25 lipca 2016

Druga odsłona Głębi Sergieja Łukjanienki

Fałszywe lustra Sergieja Łukjanienki to kontynuacja świetnego Labiryntu odbić, o którym pisałam w poprzednim poście. Po dwóch latach znów spotykamy Leonida i Vikę, ale poznajemy też zupełnie nowych bohaterów, którzy wnoszą powiew świeżości do świata Głębi. Mimo to miałam problem, żeby wgryźć się w drugą część, ponieważ początkowo tempo jest dużo wolniejsze niż to, do którego przywykłam w Labiryncie. Jest to o tyle irytujące, że znam świat i postaci, a mimo to czułam się jak drugoklasista, któremu przedstawiają regulamin szkoły. Niewątpliwie jest to związane z nowinkami zaserwowanymi przez autora, jednak uważam, że nie trzeba było przeznaczać na nie aż tyle czasu. Do najważniejszych zmian należy fakt, że ludzie przestali "tonąć", a więc nurkowie stali się zbędni. Do tego jest jeszcze Leonid, który wpadł w deep psychozę. Nie może sobie poradzić w realnym świecie, więc robi cokolwiek, byle tylko móc przebywać w Głębi (pracuje w wirtualnym świecie jako tragarz... I sam doskonale rozumie idiotyzm tej sytuacji). W związku z tym znaczna część książki jest poświęcona jego fatalnemu stanowi psychicznemu oraz próbach ukrycia choroby przed Viką.

O akcji słów kilka: Leonid znów musi wyruszyć do Labiryntu Śmierci, żeby dotrzeć do tajemniczej Świątyni Nurka W Głębi, stworzonej przez innych nurków po tym, gdy ich umiejętności stały się nieprzydatne. A wszystko po to, by odkryć tajemnicę ukrytą w przesyłce wysłanej właśnie na adres Świątyni. Problem polega na tym, że Labirynt nie jest już tą samą grą, którą Leonid pamięta sprzed kilku lat. Obecnie jest to gra zespołowa, w której gracze mogą wcielić się w obie strony konfliktu, a to oznacza, że poziom trudności jest dużo, dużo wyższy niż wcześniej. Zbiera więc ekipę starych i nowych znajomych i ponownie wciela się w rolę Strzelca. Przy okazji cała grupa stara się przechytrzyć/pokonać/unikać Ciemnego Nurka, który ponoć zachował swoje umiejętności i któremu również zależy na przesyłce. A jakby tego było mało, Leonid zmaga się z chorobą i trudnymi chwilami w związku małżeńskim. Nie jest lekko. Na szczęście poznaje nowych kumpli.

Wśród nowych postaci pojawiają się tak absolutne indywidua, że nie sposób nie zwrócić na nie uwagi. Czyngis, bogacz, który stworzył sobie w "realu" tak samo wystrzałowy dom jak w Głębi, o bardzo swobodnym podejściu do pieniędzy i towarzystwa dziwaków. Haker Padlina ze swoją aparycją dresa-mordercy, który goli łeb na zero wyłącznie zimą, żeby wcisnąć na głowę przyciasną czapkę. No i Pat, dzieciak aspirujący do roli hakera, który wiecznie spiera się z Padliną, podskakuje Czyngisowi i udaje twardziela, ale tak naprawdę jest po prostu chłopakiem, którym trzeba odpowiednio pokierować, żeby wyszedł na ludzi. Jest jeszcze Ciemny Nurek - tajemnicza postać, która nie cofnie się przed niczym, byleby tylko osiągnąć swój cel. A co nim jest? Tego nikt nie wie...

Teraz, gdy to piszę, zastanawiam się, jakim cudem choćby przez chwilę uważałam tę część za gorszą. Książka od początku wydawała mi się nudniejsza niż pierwsza część, może nawet słabsza, ale kiedy przeanalizowałam wątki, postaci i całą fabułę, to muszę przyznać, że Fałszywe lustra wypadają lepiej od Labiryntu odbić. Podstawową zaletą tej części jest duża spójność i dużo większa doza prawdopodobieństwa zarówno w kontekście całego pomysłu, jak i realizacji. Ja wiem, że w fantastyce nie szuka się realizmu ani nie ocenia szansy wystąpienia pewnych zdarzeń, ale akurat tej serii wyszło to na dobre. Problem Nieudacznika z poprzedniej części był abstrakcyjny i tak też został rozwiązany, a tutaj bohaterowie skupiają się na poważnym problemie: co by było, gdyby w Głębi rozprzestrzeniła się broń trzeciej generacji, czyli taka, która może realnie zabić człowieka przed monitorem. Wszystkie ich działania, podejmowane decyzje i rozważania sprowadzają się do nieco filozoficznych rozważań. Co jest ważniejsze: wolność czy bezpieczeństwo?

Fałszywe lustra to powieść aktualna, mimo że została napisana w 1999 roku. Może zachwycić nietuzinkową pomysłowością autora, sposobem kreacji bohaterów oraz poprowadzeniem fabuły. Nie sposób również nie docenić głębi tego, co Łukjanienko pisał o Głębi i problemach z nią związanych. O tym, jak łatwo utonąć w fikcyjnym świecie i zapomnieć, że to tylko ułuda... Jak łatwo zniszczyć bezpieczeństwo pod przykrywką wolności dla wszystkich. I wreszcie, jak trudno odpowiedzieć na pytanie: kim jestem?

W tym wszystkim zachwyca jeszcze jedno; pewność Łukjanienki, że nowoczesne technologie zdominują świat i będą się zmieniać w zastraszającym tempie. Najlepiej widać to na przykładzie Leonida, który nie może przywyknąć do myśli, że jako nurek stał się zbędny i odszedł do lamusa. Nie może znaleźć dla siebie miejsca i smuci go fakt, że po dwóch latach w Labiryncie Śmierci nikt już nie pamięta o Strzelcu, który zrobił tam niezłą sieczkę i stał się lokalną legendą. Może to był właśnie powód, dla którego miałam problem z wdrożeniem się w fabułę? Poczułam nostalgię Leonida do tego, co minęło... Razem z nim z żalem wspominałam przeszłość, poprzednią część, w której tyle osiągnął, by nagle stać się nikim - jednym z wielu ludzi w szarym tłumie Deeptownu.

Szczerze polecam. Jeśli nie czytaliście Labiryntu odbić, to koniecznie to zróbcie, żeby móc przeczytać Fałszywe lustra. Bez wcześniejszej części doGłębne zrozumienie całości będzie niemożliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz