Autor: Wojciech Cejrowski
Wydawnictwo: Poznaj świat
Rok wydania: 2006
Wojciecha Cejrowskiego znają chyba wszyscy i wątpię, żeby ktokolwiek przeszedł obok niego obojętnie. Nie tylko ze względu na hawajską koszulę, krótkie spodenki i bose stopy, które są niejako jego znakiem rozpoznawczym (powiedziałabym nawet, że to jego najmniejszy "problem"). Jest to człowiek kontrowersyjny, niejednokrotnie uszczypliwy, o bardzo ciętym języku, który notabene kilkukrotnie uratował mu życie i bardzo mocno określonych poglądach. Co więcej - nie boi się o nich mówić.
O ile można go lubić bądź nie znosić jako człowieka, o tyle ciężko pozostać neutralnym lub nawet negatywnie nastawionym wobec jego Opowieści (tak, opowieści przez wielkie "O"). Opisuje swoje przeżycia w sposób niezwykle barwny i humorystyczny, a chwilami również pełny napięcia. Bawi się słowem i znakiem pisanym. Sprawia, że w tych historiach faktycznie słychać jego głos. Czasem przytłumiony, innym razem donośny, może nawet nieco skrzekliwy, ale za to zawsze charakterystyczny. Dzięki temu odnosi się wrażenie, że nie czyta się książki, lecz słucha relacji z podróży - razem z emocjami autora, jego odczuciami, specyficznym odbieganiem od tematu. I wszystko to zostało okraszone pięknymi zdjęciami*.
A teraz trochę o samej książce.
Posłuchajcie...**
Znajdziemy w niej zbiór Opowieści - na ogół nie przedstawianych chronologicznie, a jednak połączonych w bardzo konkretny i sprecyzowany sposób (historie o Indianach, przekraczaniu granic czy paskudnych Schmetterlingach). Wszystkie posiadają morał, który może być zarówno sensowny i logiczny, jak również niezrozumiały i zamglony. Na ogół bywa jednak zabawny i jest zgrabnym podsumowaniem wcześniejszych wywodów.
Urzekła mnie również idea tłumacza. Zaczynając od noty od wydawnictwa na początku, poprzez kłótnie i dyskusje tłumacza z autorem (lub autora z tłumaczem - różnie bywało) wplecione w przypisy oraz ostatecznie do wyjaśnienia wielu spraw na końcu książki.
Jednak najbardziej przykuł moją uwagę przemyślny sposób w jaki autor przekazuje rady dotyczące podróżowania i wysyła komunikaty ostrzegawcze - czego należy się strzec, co zabierać ze sobą na takie wyprawy, jak się zachować w różnych trudnych sytuacjach (tutaj jak nigdzie przydaje się tupet jak taran, co autor wielokrotnie udowodnił). Sprawia, że każdy kto przeczytał jego książkę będzie lepiej przygotowany do podróży i będzie miał chociaż blade pojęcie, co tak naprawdę może go spotkać w dżungli.
Bardzo podoba mi się też uzmysłowienie wszystkim gringo i panom Inżynierom, że Indianie są zupełnie inni niż my. Myślą inaczej, działają inaczej, po prostu są inni niż Biali. Ich czas biegnie innym trybem, potrafią godzinami siedzieć i nic nie robić (dosłownie!), cieszą się chwilą obecną, nie myśląc o tym, co będzie jutro. Bo jutro będzie jutro, a nie dzisiaj.
Książkę czyta się szybko, lekko, z uśmiechem na twarzy, a do tego można się czegoś nauczyć i poznać kawałek świata. I okazuje się, że nie trzeba być antropologiem, żeby zrozumieć, że nie wszyscy jesteśmy tacy sami. Wojciech Cejrowski na przykład jest zapewne jakimś specyficznym typem człowieka niedobadanego***, który uwielbia ryzykować, by móc zrealizować własne marzenia. Nawet jeśli wiąże się to z notorycznym przekraczaniem granic "na lewo".
Warto przeczytać.
* No może poza tymi, w których W. Cejrowski je pędraki. Tak, takie zdjęcia też są.
** To jest najbardziej irytujące słowo z książki. Co kilka stron autor kazał mi "posłuchać" swojej Opowieści. Na początku mi to nie przeszkadzało, lecz później jakby... przybrało na sile i stało się męczące. Całkowicie zbędne słowo, ot co.
*** Bo nie ma ludzi zdrowych, są tylko niedobadani - jak mawiał profesor psychologii, z którym miałam wykłady.
Jeżeli wyrobię się ze wszystkimi planowanymi na ten rok książkami - a myślę, że bez problemu, to Gringo jest jedną z pierwszych czekających na wskoczenie w swoje miejsce w kolejkę :)
OdpowiedzUsuńZdjęć nie przeglądałam do tej pory - ale no cóż, skoro to się jada i to jest normalne, to dlaczego takich zdjęć nie zamieścić? Niech się inni oswajają z egzotycznymi przysmakami.
Czytałam jakiś czas temu i bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńKaro, problem w tym, że same zdjęcia są niesmaczne ;-)
OdpowiedzUsuńA książka jest napisana w bardzo przystępny sposób - właściwie sama się czyta ;-)
Lubię Cejrowskiego, więc z chęcią przeczytam:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto. Tata pożyczył od znajomego Rio Anacondę, więc już się na nią czaję ;-)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z "Posłuchajcie..." - za którymś kolejnym razem miałam ochotę odnaleźć autora i pozbawić go jakiejś istotnej części ciała. :)
OdpowiedzUsuńRio podobno lepsze, choć ja nie potrafię tych książek wartościować. Zwłaszcza że po jakimś czasie wszystko zawiera się w słowach "Cejrowski pisał że...", a gdzie pisał, to już trudno powiedzieć ;)