Kilka(naście) lat temu złapałam ostry przesyt Pratchettem, ale w sumie nie ma się co dziwić, skoro czytałam głównie jego książki ze Świata Dysku. Postanowiłam wyhamować i od tej pory czytam rocznie dwie-trzy książki Pratchetta, z czego nie więcej niż dwie ze Świata Dysku. Dzięki temu potrafię w pełni docenić jego twórczość, a szczególnie jego błyskotliwe przedstawianie oczywistości, których przeciętny "zjadacz czekoladek" w ogóle nie dostrzega.
Złodziej czasu Terry'ego Pratchetta raczej nie awansował do moich ulubionych książek ze Świata Dysku, ale może się poszczycić jedną z najlepiej zakrojonych struktur fabularnych (dorównywać jej mogą co najwyżej "kryminały" ze Strażą). Poza tym porusza tematy, które w pewnym stopniu bezpośrednio mnie dotyczą.
Jeremy należy do Gildii Zegarmistrzów i dostaje od ekscentrycznej kobiety propozycję, by zbudować najdokładniejszy zegar na świecie - zegar ze szkła, który bije w rytmie wszechświata. Lobsang szkoli się na Mnicha Czasu w pięknej dolinie, w której zawsze kwitną wiśnie (ale nigdy nie wydają owoców), a pewien Sprzątacz tworzy miniaturowe góry. Niania Ogg zostaje wezwana w odpowiednim czasie do nietypowego porodu, a Susan użera się z Jasonem, który koniecznie chce zajrzeć do Komórki z Materiałami Piśmiennymi. I ze Śmiercią Szczurów, podżerającym różne rzeczy i odwiedzającym Henryka Chomika (to nie były miłe odwiedziny). I z dyrektorką, która uważa metody nauczania Susan za przestarzałe. W końcu nauka powinna się odbywać poprzez zabawę! I z Dziadkiem, który twierdzi, ze na świecie jest ktoś taki jak ona. Praktycznie nieśmiertelny. W to wszystko wplątują się jeszcze Audytorzy, którzy węszą koniec świata, a mimo to wciąż próbują zweryfikować istotę człowieczeństwa oraz Jeźdźcy Apokalipsy, łącznie z tym piątym, który od nich odszedł, zanim stali się sławni.
Jeremy należy do Gildii Zegarmistrzów i dostaje od ekscentrycznej kobiety propozycję, by zbudować najdokładniejszy zegar na świecie - zegar ze szkła, który bije w rytmie wszechświata. Lobsang szkoli się na Mnicha Czasu w pięknej dolinie, w której zawsze kwitną wiśnie (ale nigdy nie wydają owoców), a pewien Sprzątacz tworzy miniaturowe góry. Niania Ogg zostaje wezwana w odpowiednim czasie do nietypowego porodu, a Susan użera się z Jasonem, który koniecznie chce zajrzeć do Komórki z Materiałami Piśmiennymi. I ze Śmiercią Szczurów, podżerającym różne rzeczy i odwiedzającym Henryka Chomika (to nie były miłe odwiedziny). I z dyrektorką, która uważa metody nauczania Susan za przestarzałe. W końcu nauka powinna się odbywać poprzez zabawę! I z Dziadkiem, który twierdzi, ze na świecie jest ktoś taki jak ona. Praktycznie nieśmiertelny. W to wszystko wplątują się jeszcze Audytorzy, którzy węszą koniec świata, a mimo to wciąż próbują zweryfikować istotę człowieczeństwa oraz Jeźdźcy Apokalipsy, łącznie z tym piątym, który od nich odszedł, zanim stali się sławni.
Osobie, która nie czytała Złodzieja czasu może się to wydać chaotyczne i niespójne, ale Pratchett tak cudownie prowadzi fabułę, że nie mam wątpliwości, że od początku wiedział, dokąd zmierza. Wszystkie wątki składają się w całość, w kilku miejscach wywołując mniejsze lub większe zaskoczenie.
Niezmiennie fascynuje mnie sposób, w jaki Pratchett wykorzystuje Śmierć i Susan do udowodnienia, że ludzie są najmniej spostrzegawczymi istotami we wszechświecie. Pokazuje, jak często nie zauważamy oczywistych rzeczy, ponieważ jest nam to nie na rękę lub po prostu nie zgadza się to z naszym podejściem do życia. On dla odmiany był wspaniałym obserwatorem ludzi i świata.
Niezmiennie fascynuje mnie sposób, w jaki Pratchett wykorzystuje Śmierć i Susan do udowodnienia, że ludzie są najmniej spostrzegawczymi istotami we wszechświecie. Pokazuje, jak często nie zauważamy oczywistych rzeczy, ponieważ jest nam to nie na rękę lub po prostu nie zgadza się to z naszym podejściem do życia. On dla odmiany był wspaniałym obserwatorem ludzi i świata.
Na nieco ponad 300 stronach Pratchett potrafił opisać filozofie Dalekiego Wschodu wraz z reinkarnacją i sztukami walki, stwierdzić, że historycy są użyteczni do maskowania nielogiczności w pętlach czasowych, a także zwrócić szczególną uwagę na system szkolnictwa.
- Chodzi o to, że zostawiłam uczniów zajętych algebrą. Będą niespokojni, kiedy skończą.
- Algebra? - zdumiała się madame Frout [...]. - Przecież jest o wiele za trudna dla siedmiolatków!
- Owszem, ale nie powiedziałam im o tym i jak dotąd tego nie odkryły - odparła Susan.*
To jeden z moich ulubionych fragmentów dotyczących tego zagadnienia. Jako dorośli ludzie mamy w zwyczaju mówić dzieciom, że są za małe, by coś zrobić lub zrozumieć. A jeśli jest inaczej? Może gdyby dać dziecku jakieś zadanie do wykonania, to uzna, że jest to na miarę jego możliwości i będzie próbować tak długo, aż osiągnie sukces? Oczywiście fragment (i moje podpuszczanie) jest przerysowany, jako że brak sukcesów może doprowadzić dziecko do frustracji, ale bez wątpienia jest to ciekawa i godna uwagi koncepcja. Niewykluczone, że współcześnie po prostu za bardzo nadskakujemy dzieciom.
Bardzo spodobała mi się również koncepcja człowieczeństwa. Audytorzy próbowali zgłębić tę ideę i nieszczególnie im to wychodziło. Człowiek żyje i funkcjonuje wbrew wszelkim Regułom znanym Audytorom. Musi jeść, interesuje się sztuką, jest pełen sprzeczności i nie postępuje zgodnie z zasadami. Nie wiadomo, co jest gorsze...
NIE KARMIĆ SŁONIA.
- Ta jest dobra - przyznała Susan. - Nie można przestrzegać tego zakazu...
- ... bo nie ma tu żadnego słonia - dokończył Lobsang.
Jest tylko jedna rzecz, która bardzo mnie irytowała. W Złodzieju czasu Śmierć po raz pierwszy mówi kapitalikami zamiast wersalikami. Jego wypowiedzi całkowicie giną w tekście. Nie powinno tak być.
Złodziej czasu jest kawałkiem naprawdę dobrej literatury. Fabuła jest ciekawie poprowadzona, tajemnice stopniowo wychodzą na światło dzienne, a ich rozwiązania mogą zaskoczyć. Wnikliwość Pratchetta jest godna pochwały, a Piąty Jeździec Apokalipsy jest fascynujący. I podobno warto walczyć o świat, w którym jest sos majonezowy :)
* Wszystkie cytaty pochodzą z książki Złodziej czasu autorstwa Terry'ego Pratchetta, przetłumaczonej przez Piotra. W. Cholewę.
nie przepadam za tym panem, niestety :(
OdpowiedzUsuńNo niestety nie do każdego trafia, ale czasem warto spróbować jeszcze raz. A nuż się przekonasz :)
UsuńCo czytałaś?
Uwielbiam Pratchetta za jego poczucie humoru, absurd, dystans i inteligencję. W tym roku zaczęłam sobie odświeżać cyklami twórczość jego trórczość - Cykl o Rincewindzie już za mną. Obecnie na tapecie mam Cykl o Wiedźmach.:)
OdpowiedzUsuńChyba nie dałabym rady przeczytać wszystkich części o Rincewindzie za jednym razem. Najbardziej irytujący spośród głównych bohaterów Pratchetta (chociaż Eryka uwielbiam). Wiedźmy brzmią znacznie ciekawiej. Powodzenia :)
Usuń