V.E. Schwab jest autorką, której nie jestem w stanie sklasyfikować. Każda jej książka jest zupełnie inna od poprzednich, wchodzi w inny podgatunek. Nie wszystkie podobają mi się tak samo, ale każda jest bardzo dobra warsztatowo i fabularnie. Prawda jest więc taka, że gdy na rynku wydawniczym pojawiło się Niewidzialne życie Addie LaRue, pytanie nie brzmiało „czy przeczytam”, tylko „kiedy przeczytam”. No i w końcu jestem po lekturze…
Adeline jest dziewczyną, która pragnie czegoś więcej niż tylko wyjścia za mąż, urodzenia dzieci i spędzenia całego życia w ograniczonym światku swojej wioski. Kiedy więc zostaje zmuszona do zamążpójścia, decyduje się na dramatyczny gest, przed którym ostrzegała ją jej mentorka – pomodliła się do bogów, którzy odpowiadają po zmierzchu. Cóż… Uważaj na życzenia, bo mogą się spełnić.
Addie podpisuje pakt z ciemnością, lub diabłem, jak kto woli (dalej zwanym Lukiem), i otrzymuje życie wieczne, jednak w zamian zostaje zapomniana, wymazana z pamięci bliskich, a także usuwana z umysłów wszystkich ludzi, których od tej pory spotka na swojej drodze. Nie może niczego stworzyć ani zniszczyć, zostawić po sobie najmniejszego śladu. Nie jest w stanie nawet wymówić swojego imienia i nazwiska. I jak przetrwać w takich warunkach?
Z pewnością nie jest to łatwe, ale Addie jest bardzo zdeterminowana i potrafi się przystosować. W końcu robi to od trzystu lat. Ma w sobie siłę i upór, które mi imponują i sprawiają, że jest naprawdę interesującą postacią. Widać to szczególnie w jej relacji z Lukiem, o której nie napiszę nic więcej, chociaż bardzo mnie korci, bo to cudo. Zresztą cała trójka głównych bohaterów (do których zaliczyć należy również księgarza Henry’ego) jest intrygująca, wielowymiarowa i skrywa tajemnice, które sprawiają, że chce się poznać ich historie i zrozumieć przesłanki ich działań. W gruncie rzeczy właśnie postaci i relacje między nimi są najmocniejszym punktem książki.
Na plus odbieram też konstrukcję powieści. Nie dość, że została napisana w czasie teraźniejszym (co na ogół bardzo mi przeszkadza, ale tu idealnie pasuje), to jeszcze akcja rozgrywa się dwutorowo – przeszłość przeplata się ze współczesnością, tłumacząc niektóre zachowania czy reakcje bohaterów. Dzięki temu czytelnik nie zostaje przytłoczony nadmiarem informacji ani znudzony chronologicznym przedstawianiem fabuły.
I wiecie, co jeszcze mnie zachwyca? Że byłam w stanie uwierzyć w świat skonstruowany przez Schwab. Gdy tylko w mojej głowie pojawiały się jakieś wątpliwości, zaraz je rozwiewała. Nigdy nie byłam miłośniczką Goethego, ale zakochałam się w tym faustowskim motywie – w jego konstrukcji i sposobie realizacji. Nie jestem też wielką fanką sztuki, ale tutaj tak doskonale pasowała, że aż trudno nie przyklasnąć autorce. Widać, że bardzo dokładnie przemyślała pomysł, a kilka myśli z pewnością zostanie mi w głowie na dłużej.
Czy książka ma jakieś mankamenty? Z pewnością. Czasami nieco się dłużyła, ale to były jakieś sporadyczne momenty. Tak naprawdę nie chcę szukać dziury w całym, bo zbyt miło spędziłam czas przy tej powieści. A zakończenie jest genialne! I tym pozytywnym akcentem napiszę: rany, ale to było dobre! Koniecznie przeczytajcie ;)
Mam tą książkę na półce, ale słyszałam i czytałam już tyle opinii, że jestem coraz bardziej przekonana, że ta książka jest jedną z tych, która nie przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńPomimo tego dłużenia się, chyba bym przeczytała.
OdpowiedzUsuń