24 marca 2019

Pszczelarz z Sindżaru, Dunya Mikhail

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, non-fiction, wydawnictwo Otwarte

Pszczelarz z Sindżaru od razu przykuł moją uwagę nietypowym tytułem, piękną okładką i opisem, który sugerował mocną, niepokojącą, ale potrzebną lekturę. Tak szybko, jak znalazł się na mojej liście „must read”, tak szybko zabrałam się za czytanie. I co z tego wynikło?

Dunya Mikhail to mieszkająca na co dzień w Stanach Zjednoczonych irakijska poetka i reporterka, która postanowiła przybliżyć historię branek Daeszu znanego w zachodnim świecie jako Państwo Islamskie lub ISIS. Historie porwanych kobiet opowiada jej Abd Allah, niegdyś pszczelarz z Sindżaru, obecnie człowiek, który wykorzystuje wszelkie możliwe sposoby, aby uwolnić jak największą liczbę uprowadzonych kobiet. Telefon dzwoni do niego o każdej porze dnia i nocy, a on przygotowuje plan ucieczki w dosłownie kilka minut. Utrzymuje kontakt z przemytnikami, którzy mogą przewieźć kobiety w bezpieczne miejsce, płaci łapówki i przesyła pieniądze w ramach podziękowania ludziom, którzy zgodzili się ukryć i przetrzymać uciekinierki do czasu, aż dalsza podróż będzie bezpieczna. Nie wzbrania się nawet przed kontaktem z „dżihadystami” i kupowaniem branek bezpośrednio podczas licytacji. Zrobi wszystko, byle tylko wyrwać je z rąk Daeszu.

Historie, które Abd Allah przekazuje autorce, bez wątpienia są straszne i okrutne, a wiele z nich aż nie mieści się w głowie. Jak można w taki sposób traktować drugiego człowieka? Jak można kłamać i czynić zło w imię jakiegokolwiek boga? Jak można usprawiedliwiać wszelkie okrucieństwa tym, że „Bóg tak chce” i np. twierdzić, że dzięki gwałtowi kobieta staje się mniej grzeszna, a oni robią jej przysługę? Niestety problem polega na tym, że większość historii jest przekazana w formie zapisu rozmów telefonicznych, wśród których pojawiają się też informacje o tym, że ktoś im przerwał, więc „zdzwonią się później”. Rozumiem, że to ma na celu pokazanie, że mężczyzna cały czas jest zajęty, a każdy telefon to potencjalna możliwość uratowania kolejnej branki, jednak nie przekonuje mnie ta forma i urywanie opowieści w trakcie.

Nie przekonuje mnie również sama autorka, która tak bardzo się przejmuje i tak bardzo stara się pomóc, że... poświęca się i wstaje o 4:00 rano, bo tylko o tej porze ktoś może do niej zadzwonić z obozu dla uchodźców na drugim końcu świata. Niby ostatecznie wybiera się w podróż do Iraku, ale w czym to niby miało pomóc i co tak naprawdę zmieniło? Nic. Abd Allah twierdzi, że książka sama w sobie będzie stanowiła pomoc i wielką wartość, ale jakoś tego nie widzę i nie czuję. 

Dużo większe wrażenie wywarł na mnie fragment dotyczący amerykańskiego City of Asylum, które uchodźcy przemienili w dzieła sztuki. I tu znów, niestety, autorka ostatecznie musiała wszystko zepsuć, tym razem pseudopoetyckim bełkotem. Kilkadziesiąt stron metafor i porównań sprawiających, że podczas czytania odlatywałam do własnych myśli, bo słowa nie łączyły się w logiczną całość. Nie od dzisiaj wiadomo, że nie jestem miłośniczką poezji, więc nie wykluczam, że ktoś inny zakocha się w tym fragmencie, ale ja miałam tylko jedną myśl: to już wolę rozmowy telefoniczne.

Bo tak ogólnie to myślę, że dużym problemem tej książki jest właśnie jej forma – z jednej strony bardzo prozaiczna, wręcz surowa i nieobrobiona, a z drugiej nazbyt poetycka i wydumana, by do mnie przemawiała. Chciałabym dostać coś pośrodku, coś, co przemówi bezpośrednio do mojej duszy czy mojego umysłu, co sprawi, że nie będę mogła przestać myśleć o ogromnych tragediach, które spotkały ludzi pojawiających się w przedstawionych historiach. O śmierci, bólu, stracie i pogrzebanych nadziejach. Bo to wszystko tam jest, tylko jakoś nie wzrusza i nie przeraża tak, jak powinno.

Liczyłam na to, że Pszczelarz z Sindżaru mnie zachwyci, wzbudzi we mnie ogromne emocje i sprawi, że będę polecać tę książkę wszystkim wokół. Niestety nie zaiskrzyło. Może przyczyna leży w moim nastawieniu, może to nie był odpowiedni czas, żebym wsiąkła w te wszystkie historie (bo pod koniec było jakby lepiej), a może autorka po prostu nie powinna pisać literatury non-fiction. Tak czy siak czuję się zawiedziona.


Za książkę do recenzji dziękuję księgarni internetowej Gandalf.com.pl

2 komentarze: