10 września 2020

Bożogrobie, Jay Kristoff

Wiedźmowa głowologia, fantastyka, wydawnictwo MAG

Bożogrobie to drugi tom trylogii Jaya Kristoffa. Jeśli nie znacie tej serii, to zachęcam do zapoznania się z recenzją pierwszej części – Nibynoc.

Świat byłby pięknym miejscem, gdybyśmy zawsze dostawali to, czego chcemy. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy okazuje się, że to, czego pragnęliśmy, jest oszustwem. W takiej sytuacji znalazła się Mia, która została zabójczynią, a przy tym odkryła, że los lubi sprowadzać na nią nieprzyjemne niespodzianki. Decyduje się więc na dość absurdalny ruch, jakim jest sprzedanie samej siebie do niewoli i uczynienie z siebie gladiatorki. No cóż, mogło być gorzej, prawda?

Mam duży problem z drugim tomem, ponieważ jest osadzony na tak głupich i bezsensownych podwalinach, że trudno mi było przejść nad nimi do porządku dziennego. Okej, rozumiem, że Mia wierzy w swoje możliwości i umiejętności, ale serio? Na arenach ginęli lepsi od niej i jeden dodatkowy cień nie powinien sprawić, że będzie niezwyciężona. Mam więc wrażenie, że autor oczekuje ode mnie zbyt dużego zawieszenia wiary i zaakceptowania zbyt dużego absurdu. Nawet szalona Mia nie powinna być taka głupia.

Jeśli jednak komuś uda się odłożyć logikę na bok, to znajdzie kilka ciekawych rozwiązań fabularnych, które są w stylu Kristoffa. Plot twisty są tutaj na porządku dziennym, zdrady napędzają kolejne zdrady, a sojusznicy zmieniają się w błyskawicznym tempie. Widać, że dla odmiany te fragmenty autor solidnie przemyślał, bo w przeciwieństwie do motywu, który doprowadził do tej sytuacji, samo poprowadzenie historii ma sens.

Mimo to najjaśniejszą gwiazdą na firmamencie Bożogrobia są bardzo dobrze skonstruowani bohaterowie. Podoba mi się, że nie są czarno-biali i każdy z nich ma coś za uszami, a jednocześnie potrafią zaskoczyć jakimś dziwnym, choć uzasadnionym zachowaniem w najmniej oczekiwanym momencie. Tak na dobrą sprawę relacje między postaciami oraz ich charaktery są najmocniejszym punktem tej książki (Sidonius <3).

Żałuję tylko, że Pan Życzliwy stracił część swojego uroku w wyniku „szczeniackich” przepychanek słownych z Eklipsą. Może i czasami jest to zabawne, ale niestety przeważnie jedynie nuży i wywołuje zażenowanie. Podobną reakcję wywołują (nadal) przypisy, które są tak śmieszne, że mam ochotę płakać. Nie mam pojęcia, kto powiedział autorowi, że to będzie zabawne, ale powinien się smażyć w specjalnym kręgu piekła przeznaczonym dla tych, którzy dają złe rady pisarzom.

Podsumowując, trudno przeczytać drugi tom i nie czekać na trzeci. Kristoff odpowiedział na kilka wątpliwości z pierwszego tomu, ale zamiast prowadzić czytelnika w stronę rozwiązania tajemnicy Bożogrobia, zostawia go z kolejnymi pytaniami. No i nie ukrywajmy, Mia ma przerąbane, a ja jestem ciekawa, jak tym razem wybrnie z sytuacji (oby tylko nie miała już tak absurdalnych pomysłów).


Za książkę do recenzji dziękuję księgarni internetowej Gandalf.com.pl ;)

1 komentarz: