Autor: Gail Carriger
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Od razu zaznaczę, że z założenia nie lubię paranormali. O ile sama fabuła może wydawać się ciekawa czy intrygująca, o tyle wątki romansowe są nudne, przesłodzone i zwyczajnie żenujące. Ale ja, jak to ja, wychodzę z założenia, że żeby coś krytykować, trzeba to najpierw poznać (tak, w tym celu przeczytałam nawet Zmierzch). Bałam się jednak wskoczyć od razu na głęboką wodę najckliwszych książek z tego gatunku, wobec czego skorzystałam z faktu, że portal nakanapie.pl szukał recenzentów dla Bezgrzesznej - pozycji, która zbierała nadzwyczaj pochlebne recenzje i wydawała mi się najmniejszym złem. Ciekawi moich wrażeń?
Bezgrzeszna jest trzecim tomem steampunkowego cyklu umiejscowionego w wiktoriańskiej Anglii, o specyficznej nazwie "Protektorat parasola", napisanym przez Gail Carriger. Seria ta jest jej debiutem literackim i prawdę powiedziawszy to widać zarówno w stylu pisarki, jak i kreacji postaci. Na szczęście z każdą następną książką autorka wyrabia sobie pióro oraz dopracowuje większość elementów, dzięki czemu kolejne tomy czyta się coraz przyjemniej.
Muszę jednak przyznać, że przez pierwszą część przebrnęłam z solennym postanowieniem nietykania więcej tego typu książek. Pomysł faktycznie miał potencjał i gdyby zostawić samo "paranormal" wywalając z tego wszelki "romance", to byłby to kawał naprawdę ciekawej lektury. Niestety "romance" musi być... Do tego zachowanie Alexii doprowadzało mnie do szału, a jej podchody z lordem Macconem były nużące i prymitywne. No ale jakoś przeczytałam. Drugi tom był dużo lepszy, gdyż po ślubie skończyły się ich podrygi oraz przynajmniej część idiotyzmów związanych z chęcią pozyskania względów partnera, a co jeszcze lepsze, fabuła była nawet bardziej interesująca niż poprzednio. I wreszcie tom trzeci. O dziwo, moje pragnienie prawie się ziściło i w znacznej mierze usunięto "romance" z treści! Ale może zacznijmy od początku...
Lady Alexia Maccon zaszła w ciążę i to nie z byle kim. Ojcem jest wilkołak, który jak wiadomo nie jest do końca żywy, więc niby jak mógł spłodzić dziecko? W związku z tym zostaje posądzona o zdradę Conalla, wyrzucona przez tegoż z domu, publicznie zniesławiona, pozbawiona urzędu muhjah, a gdy próbuje skorzystać z zaproszenia lorda Akeldamy, okazuje się, że ten zniknął. Bo jeśli coś ma pójść nie tak, to najlepiej na całej linii, prawda? Alexia wyrusza więc w dość niebezpieczną i pełną przygód podróż do Włoch, gdzie ma nadzieję dowiedzieć się od templariuszy, w jaki sposób powstał "dzieciofeler", który rozgościł się już w najlepsze w jej brzuchu i notorycznie uprzykrzał życie. Ciężko również stwierdzić, kto jest w większym niebezpieczeństwie - Alexia, na której życie dybią m.in. mechaniczne biedronki, czy może raczej sklep madame Lefoux, którym podczas nieobecności właścicielki zajmuje się młoda pani Tunstell.
Jednak to wszystko błahostki w porównaniu z tym, co robi lord Maccon. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że pijane* wilkołaki są niesamowicie zabawne i rozbrajające, a ich teksty powodują parsknięcie śmiechem. Kto nie wierzy, niech sam sprawdzi - oto przykładowy tekst pijanego Conalla:
"- Ha! Miejże oko na glebę. Cwana bestia, chwila nieuwagi i skacze człowiekowi do gardła."
Jednak to wszystko błahostki w porównaniu z tym, co robi lord Maccon. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że pijane* wilkołaki są niesamowicie zabawne i rozbrajające, a ich teksty powodują parsknięcie śmiechem. Kto nie wierzy, niech sam sprawdzi - oto przykładowy tekst pijanego Conalla:
"- Ha! Miejże oko na glebę. Cwana bestia, chwila nieuwagi i skacze człowiekowi do gardła."
Gail Carriger, Bezgrzeszna, str. 26
A to jego dyskusja z profesorem Lyallem:
"- Skąd wziąłeś alkohol? [...] I jak się tu znalazłeś? Pamiętam, że sam kładłem cię wczoraj do łóżka. [...]
- Poszedłem się wybiegać. Potrzebowałem ciszy i spokoju. Chciałem poczuć wiatr w sierści. I ziemię pod łapami. Chciałem, och... - Czknął. - ... Sam nie wiem. Pogadać z jeżem.
- I co, znalazłeś?
- Co? Się schował. Głupi jeż. [...]
- Spokój, czy znalazłeś spokój?"
Gail Carriger, Bezgrzeszna, str. 26-27
O ile w poprzednich częściach żarty były na dość niskim poziomie, o tyle w Bezgrzesznej humorystyczne kwestie doskonale poprawiały mi nastrój. Dzięki nim książka w pełni spełnia swoje założenie i zapewnia odpowiednią rozrywkę. A to dobry znak dla tego gatunku.
Kolejną mocną stroną tej serii jest fabuła. Co prawda nie jest aż tak ciekawa, jak ta z drugiej części, jednak nie można się przy niej nudzić. Akcja została rozbita na dwa wątki - podróż Alexii oraz sytuację w Londynie, gdzie profesor Lyall próbuje ratować watahę oraz Anglię, stara się doprowadzić lorda Maccona do porządku i skłonić do uznania dziecka oraz przygotowuje się do pełni - dzięki czemu znacznie zwiększa się dynamika opisywanych wydarzeń.
Niestety - tak jak jedna jaskółki wiosny nie czyni, tak humorystyczna i ciekawa fabuła nie sprawia, że książka staje się arcydziełem. W Bezgrzesznej brakuje bowiem naprawdę porządnie wykreowanych postaci. Niby każdy ma charakterystyczne cechy odróżniające go od innych bohaterów, a jednak w pewnych momentach się to zwyczajnie zlewa lub, co gorsza, zmienia. W najgorszym świetle bez cienia skrupułów stawiam Alexię, ponieważ jej niespójnego zachowania bynajmniej nie można usprawiedliwić zmianami hormonalnymi związanymi z ciążą. Dla odmiany najlepiej wypadają wilkołaki z profesorem Lyallem na czele. Po nim można się przynajmniej spodziewać kultury w każdej sytuacji.
I tutaj nachodzi mnie refleksja, że prawdopodobnie sama wykopałam pod sobą dołek wybierając taką pozycję na upewnienie się w swojej decyzji względem paranormali. Wciąż nie znoszę wątków "romance", ale samo "paranormal" było w tym przypadku przyjemną formą relaksu. Trzeba przyznać, że Gail Carriger po prostu miała pomysł na książkę i stworzyła naprawdę intrygujący oraz innowacyjny świat z bardzo dobrze wkomponowaną nutą steampunku. Nie ukrywam również, że z chęcią dowiedziałabym się czegoś więcej na temat bezdusznych, gdyż tak samo jak bohaterów książki ciekawią mnie ich umiejętności i możliwości.
Dlatego też nie pozostaje mi nic innego jak stwierdzić, że mimo wszystko odbieram Bezgrzeszną pozytywnie, uśmiałam się podczas czytania, a sama historia ma to "coś". Jeśli ktoś ma ochotę na nieco inne spojrzenie na fantastykę, to jak najbardziej może się skusić, o ile nie przerażają go wątki z cyklu "romance", a i tych w tej części było niewiele. Czy to dobrze, czy źle - pozostawię już Waszej opinii. Ja byłam z tego zadowolona.
* Jeśli coś wam mówi, że wilkołaki nie upijają alkoholem, to macie rację...
Za książkę do recenzji dziękuję portalowi nakanapie.pl
Ja też uważam, że Bezduszna miała za dużo romance i procentowe zmniejszenie udziału tego elementu w kolejnych książkach serii przyjęłam z radością :) Mam nadzieję, że czwarta część cyklu będzie pod tym względem jeszcze lepsza. No i jestem niezmiernie ciekawa tego wątku dziecięcego - co też z niego/niej wyrośnie? ;)
OdpowiedzUsuńNiestety pierwszy tom mnie odstraszył i po kolejne nie zamierzam sięgać :(
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej serii i może przeczytam pierwszą część, żeby przejść do kolejnych tomów ;P.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze ani jednej książki z tej serii, ale jak będę mieć czas to chętnie sięgnę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Gail Carriger utrzyma tendencję zwyżkową, bo również uważam, że im dalej tym lepiej. Do arcydzieła brakuje, ale całkiem przyjemnie się czytało i na pewno sięgnę po czwarty tom.
OdpowiedzUsuńRównież i dla mnie tego "romance" mogłoby być mniej : )
Serię mam wpisaną na listę do przeczytania. Na pewno jej nie ominę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za elementami "romance", ale "Bezduszna" przypadła mi do gustu. Liczę na to, że pozostałe tomy też mnie nie zawiodą
OdpowiedzUsuńO tak, pijany lord Maccon jest bezkonkurencyjny!
OdpowiedzUsuńOdpowiem grupowo, bo większość osób napisała podobnie - ulżyło mi, że nie jestem jedyną, której elementy "romance" niekoniecznie przypadły do gustu :)
OdpowiedzUsuń@Tiridenth, im dalej, tym lepiej, ale prawdę powiedziawszy, nie dziwię Ci się. Gdybym nie to, że dostałam do recenzji Bezgrzeszną, prawdopodobnie też bym nie sięgnęła po kolejny tom.
przeczytałam bezwszelakie części , pozytywny odbiór, chyba tęskniłam za głupkowatym romansem, bo mi jakoś nie przeszkadzał w 1 tomie...może dlatego, że czytałam po angielsku, dla wprawy, i nie bardzo kumałam o co chodzi..;)) Steampunk jest zjawiskowy, zwłaszcza w wydaniu Iana R.MacLeoda....... Ale. Nie trzeba zawsze i wszędzie szukać powagi i doznań kultury wyższej. Czytam, bo kocham to robić.
OdpowiedzUsuń