Grzegorz Wielgus zaproponował mi przeczytanie swojej książki. Opisał ją jako powieść z pogranicza fantastyki i horroru, napisaną zgodnie z duchem gotyckiego średniowiecza i inspirowaną twórczością Hieronima Boscha i Stefana Grabińskiego. Nigdy nie przeczytałam żadnej książki Grabińskiego (chociaż na półce od lat stoi Demon ruchu i inne opowiadania), ale myślałam, że wiem, czego się spodziewać po tym opisie. Dla pewności przejrzałam jeszcze kilka opinii, przyznaję, dość pobieżnie, żeby przez przypadek nie popsuć sobie przyjemności z lektury. Cały czas niepokoił mnie ten horror i Grabiński, ponieważ na ogół nie czytam powieści grozy, ale uznałam, że warto wyjść ze swojej strefy komfortu, żeby poznać coś nowego. Poza tym czułam się zaintrygowana, dlatego ostatecznie zdecydowałam się przeczytać Krzyżowca.
Historia zaczyna się w klasztorze, w którym od wielu lat przebywa Rycerz. Postanawia samodzielnie nałożyć na siebie pokutę i udać się do Ziemi Świętej, gdzie mógłby zmazać grzechy poprzedniego życia. Nie będzie to łatwa podróż, ponieważ po ziemi chodzą potwory – zarówno prawdziwe bestie, jak i zwyrodnialcy napawający się cudzym nieszczęściem. Są jeszcze chorzy na dżumę, która akurat rozprzestrzenia się po całej Europie. Czy w tym okrutnym świecie Krzyżowiec zdoła powstrzymać się przed bezsensownym rozlewem krwi i odbędzie pokutę?
Okazało się, że to nie grozy powinnam się najbardziej obawiać, ale gotyku i Boscha. Pierwszych 70 stron książki czytałam dwa tygodnie. Byłam wyczerpana i jedyne, co czułam na myśl o Krzyżowcu, to obrzydzenie. Ohyda wylewająca się z powieści sprawiła, że gdybym nie miała wobec autora i wydawnictwa żadnych zobowiązań, to zwyczajnie bym jej nie przeczytała. A tak siedziałam i męczyłam po dwie, góra trzy strony w jednym ciągu, żeby jakoś przetrwać niezwykle plastyczne opisy autora.
„W ciemnościach ich [ludzi] ciała chudły, kości rozszczepiały się, z włosów zaś pletli skomplikowane sieci, niczym pająki. Wielonożne maszkary o bladych ślepiach zwisały w swych pajęczynach, zatykając resztkami ubrań malutkie okienka, przez które wpadało nienawistne im słońce. Wreszcie, gdy nadchodziła zima, z ludzkich istot pozostawały jedynie strąki mięśni oraz wnętrzności, zawieszone w ciemnej pustelni.”*
Bo trzeba przyznać, że struktura książki bardzo dobrze oddaje ducha średniowiecznych tekstów – składa się głównie z opisów, sporadycznej akcji i jeszcze rzadszych dialogów**. Jeśli przypomnicie sobie Pieśń o Rolandzie czy Boską komedię, to odnajdziecie bardzo podobny styl. Zresztą takich odniesień jest dużo więcej. Krzyżowiec podróżujący po Europie i mierzący się ze szkaradnymi potworami i okrucieństwem średniowiecza bardzo przypomina Dantego wędrującego po piekielnych kręgach. Motyw homo viator, człowieka wędrowca, szukającego sensu w życiu, dążącego do przywrócenia zasad etosu rycerskiego również jest bliski epoce. No i danse macabre. Wszędzie śmierć, zgnilizna, rozkład, trupy i padlinożercy. Czy muszę dodawać na czym żerowali?
Świat przedstawiony przez autora jest brudny, ponury, przesycony odorem śmierci, bojaźnią Bożą i... legendami arturiańskimi (takie typowe wczesne średniowiecze). Poszukiwanie Świętego Graala, wyprawy krzyżowe i wędrówka głównego bohatera przeplatają się ze sobą, stanowiąc podwaliny zarówno dla pokazania najważniejszych elementów średniowiecznego stylu życia, jak i poprowadzenia fabuły.
No i jest jeszcze Rycerz. Przede wszystkim jest niemową, co w pewien sposób wyjaśnia niewielką liczbę dialogów. Po drugie jest chodzącym trupem, co nie dziwi nikogo w całej Europie. Jak widać nie on pierwszy i nie ostatni postanowił zadośćuczynić za grzechy popełnione na ziemskim padole, zanim stawi się na Sądzie Bożym. Krzyżowiec wiele rozmyśla, zastanawia się nad sensem życia i śmierci, przechodzi wewnętrzną przemianę. Stopniowo przypomina sobie swoją przeszłość, walczy z pokusą przelewania krwi, zastanawia się nad prawem do decydowania o tym, kto będzie żył, a kto umrze. Chociaż ostatnie zagadnienie jest ponadczasowe, to w odniesieniu do potworów spotykanych przez Rycerza wypada nieco absurdalnie. Mimo to filozoficzno-duchowy wydźwięk powieści jest warty refleksji.
Rozumiem (a przynajmniej tak mi się wydaje), co chciał osiągnąć Grzegorz Wielgus, decydując się na tego typu historię. I przyznaję, że pod względem stylizacji, nawiązań do literatury średniowiecznej oraz kreacji świata książka wypada korzystnie. Niestety przeliczyłam swoje własne możliwości i okazało się, że Krzyżowiec nie jest powieścią dla mnie. Nie uważam, że jestem delikatna i że łatwo mnie obrzydzić, ale znów – ekspresyjność opisów otoczenia była dla mnie zbyt przytłaczająca (co nie zmienia faktu, że należą się słowa uznania za umiejętność wzbudzenia emocji w czytelniku). Zapanowała nad całą powieścią, zupełnie psując przyjemność z lektury. W związku z tym nie polecam tej książki osobom, które mają zbyt bujną wyobraźnię, nie lubią naturalizmu, ohydy i wyżej cenią sobie akcję lub relacje między postaciami niż wewnętrzne przeżycia bohatera. Za to polecam osobom, które lubią styl gore i mają słabość do prawdziwego, brudnego i chorego (nie tylko z powodu dżumy) średniowiecza.
„Dziwnie wyglądały te ciała, przywodziły na myśl potomstwo, jakie mógłby zrodzić człowiek, jeżeli parzyłby się ze zwierzęciem. Ludzkie korpusy z obciętymi kolanami, do których przybito kości oraz kopyta. Czaszki bez twarzy, rozszczepione żuchwy, kości z resztkami ścięgien. Wszystko to martwe i wrzucone do tego śmietnika po tym, jak straciło wartość dla oprawcy.”
* Wszystkie cytaty pochodzą z książki Krzyżowiec autorstwa Grzegorza Wielgusa.
**Gdy próbowałam wyjaśnić znajomym częstotliwość dialogów, to powtarzałam, że jest ich mniej niż w Jądrze ciemności (co samo w sobie nie jest zarzutem, bo uwielbiam tę książkę).
Za książkę do recenzji dziękuję autorowi Grzegorzowi Wielgusowi
oraz wydawnictwu Novae Res.
Tak myślę, że chyba nigdy nie czytałam niczego naprawdę obrzydliwe realistycznego... i nie mam pojęcia, czy by mi to odpowiadało.
OdpowiedzUsuńJa też nie uważam, żebym była delikatna i że łatwo mnie obrazić, ale coś myślę, że mogłabym mieć podobnie. Chociaż nie czytałam nigdy nic z tak obrzydliwymi opisami, ale chyba nie mam ochoty :)
OdpowiedzUsuńCzytalam i mi sie podobalo pomimo dosc hmm czasami intrygujacymi opisami. Mnie to sie bardzo podobalo bo bylo czyms innym niz zwykle dostajemy. Owszem czytalam nieco dlugo ale to przez jezyk i ogolna ponura atmosfere. Jednak w calosci wychodzi OK. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to by mogło być coś co mnie zainteresuje. Na pewno lepiej nie podchodzić do lektury z ponurym humorem. Jak zwykle u Novae res fajna oprawa graficzna.
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam "Krzyżowca" Wielgus, ponieważ to powieść dość głęboka. Z pewnością nie dla każdego i też nie w każdy czas. U mnie wpasowała się idealnie, kiedy potrzebowałam cięższej i refleksyjnej lektury. Niezwykle podobały mi się różnorakie nawiązania do współczesności, kultury, sztuki. Prawda, że zastosowany turpizm z pewnością nie jest na delikatne żołądki...
OdpowiedzUsuń