31 marca 2019

Brama, Richard Phillips

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, fantastyka, Fabryka Słów

To recenzja trzeciego tomu serii Projekt Rho, więc może zawierać spoilery. Jeśli jeszcze nie znasz wcześniejszych części, to polecam recenzje Drugiego okrętu oraz Remedium.

Richard Phillips nie bawił się w przypominanie wątków i odtwarzanie wydarzeń z poprzednich części, tylko od razu wrzucił czytelnika w wir wydarzeń, więc ja zrobię podobnie. Brama ponownie przenosi nas do świata trojga nastolatków o niezwykłych umiejętnościach, psychopatycznych naukowców i zabójczych najemników. Nikt nie może się już wycofać z rozgrywki, bo karty zostały rozdane, a zagłada, ku której zmierza ludzkość (i cała Ziemia), jest coraz bliżej. Kto wygra i jak daleko się posunie, by odnieść sukces? No i jakie będą konsekwencje tego zwycięstwa?

Muszę przyznać, że pod wieloma względami trzeci tom okazał się najlepszy. Autor pozbył się wielu mankamentów z poprzednich części, zachowując przy tym wcześniejszy klimat. Zmiana otoczenia i nowe zasady życia wyszły nastolatkom na dobre, bo chociaż nadal rzucali głupimi i infantylnymi tekstami, to już przynajmniej nie spędzali godzin na bezsensownych rozmowach z rodzicami i prysznicach. Co prawda stali się zbyt wszechmocni nawet jak na interwencję obcych, ale powiedzmy, że jakoś to przeżyłam. Zniknął też podstawowy zarzut, który miałam do pierwszego i drugiego tomu, mianowicie brak grupy docelowej. W tej części zniknęły wszelkie „nastoletnie” bolączki, za to poziom brutalności jeszcze wzrósł (i to znacząco), więc bez wątpienia jest to historia dla dorosłego czytelnika.

To, co niezmiennie fascynuje mnie w tej książce, to mnogość wątków, narracji i celów, do których dążą postaci oraz fakt, że autor w ogóle się w tym nie gubi. Skacze pomiędzy głównymi bohaterami, dodaje kilkadziesiąt wątków pobocznych przedstawionych z punktu widzenia jednorazowo wprowadzonych postaci i narzuca zabójcze wręcz tempo. Do czasu. Po super hiper dynamicznych scenach treningu wojskowego, emocjonujących momentach ucieczki, walki czy akcji w terenie, nagle czytelnik dostaje kilkustronicowy wykład na temat fizyki kwantowej czy teorii czarnej dziury. W takich momentach czułam się jak Kojot, który goni strusia Pędziwiatra i nagle zauważa, że pod stopami ma pustkę, wystawia tabliczkę z napisem „ups!”, po czym spada w przepaść. Następowało całkowite wytrącenie z tempa akcji, a potem nagle powrót na pełnych obrotach. Niby wiedziałam, że coś takiego może się wydarzyć, ale i tak zawsze byłam zszokowana i zupełnie wybita z rytmu czytelniczego. 

Na szczęście zakończenie, mimo że trochę chaotyczne, przysporzyło mi sporo satysfakcji. Uważam, że zostało bardzo sprytnie obmyślone, a do tego idealnie podsumowuje całą trylogię – jest dynamiczne, brutalne i wcale nie tak jednoznaczne, jak mogłoby się wydawać. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak stwierdzić, że Brama stanowi udane zwieńczenie Projektu Rho. Z pewnością nie jest to moja ulubiona seria i raczej do niej nie wrócę, ale nie żałuję, że się z nią zapoznałam. Ale czy warto po nią sięgać? Nie wiem. Mimo że pomysł i realizacja są całkiem niezłe, to całość jest bardzo brutalna, w pierwszym tomie trochę wieje nudą, a nastolatkowie potrafią doprowadzić do szału. Na szczęście na horyzoncie pojawił się Jack, który ratował każdą scenę, w której się pojawił ;)


Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.

2 komentarze:

  1. Chyba nie sięgnę... Książki o nastolatkach mnie nużą i wkurzają niemiłosiernie ostatnimi czasy, a w dodatku nie kocham się zbytnio z science fiction :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałem całą serię już jakiś czas temu i z wielką przyjemnością wróce do tego uniwersum jak tylko wydawnictwo dojdzie do porozumienia oraz przetłumaczy inne serie z tego uniwersum.
    Pozdrawiam
    Książki Czytamy

    P.S.: Jak będziesz miała czas i ochotę to zapraszam do siebie.
    https://ksiazki-czytamy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń