestem do końca pewna, czy powinnam ją polecać. Jest w niej coś dziwnego i niedopracowanego, nawet jeśli w pewnym momencie naprawdę się wciągnęłam.

      Usuń
    4. Oo tak, tak, to z okładki powieść o indianach. Zdecydowanie xD

      Usuń
  2. Sam piszę fantastykę, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać, że książka ma wady. Zwłaszcza odstrasza mnie trochę ten przesadzony styl i niedopracowane wątki. Intryguje mnie jednak sama tematyka-mordercy, złodzieje i inni przestępcy, a i sam świat jest pełen potencjału. Kusi mnie ten tytuł, dlatego myślę, że pomimo wad dam mu szansę. Na niedociągnięcia przymknę oko, bo to jednak debiut, dlatego mogę okazać trochę wyrozumiałości (no chyba, że okaże się to istna porażka, w co w sumie wątpię). Tytuł zapisuję na listę! :D

    Pozdrawiam ciepło ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli odstrasza Cię styl, to proponuję, żebyś przy okazji w jakiejś księgarni przeczytała ze 2-3 strony i sprawdziła, jak Ci idzie. Ja w pewnym momencie wciągnęłam się na tyle, że przestał mnie aż tak razić, ale początek miałam bardzo trudny.

      Usuń
  4. Okładka skojarzyła mi sięz "Ostatnim Mohikaninem" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie! Jakaś książka o Indianach, a nie o mordercach, rabownikach i innych łotrach :D

      Usuń
  5. Zaciekawiła mnie ta książka, może uda mi się znaleźć ją w bibliotece :) Jeśli nie, to zdecydowanie wybiorę się po nią osobiście (zwykle robię zakupy online), żeby sprawdzić czy ten styl mi podejdzie, jak pisałaś w komentarzach wyżej.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też przeważnie robię zakupy online, ale w tym wypadku naprawdę radzę zajrzeć do książki i sprawdzić styl ;)

      Usuń