26 maja 2021

Jak długo żyje książka w dzisiejszych czasach?


Dzisiaj nie będzie recenzji, tylko kilka rozważań, które jakiś czas temu zaczęły zaprzątać mi głowę i nie chcą się odczepić. Czy też macie wrażenie, że obecnie książki żyją jeszcze krócej niż, dajmy na to, dwa lata temu? Zastanawiałam się, co może być przyczyną takiego stanu rzeczy, więc jeśli jesteście ciekawi moich przemyśleń lub macie własne, to zachęcam do dyskusji.


Jak wygląda życie książki?

Przede wszystkim należy się zastanowić, jak długo obecnie „żyje” książka. Z moich obserwacji (w żaden sposób niepopartych realnymi i rzetelnymi badaniami) wynika, że są to mniej więcej trzy miesiące, przy czym w dużej mierze wszystko zaczyna się miesiąc, nawet dwa przed premierą.


1-2 miesiące przed premierą

Dwa miesiące przed premierą zaczynają pojawiać się takie rzeczy, jak okładka, zapowiedź tytułu, blurb, krótkie fragmenty książki. Wydawnictwo zaczyna robić szum wokół tytułu. Często już na tym etapie do promocji dołącza autor.

Następnie powieść (często w formie egzemplarzy przedpremierowych) zostaje rozesłana do pierwszej grupy recenzentów, którzy napędzają hype, czyli kreują modę na dany tytuł. Na tym etapie większość recenzji jest pozytywna. Nie chodzi nawet o to, że recenzenci nie są wiarygodni i unikają mówienia o mankamentach powieści, chociaż i takie sytuacje się zdarzają. Po prostu ludzie, którzy decydują się na współpracę z danym wydawnictwem, bardzo często są wzorcową grupą odbiorców, a to oznacza, że te tytuły po prostu im odpowiadają.

Niektóre wydawnictwa organizują przedsprzedaż. Czasami możliwy jest zakup książki razem z gadżetami, innym razem powieść pojawia się z pewnym wyprzedzeniem w Empiku lub na stronie księgarni wydawcy. A co robią czytelnicy, na których ten tytuł wyskakuje od miesiąca z lodówki? Kupują. Chyba że są wielkimi przeciwnikami hype’u, co ostatnio jest coraz częstsze, to czują jedynie zniechęcenie. No cóż, nie da się wszystkim dogodzić ;)


Okolice premiery

W tym momencie pojawia się kolejna fala hype’u, napędzana drugą grupą recenzentów, którzy dostają od razu egzemplarz finalny (i nadal są grupą docelową książki), a także zachęconymi czytelnikami, którzy kupili powieść w przedsprzedaży. Przeważająca większość recenzji nadal jest pozytywna.

O książce jest głośno również za sprawą wydawnictwa, które oczywiście niezmiennie dba o promocję, tworzy różne formy zabawy, czasem organizuje konkursy lub udostępnia recenzentom i patronom możliwość przygotowania konkursów z nagrodą w postaci premierowej powieści.

Często organizowane są spotkania autorskie, na których autor osobiście zachęca do zakupu książki i uchyla rąbka tajemnicy, jak przebiegał proces twórczy.

Bardzo często książka pojawia się też na platformach, takich jak Legimi, Storytel czy Empik Go, więc staje się ogólnodostępna dla wszystkich, którzy niekoniecznie chcą zasypywać się tytułami przed sprawdzeniem ich jakości.

W skrócie: wszyscy czytają i się zachwycają (albo i nie).


Miesiąc po premierze

Właściwie wszyscy, którzy byli zainteresowani tytułem, zdążyli go już kupić, a może również przeczytać i powychwalać w swoich mediach społecznościowych. Oczywiście wciąż pojawiają się maruderzy, którzy dopiero sięgają po powieść.

Książkę przeczytało też więcej osób niepasujących idealnie do grupy docelowej wydawnictwa. W związku z tym wzrasta liczba negatywnych opinii. Hype mija, ekscytacja też, a przychodzi pora na refleksję. Co ciekawe, negatywne recenzje i spadek hype’u sprawiają, że powieścią zaczynają interesować się osoby, które do tej pory kręciły nosami i jakoś nie miały na nią ochoty.


Dwa miesiące po premierze (i później)

Zasadniczo o książce mówi się coraz mniej i rzadziej, chociaż pojawiają się opinie osób, które zrezygnowały z czytania powieści na fali hype’u lub po prostu miały inne sprawy.

Wydawnictwa już dawno skupiły się na promocji innych tytułów, recenzenci czytają kolejne książki, a czytelnicy łapią się na lep powieści, o których jest głośno w danym momencie.


Oczywiście to nie jest tak, że po tym czasie nikt już zupełnie nie mówi o książce, ale weźmy takie Niewidzialne życie Addie LaRue V.E. Schwab. Powieść miała niesamowicie rozdmuchaną promocję, był nawet hasztag #pamiętamAddie. I tak szczerze, kto dzisiaj pamięta o Addie?


Z czego wynika krótkie życie książki?

Nie ma jednej przyczyny, dla której książka tak krótko żyje. Przede wszystkim powiedziałabym, że problemem jest zbyt nasycony rynek wydawniczy. W tej chwili każdy może pisać i każdy może wydać książkę, więc co miesiąc zalewa nas fala nowych tytułów, z których musimy wybrać coś dla siebie. I tu pojawia się kwestia promocji. Człowiek podświadomie zdecyduje się na tytuł, o którym już wcześniej słyszał. Na tym mechanizmie psychologicznym opierają się wszystkie reklamy telewizyjne. Szybciej zdecydujemy się bowiem na zakup proszku Vizir czy Ariel, bo słyszeliśmy już te nazwy, niż proszku Białe marzenie, o którym nikt nigdy nic nie powiedział. I to nawet wtedy, gdy nie ufamy „wielkim, zachodnim producentom”.

To też jest powód, dla którego niektóre książki zupełnie przechodzą bez echa, mimo że są lepsze od „konkurentów”. Czasami wydawnictwo skupi się na promocji jednego tytułu, a zaniedba inny. Innym razem premiera zbiegnie się w czasie z książką innego wydawnictwa, które stać na dużo większą i bardziej rozdmuchaną akcję promocyjną. I tak tytuł, który jest naprawdę dobry, ginie wśród innych powieści.

Oczywiście są też książki, które tak naprawdę nie potrzebują wielkiej reklamy. Na ogół wynika to albo z renomy wydawnictwa lub serii wydawniczej (np. Uczta Wyobraźni wydawnictwa MAG czy Wehikuł czasu Rebisa), albo ze sławy samego autora. Czy Albatros musi się wysilać z promocją dowolnego tytułu Stephena Kinga? Wątpię. 

Są to jednak książki, które wychodzą poza schemat, o którym dzisiaj piszę. Ich sprzedaż będzie miała swoje wzloty i upadki, ale w ten czy inny sposób będzie w miarę regularna.


Jak zapobiec krótkiemu życiu książki?

Na to nie ma prostej odpowiedzi. Nie wiem, czy w ogóle jakakolwiek istnieje. Obawiam się, że częściowo winę za ten stan rzeczy ponoszą wydawnictwa, które wysyłają recenzentom książki przed premierą lub w jej okolicy, dają ograniczony czas na przeczytanie i zrecenzowanie tytułu, i przez to odcinają sobie możliwość późniejszego przywoływania powieści. Nie twierdzę, że nie powinny tego robić w ogóle, ale może warto się zastanowić nad rozsyłaniem książek recenzenckich w dowolnym terminie lub na przestrzeni kilku miesięcy od premiery, aby zapewnić im dłuższe życie na rynku.

Bardzo ważne jest również osobiste zaangażowanie autora na etapie promocji. To właśnie on ma największe szanse na nagłaśnianie informacji o książce jeszcze kilka miesięcy po premierze. Jeśli dobrze wszystko rozegra, będzie aktywny i stworzy społeczność, to istnieje większe prawdopodobieństwo, że jego powieść odniesie sukces. Dlaczego? Tu działają dwa mechanizmy. Pierwszy z nich wiąże się ze zjawiskiem ekskluzywności. Czytelnicy mają poczucie, że należą do wyjątkowej grupy osób, które wiedziały o książce z wyprzedzeniem, miały dostęp do materiałów przed premierą itd. Jeśli do tego nawiązali bezpośredni kontakt z autorem, udało im się porozmawiać lub nawet dostali odpowiedź na swój komentarz, to pojawia się drugi mechanizm, nazywany w psychologii społecznej pławieniem się w cudzej chwale. Polega on na tym, że osoba niejako odbiera sukces autora jako własny. W związku z tym kibicuje mu i promuje tytuł, bo może się wtedy pochwalić własną „relacją” z twórcą.

Myślę również, że my, czytelnicy, powinniśmy wspominać o naszych ulubionych książkach nie tylko przy okazji podsumowań kwartału czy roku, ale też pomiędzy, może w jakichś zestawieniach? Wracajmy do starych recenzji, przywołujmy je. Polecajmy te mniej znane tytuły innym, może organizujmy maratony czytelnicze czy inne akcje, które przypomną o książkach „zapomnianych”.

Mój osobisty wkład polega na tym, że na Instagramie zorganizowałam akcję Maj miesiącem niedocenianych książek. Zachęcam w niej ludzi, aby pokazywali książki, które uważają za niedoceniane – czy to w formie zdjęć, czy plansz w relacjach. Myślę też o kilku innych akcjach, ale co z tego wyjdzie, to jeszcze się okaże.

A wy? Macie jakiś sposób na to, aby książki żyły dłużej?

5 komentarzy:

  1. Też mi się wydaje, że dużo tutaj robi hype'owanie książki tylko w krótkim okresie. Jakby rozsyłać egzemplarze ludziom w różnych momentach (podzielić to na więcej grup), to być może promocja trwałaby dłużej, a książka była bardziej obecna.

    Bardzo fajny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny tekst :) Przeczytałam, że w 2019 roku w Polsce ukazało się... 36128 książek. To prawie 100 książek dziennie! Więc w zasadzie zamiast się dziwić, że książki tak krótko żyją, możemy się dziwić, jakim cudem pojedyncze książki jeszcze udaje się wypromować i skłonić ludzi do ich kupienia :D

    Dodałabym jedną rzecz, która jest niesamowicie istotna w procesie "życia" książki - dystrybucja i tzw. promocje handlowe. Wydawnictwa ze wszystkimi akcjami promocyjnymi i kreowaniem "hype'u" celują w czas, kiedy została opłacona promocja w Empiku i innych sieciach handlowych. Promocje w Empiku (tzw. parasole, albo umieszczenie książki w sekcji "Polecamy") kosztują naprawdę słono i trwają zazwyczaj 2 tygodnie, kiedy to książka jest podstawiana czytelnikowi dosłownie pod nos. Przeciętny czytelnik nie zawsze czyta blogi, za to często chodzi do księgarń i zazwyczaj sięga po to, co jest wystawione. Gdy promocja w Empiku/sieciach internetowych się kończy, zainteresowanie książką spada - i ze strony czytelników, i recenzentów. A wydawnictwo musi wtedy przerzucić się na kolejną książkę.

    W swoich doświadczeniach wydawniczych bardzo gorzko się przekonałam, że jeśli o książce trąbią blogi i mainstreamowe gazety, ale nie zostanie to skoordynowane z promocją w Empiku, to sprzedaż wcale nie jest imponująca. Kiedy pracowałam w wydawnictwie, wydawaliśmy rewelacyjny reportaż, który trafił dosłownie wszędzie - wywiady w radio, Newsweek, Polityka, reklamy w metrze, sporo recenzji w portalach i na blogach, wszystkie pozytywne. Ale Empikowi... nie spodobała się okładka (tak, czasem to decyduje) i wstrzymał promocję :D Sprzedaż była rzędu kilkuset egzemplarzy w ciągu miesiąca - a przecież książka w Empikach była, tylko na półkach a nie na promocji. Oczywiście teraz się to zmienia, zmiany przyspieszyła pandemia i wzrost sprzedaży internetowej - ale nadal mam wrażenie, że jako blogerzy przeceniamy moc recenzji na blogach - instagramowy hype nie dociera jednak do większości czytelników, a jego odbiorcami są w dużej mierze... inni blogerzy :) Teraz to się zmieniło, ale jeszcze kilka lat temu głównym efektem recenzji na blogu nie był wzrost sprzedaży, tylko wzrost ilości zapytań o darmową książkę do recenzji albo na konkurs :D

    Wydaje mi się też, że obecnie kluczem do "przedłużenia życia" książce jest właśnie wspomniane przez Ciebie zaangażowanie autora i jego umiejętność tworzenia społeczności - nie czytam już od dawna serii Katarzyny Puzyńskiej, na recenzje praktycznie nie trafiam, ale śledzę ją na Instagramie i dzięki temu cały czas wiem, co się dzieje wokół Lipova :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W pełni zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś. Jedynym problemem w promowaniu ukochanych tytułów długo po premierze, jest ich dostępność w sprzedaży. Miałam tak z "Jesiennymi Ogniami" - zakochana po uszy trąbiłam przy każdym zestawieniu etc., aż w końcu (parę lat temu) czytelnicy zwrócili mi uwagę, że choć bardzo chcieliby je przeczytać, to zwyczajnie nie mogą, bo jej nigdzie nie mogą kupić.
    W ten sposób książka naprawdę umiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się "Jesienne ognie" spodobały. Chętnie kupiłabym na prezenty, tylko cóż z tego, skoro nie ma nowych wydań :/

      Usuń
  4. A ja tak sobie myślę, że to zależy od wydawcy. Np. Mag od ładnych paru lat postawił na szybko schodzące nakłady (czyt. zmniejszył je). I tu rzeczywiście książka ma krótki żywot - bo o czym tu gadać, skoro kupić już nie można. Ale np. Fabryka Słów część książek (Piekara, Grzędowicz, Komuda) utrzymuje w ciągłej sprzedaży - kończy się nakład, robią dodruk, albo nowe wydanie.

    Inna rzecz, że wciąż powtarzam: warto wyjść poza nowości, bo książka to nie sok marchwiowy, nie przeterminuje się.

    I jeszcze jedno: blogi, a tym bardziej instagram, to nie cały świat. To tylko pewna bańka, a większość czytelników ma to w nosie - idzie do księgarni czy biblioteki i bierze co polecą.

    OdpowiedzUsuń