8 kwietnia 2019

Ostatni, Charlie Fletcher

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, fantastyka, trylogia Nadzór, Fabryka Słów

Ostatni to zakończenie trylogii Nadzoru, więc recenzja może zawierać spoilery do wcześniejszych części. Jeśli jeszcze ich nie znasz, to polecam zapoznanie się z wpisami o Nadzorze i Paradoksie.

Jak pewnie pamiętacie, Nadzór Charliego Fletchera całkowicie mnie oczarował swoim klimatem i tym, że wszystko do siebie pasowało. Z Paradoksem było już słabiej, bo nagle fabuła się rozdrobniła, klimat gdzieś przepadł i całość przestała już robić takie wrażenie. Przyznam więc, że do Ostatniego podchodziłam ze sporą dozą niepokoju. Czy słusznie?

Odpowiem od razu: niestety tak. Trzeci tom okazał się chyba jeszcze słabszy niż drugi. Niby wszystko jest poprawne, ale nie tego oczekuję po serii, która na początku mnie zachwyciła i wciągnęła w swój klimat i historię. Przez większą część fabuły postaci szamoczą się, jak ryby schwytane w sieć i nie potrafią podjąć żadnej konkretnej decyzji, więc całość wydaje mi się zbyt przegadana. Ale wiecie co najbardziej mnie zabolało? Bezsensowność wątku Obywatela. Najpierw była wielka tajemnica, kto to w ogóle jest i jaką rolę odegra, potem jakieś dziwne fragmenty z eksperymentami. W końcu wyszło na jaw, co ma wspólnego z Nadzorem, i pomyślałam: O! Super! Szykuje się mocny finał! Zamiast tego pojawił się zarys jakiegoś wielkiego planu i... Rozczarowanie. 

Postaci też jakby straciły charakter i stały się mdłe, pozbawione błysku z pierwszego tomu. Szczególnie odbiło się to na Kucharce, która była jedną z barwniejszych postaci, a tutaj straciła przynajmniej połowę swojego charakteru. Jednak nic nie działało mi na nerwy tak jak Cait i Lucy. Nie wiem, która była gorsza i bardziej irytująca, ale w duecie sprawiały, że miałam ochotę przerzucać strony rozgrywające się w Ameryce. Wiecie dlaczego tego nie robiłam? Bo właśnie tam odnalazłam klimat. Nie był tak porywający jak ten londyński, ale faktycznie czuć było, że to Nowy Świat, ludzie wciąż walczą z żywiołami, a niektóre rejony nadal są dzikie i niebezpieczne. 

I żeby nie było, że ciągle tylko marudzę, to bardzo podobał mi się motyw Zielonego Człowieka. No i cieszę się, że autor nie uczynił swoich bohaterów nieśmiertelnymi, dzięki czemu czytelnik nie ma pewności, czy wszyscy wyjdą cało z opresji. Ba, z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że będzie inaczej. Ale najlepsze zostawiłam na koniec: Slaugh. Fletcher zdecydował się pokazać inną odsłonę nocnych stworzeń i przedstawić ich perspektywę, która nagle przestała być tak przerażająca. Bardzo podoba mi się to, jak realistycznie ujął motyw przemiany i ich ogólny stosunek do Nadzoru.

Podsumowując, niestety Ostatni nie utrzymał poziomu, który narzucił Nadzór. Niby wszystko jest w porządku, ale zupełnie nie tego się spodziewałam. Tragedie, które spotkały ostatnią Rękę, jakoś mnie nie porwały, a zakończenie nie było wystarczająco dobre, aby uratować sytuację. Ogromnie żałuję, że koniec końców spotkało mnie rozczarowanie.


Za książkę do recenzji dziękuję księgarni Gandalf.com.pl

2 komentarze:

  1. Choć bajka jak najbardziej moja to recenzją mnie skutecznie odstraszyłaś ;)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń