Nie wiem, jak u Was, ale u mnie za oknem piękna, jesienna pogoda. Liście zmieniają kolory, a ostatnie promienie słońca niepewnie ogrzewają twarz (w końcu!). Już niedługo wszystko będzie wołać o gorącą herbatę i koc. Ja pewnie też :)
Tymczasem skończył się wrzesień - dla niektórych pierwszy miesiąc nauki szkolnej, dla innych ostatni miesiąc wakacji, a dla jeszcze innych normalny miesiąc pracy. Niestety już od pewnego czasu jestem w tej trzeciej grupie i nawet fakt pracowania w domu nie zwiększa (a czasami mam wrażenie, że wręcz zmniejsza) moich szans na obcowanie z książkami.
We wrześniu przeczytałam raptem dwie książki, powoli kończę trzecią (zdecydowanie za wolno, bo już kusi mnie kilka kolejnych). Mam też lekkie zaległości z recenzjami, ale to szybko nadrobię. Co przeczytałam we wrześniu?
- Złodziej czasu, Terry Pratchett
- Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie, Jenny Nordberg
Pratchett co jakiś czas przewija się wśród moich lektur, więc z pewnością nikogo nie dziwi obecność Złodzieja czasu. Fakt, że ta historia ze Świata Dysku bardzo mi się podobała, też nie jest obcy osobom regularnie czytającym mojego bloga. Za to reportaż Jenny Nordberg może trochę dziwić. Stosunkowo rzadko sięgam po ten rodzaj literatury i za każdym razem zastanawiam się, z czego to wynika, bo na ogół są to bardzo dobre, ciekawe i inteligentne książki. Chłopczyce z Kabulu całkowicie potwierdzają tę regułę. Będę musiała bardziej nad sobą popracować. Jeśli znacie jakieś ciekawe reportaże, to dajcie znać. Chętnie je przeczytam, jak tylko wpadną mi w ręce :)
Wrzesień, podobnie jak poprzednie miesiące, nie obfituje w lektury. Nie oznacza to, że nie czytam. Po prostu teksty, które wychodzą spod moich "zawodowych palców", wymagają zdobycia odpowiedniej wiedzy. Więc siedzę i czytam o parametrach zmywarek, rodzajach butów trekkingowych czy sposobach wiązania chust i apaszek. Bywa zabawnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz