19 listopada 2017

Wieża, Daniel O'Malley [przedpremierowo]

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, fantastyka, urban fantasy, przedpremierowa recenzja, Papierowy Księżyc
Czy zdarza Wam się, że czytacie opis książki i myślicie: „Muszę ją przeczytać!”? Ja tak miałam w przypadku debiutanckiej Wieży autorstwa australijskiego pisarza Daniela O'Malleya. I muszę od razu powiedzieć – ależ to była przyjemność! Co prawda z gatunku guilty pleasure, bo powieść trochę kuleje u podstawy historii, ale cała reszta była tak smakowita, że bardzo szybko odrzuciłam od siebie wszelkie niewygodne myśli i po prostu z autentyczną przyjemnością wpadłam w wir wydarzeń. A tych w Wieży nie brakuje.

Zaczyna się od małego trzęsienia ziemi: kobieta budzi się w parku. Jest roztrzęsiona, poobijana, ale żywa – w przeciwieństwie do ewidentnie martwych ludzi w lateksowych rękawiczkach. Nie wie, kim jest, gdzie mieszka ani skąd się tu wzięła. Kiedy jednak wkłada rękę do kieszeni płaszcza, znajduje w nim dwa listy. Pierwszy zaczyna się słowami: „Twoje ciało należało niegdyś do mnie”. Dowiaduje się, że nazywa się Myfanwy Thomas i grozi jej niebezpieczeństwo. Z kolejnych listów (o tak, poprzednia Myfanwy Thomas była bardzo skrupulatna i zostawiła wiele listów) wynika, że jest Wieżą, czyli wysoko postawionym członkiem sekretnej organizacji o nazwie Checquy chroniącej ludzi przed nadnaturalnymi niebezpieczeństwami i że to właśnie ktoś z tej organizacji próbował ją zabić. I pewnie znowu spróbuje... Myfanwy musi szybko wdrożyć się w pracę swojej „poprzedniczki”, a do tego znaleźć zdrajcę, nikomu nie ujawniając swojej tajemnicy. Czy to w ogóle możliwe?

Od pierwszych stron byłam zachwycona klimatem panującym w książce i sposobem, w jaki autor zaangażował odbiorców. Czytelnik jest tak samo zagubiony jak Myfanwy, więc łatwo wczuwa się w sytuację i podobnie jak główna bohaterka chce wiedzieć więcej. Listy Thomas (takim mianem Myfanwy określiła swoją „poprzedniczkę”) są świetnym rozwiązaniem na wprowadzenie do nowej rzeczywistości oraz wdrożenie w fabułę; przybliżają działanie organizacji, poszczególnych członków Trybunału, a także opisują wydarzenia z przeszłości, które w jakiś sposób mogą rzutować na teraźniejszość. Dzięki temu z każdym listem pojawia się nowy kawałek układanki – niektóre fragmenty okazują się istotne w danym momencie, inne mogą się przydać dopiero do rozwikłania głównej intrygi.

Całość jest napisana tak dobrze, że zupełnie zapomniałam, że czytam debiutancką powieść. O'Malley sprawnie lawiruje pomiędzy budowaniem napięcia, scenami humorystycznymi i przedstawianiem nadnaturalnych elementów. Ma wyjątkowy dar płynnego prowadzenia fabuły i odpowiedniego wyważania poszczególnych części. Ani razu nie doświadczyłam znużenia, nie czułam się przytłoczona informacjami czy zalana falą wydarzeń. Widać, że zanim zasiadł do pisania, autor stworzył dokładne wyobrażenie tego, co chciałby przekazać czytelnikowi. Co prawda średnio wierzę w tak dobrze finansowaną tajną organizację, w której pracuje tylu zwykłych ludzi (mających rodziny, które nic nie wiedzą o jej nadnaturalnym charakterze), ale cii – to tylko malutki minusik, który tak naprawdę wcale mi nie przeszkadzał.

Dużo większym problemem było otępienie umysłowe ludzi pracujących w Checquy, zwłaszcza na najwyższym szczeblu władzy. Myfanwy tak bardzo różni się od Thomas, że nie wierzę, że nikt nie zwróciłby na to większej uwagi i nie zareagował w zdecydowany sposób. Szczególnie w sytuacji wielkiego zagrożenia, w którym znalazła się organizacja (a właściwie cały świat). A różnica jest naprawdę znacząca – Thomas była przerażoną szarą myszką, która unikała kontaktu wzrokowego i nigdy nie wchodziła w konfrontację z rozmówcą, natomiast Myfanwy postawiła na stanowczość, ironię i odrobinę bezczelności. 

Marudzę i marudzę, a pisałam, że książka stanowi smakowity kąsek. I to prawda! Te dwa buble są trochę irytujące, ale szybko wypchnęłam je na pogranicze świadomości, żeby stanęły sobie w kąciku i obrastały kurzem, bo Wieża oferuje świetną rozrywkę, której nie warto psuć takimi mankamentami. Przede wszystkim zachwyt wzbudza świat ze szczególnym uwzględnieniem specjalnych umiejętności, którymi dysponują niektórzy członkowie organizacji. Autor wykazał się taką wyobraźnią, że z dużym zainteresowaniem czekałam na kolejne pomysły. Wśród osób z nietuzinkowymi mocami pojawiają się m.in.: mężczyzna, który produkuje gazy – również trujące – i wypuszcza je porami skóry, ludzie wpływający na pogodę na Islandii, z rentgenem w oczach i potrafiący wyczuć stan emocjonalny wszystkich leworęcznych osób na świecie. Ale na szczególną uwagę zasługuje Figura – postać o czterech ciałach i jednym umyśle. Oznacza to, że Figura może znajdować się równocześnie w czterech różnych miejscach i wykonywać cztery różne działania. Po superbohaterach z uniwersum Marvela i DC Comics jest to bardzo odświeżający pomysł i coś nowego (przynajmniej ja nie przypominam sobie takiej postaci). 

Uważam, że Wieża to bardzo dobra powieść, która angażuje czytelnika od pierwszej do ostatniej strony i zapewnia odpowiednią dawkę napięcia, humoru i dobrej zabawy. Fabuła jest poprowadzona bardzo sprawnie, główną bohaterkę można polubić, a sytuacje, które ją spotykają, wywołują reakcje – czasem jest to ciekawość, innym razem śmiech, a nawet obrzydzenie. Fakt pozostaje faktem – ciężko oderwać się od lektury, bo każda strona to nowe odkrycie. Polecam miłośnikom fantastyki ze szczególnym uwzględnieniem osób lubiących wątki kryminalne i ciekawe moce. 


Za możliwość przeczytania książki przed premierą dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc.

12 komentarzy:

  1. Faktycznie, ciekawy pomysł z jedną osobą w czterech ciałach :D Zwłaszcza, że większość supermocy naprawdę gdzieś tam już się pojawiała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jako mańkuta zafascynowała moc sprawdzania stanu emocjonalnego wszystkich osób leworęcznych na świecie :D Na szczęście ta postać nie pojawiła się fizycznie, była jedynie wspominana, więc poczułam się trochę bezpieczniej ze swoimi emocjami ;)

      Ale fakt - Figura był(a) ciekawą postacią/postaciami. W jej skład wchodziło rodzeństwo - trzech mężczyzn (w tym dwóch identycznych z wyglądu) i kobieta.

      Usuń
  2. Właśnie powoli kończę ta książkę i muszę przyznać że podoba mi się o wiele bardziej niż początkowo zakładałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Jest w niej coś takiego, że po prostu chce się czytać i można wiele wybaczyć autorowi.

      Usuń
  3. Przyznam, że pierwszy raz o niej słyszę, ale brzmi bardzo zachęcająco :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem zdziwiona, że aż tak bardzo mi się podobała :)

      Usuń
  4. Mnie również trochę dziwiło, że nikt jakoś specjalnie nie zwracał uwagi na całkowitą zmianę zachowania głównej bohaterki, ale w duchu cieszyłam się, że ma taki zadziorny charakterek. Gdyby pozostała "ciepłymi kluchami" jak poprzedniczka, byłoby irytująco :-)
    Świetna recenzja :-)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, co prawda to prawda. Taka przerażona ciepła klucha nie nadaje się na główną bohaterkę. Ale i tak uważam, że w zaistniałej sytuacji, by jej nie przepuścili tak łatwo tej zmiany charakteru.

      Dzięki :)

      Usuń
  5. To też postaram się przymknąć oko na minusy i się skuszę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Naprawdę świetnie się przy niej bawiłam :)

      Usuń
  6. Ależ mnie zaciekawiłaś tą książką, z całą pewnością przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń