16 maja 2021

Czerwony Lotos, Arkady Saulski

Wiedźmowa głowologia, Fabryka Słów, fantastyka

Kentaro jest Duchem. Biegle posługuje się bronią, jest szybszy od dowolnego wojownika, ma wyostrzone zmysły, praktycznie nie musi spać. I ma jeden cel w życiu – chronić swoją panią. Kiedy zawodzi, dostaje drugą szansę, a wraz z nią nową rodzinę. Czy zdecyduje się ją chronić, czy pragnienie zemsty przesłoni zdrowy rozsądek?

Powieści umiejscowione na Dalekim Wschodzie mają specyficzny styl i klimat. Mam problem, żeby opisać, na czym dokładnie polega ta odmienność, ale wszystkie książki związane z tym kręgiem kulturowym, które do tej pory miałam okazję przeczytać, mają pewne cechy wspólne bez względu na gatunek czy pochodzenie autora. Są dość surowe w formie, obrazowe w opisach walk i śmierci, a przy tym niepozbawione swoistego piękna. W każdej z nich, w ten czy inny sposób, pojawia się idea honoru, wierności i przestrzegania zasad. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie i w tej chwili nie umiem znaleźć żadnego wyjątku.

Zdecydowałam się na przeczytanie Czerwonego Lotosu ze względu na notę biograficzną autora. Arkady Saulski ma bowiem liczne powiązania z Krajem Kwitnącej Wiśni, a ja byłam ciekawa, jak będzie wyglądać książka napisana przez człowieka Zachodu, który naprawdę zna kulturę Dalekiego Wschodu. Co wyszło z tego połączenia?

Właściwie… wyszło to, czego się spodziewałam. Gdyby ktoś mi powiedział, że tę książkę napisał Japończyk, Amerykanin albo Nowozelandczyk, powiedziałabym: OK, wierzę. I wydaje mi się, że w tej sytuacji to komplement. Odnoszę bowiem wrażenie, że gdy autor podejmuje się napisania książki, której akcja rozgrywa się w rzeczywistej czy fikcyjnej Japonii (tutaj nazywanej Nipponem), jego tożsamość zostaje przesłonięta przez charakterystyczne dla tego kręgu kulturowego motywy. Bo kim jest Kentaro, jeśli nie roninem, który powinien pomścić śmierć swojego pana, a potem oddać życie, aby zmazać własną hańbę? Kim jest Hiroshi, jeśli nie szogunem, który pragnie przejąć rzeczywistą władzę nad zwaśnionym Nipponem gnębionym przez barbarzyńskich Manduków? Czym jest poświęcenie, które obaj doskonale znają, chociaż rozumieją je zupełnie inaczej? 

To wszystko znane i popularne motywy, a jednak książce Saulskiego nie brakuje świeżości. Podoba mi się postać Hebiego – jest nieoczywista, wywołuje sprzeczne odczucia i chociaż wydaje się zupełnie nie pasować do „wzniosłości” Japonii, jest zarazem idealnym jej przedstawicielem. Lubię tę wątpliwą moralność podszytą honorem i cieszę się, że w Czerwonym Lotosie znalazło się miejsce dla kogoś takiego. Na szczęście nie jest to jedyny przykład dobrej kreacji bohatera, ponieważ na każdą postać można spojrzeć dwojako i pochwalić lub potępić jej postępowanie. Bo kto jest lepszym człowiekiem: ten, kto poświęci jednostki, aby ocalić lud, czy ten, kto zabije tamtego mordercę? A może ten, kto poświęci swoje życie? Jeśli tak, to wciąż pozostaje pytanie, w imię czego to zrobił.  

Chociaż sama fabuła wydaje się dość prosta, to te wszystkie smaczki i kontrowersyjne decyzje bohaterów nadają jej głębi. Mimo to z przykrością muszę przyznać, że czasami historia mi się dłużyła. Pojawiały się fragmenty, które nic nie wnosiły, powielały treści lub rozdmuchiwały jakiś aspekt do granic możliwości. Takie rzeczy jak filozofia, wewnętrzne rozterki i przemiany bohaterów są istotne, jednak zabrakło mi w tym wszystkim płynności i lepszego rozłożenia napięcia. 

Myślę, że pewien problem stanowi też dość specyficzny język, który sprawia, że książki nie da się po prostu „połknąć”. Nie mówię tu nawet o obcym nazewnictwie, tym bardziej że na końcu pojawia się słowniczek, a część terminologii jest znana osobom zaznajomionym z kulturą Dalekiego Wschodu, ale raczej o stylu autora. Jak najbardziej wpisuje się on w orientalny charakter powieści, jednak nie są to do końca moje klimaty. Jeśli mam wybrać pomiędzy oszczędnością opisów wymieszaną z nutą poezji i brutalności a chwytliwym i dynamicznym przedstawieniem walki, to zawsze wybiorę tę drugą opcję.

Podsumowując: Czerwony Lotos Arkadego Saulskiego jest porządnym kawałkiem fantastyki w doskonale skrojonym świecie stylizowanym na średniowieczną Japonię. Zdecydowanie na plus należy zaliczyć postaci oraz kreację świata z nutą magii, jednak sam sposób przedstawienia historii nie do końca mnie zachwycił. Styl jest nieco toporny, ale mogłabym to samo powiedzieć o większości książek związanych z Dalekim Wschodem, więc to, że dla mnie okazało się to problemem, nie zmienia faktu, że autor dobrze wykonał zadanie i oddał ducha Japonii.


Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.

Wiedźmowa głowologia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz