7 września 2011

#5 Tropiciel

Tytuł: Tropiciel
Autor: Orson Scott Card
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011

Orson Scott Card jest jednym z moich ulubionych pisarzy, nikogo nie powinno więc dziwić, że sięgnęłam po tę lekturę. Liczyłam, że ponownie zagłębię się w doskonale wykreowanym świecie, wśród bogatych emocjonalnie postaci, które nie będą miały łatwego życia. Miałam również nadzieję spotkać się z licznymi trudnościami, które sprawią bohaterom nie lada problemy. I tu mam niestety mieszane uczucia. Z jednej strony owszem, świat jest zupełnie nowy, postaci nietuzinkowe, a problemy wręcz przepychają się w kolejce, by zyskać pierwszeństwo w podkładaniu im kłód pod nogi, z drugiej jednak nie czułam stylu Carda. Nic a nic. Książkę mógłby równie dobrze napisać inny autor i nie odczułabym zmiany nazwiska na okładce. Nie twierdzę, że powieść jest zła, bo nie jest - wręcz przeciwnie, ale nie jest to historia spisana sposobem, który tak bardzo urzekł mnie w twórczości Orsona Scotta Carda.

Przede wszystkim brak tu wielowymiarowości, głębi i decyzji, od których zależy "być albo nie być" bohaterów, światów, czy nawet wszechświatów. Liczę, że te opcje pojawią się w późniejszych częściach (jako że już widziałam niewielki zalążek tychże działań), chociaż nie ukrywam, że z chęcią przeczytałabym w końcu jednotomową historię. Zawsze uwielbiałam grube książki, najlepiej składające się z wielu tomów, ale obecna moda mnożenia i rozdrabniania wątków na dziesiątki części zaczyna mnie irytować. Orson Scott Card potrafi podtrzymywać odpowiedni poziom napięcia zarówno w jedno-, jak i wielotomowych wydaniach, dlaczego więc zaczął pisać dwie sagi równocześnie? Ale to tylko taka moja mała pretensja do świata jako takiego. Jeśli już jednak doszukiwać się gdzieś charakterystycznego stylu Carda, to głównie w sposobie przedstawienia całej historii.

Tropiciel składa się z dwóch pozornie niepowiązanych ze sobą części. Na początku każdego rozdziału opisywane są losy Rama Odyna, pilota statku kosmicznego, który ma za zadanie wykonać skok międzygwiezdny do najbliższej, niezamieszkanej planety, by tam rozpocząć kolonizację. Oczywiście sprawy się nieco komplikują...

Druga historia przedstawia natomiast losy Rigga - młodego tropiciela, który widzi ścieżki. Czym one są? Śladami, które pozostawiły po sobie istoty żyjące na przestrzeni wieków, a nawet tysiącleci. Tutaj jednak też nic nie jest tak proste, jakby się z początku wydawało. Po śmierci ojca Rigga okazuje się bowiem, że mężczyzna zataił przed synem prawdę o jego pochodzeniu, a chłopiec odkrywa, że dar pozwala mu nie tylko widzieć ścieżki, ale również zmieniać przeszłość. A jakby tego było mało wpada w wir walk o władzę, z której próbuje wyjść cało wraz ze swoimi przyjaciółmi.

Opowieść jest poplątana i pozawijana niczym czas, którym "bawi" się autor wykorzystując do tego swoich bohaterów. Łamie ogólnie przyjęte konwenanse podróży w czasie zupełnie nie przejmując się tym, że tworzy własną wersję wydarzeń. I dobrze. Dzięki temu nie czytamy kolejnej książki o wehikułach czasu. Zamiast tego dostajemy nowatorską opowieść, w której nic nie jest do końca jasne ani pewne. Należy skupić swoje szare komórki i wspólnie z bohaterami (lub na własną rękę) spróbować dojść do logicznego rozwiązania. A ostrzegam - nie jest to łatwe.

Tropiciel porusza nie tylko dość popularny wątek podróży w czasie, który jest punktem sporów wielu naukowców, a nawet pisarzy fantastycznych, ale poniekąd również ideę sztucznej inteligencji, przemian politycznych oraz czegoś, co na własny użytek nazwę "cenzurą". Można więc przeczytać tę książkę tak jak zwykłą powieść fantastyczną, odłożyć na półkę i zapomnieć o niej, ewentualnie poczekać na kolejny tom. Można również skupić się na tym, co próbował nam uzmysłowić autor. Dzięki temu lektura nabiera większego sensu, a jej wydźwięk pozostawia echo w myślach czytelnika.

Pozostaje więc pytanie, komu polecam tę książkę? Oczywiście wszystkim fanom fantastyki, lekkiego science-fiction, a nawet space-opera (którego obecnie nie było co prawda zbyt wiele, odnoszę jednak wrażenie, że w późniejszych częściach pojawi się więcej motywów kosmicznych). Fani Orsona Scotta Carda może nie będą zachwyceni tą pozycją ze względu na jego nazwisko, jednak sama historia powinna przypaść im do gustu.

6 komentarzy:

  1. Czytałam tę książkę jakoś pod koniec lipca. Była to pierwsza pozycja tego autora, po którą sięgnęłam. Niby fajna, ale jakieś ale było. :) Jednak miło ją wspominam.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Cassiel, mam wrażenie, że historia nie zdążyła się jeszcze rozkręcić... Była ciekawa, niby wiele się działo, ale to wszystko przechodziło gdzieś obok. Czasami wydaje mi się, że powodem było nieco lekceważące podejście Rigga.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nie twierdzę, powieść że jest zła" - :)
    "Pozostaje więc pytanie komu polecam tę książkę?" - między pytanie a komu albo przecinek, albo dwukropek, albo myślnik, as you wish.

    Poza tym właśnie jestem świeżo po powtórce Endera i zastanawiałam się, czy nie sięgnąć po coś Carda - ale chyba mnie jednak nie "kupiła" ta recenzja.
    Poza tym, rozkręcasz się ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Danke :) Tak to jest jak się poprawia zdanie i nie spojrzy się, czy aby na pewno jest logiczne...

    Jakbyś miała kiedyś jednak ochotę, to Tropiciel leży i czeka... Tak samo jak inne cuda Carda (wiesz, że ja zawsze i wszędzie polecam Badaczy Czasu i Mistrza Pieśni).
    I dzięki za to ostatnie... Powoli, bo powoli, ale może w końcu zacznę porządniej pisać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Badaczy Czasu chcę koniecznie.
    A przede wszystkim - muszę pożyczyć następny tom GoT, bo pod koniec tego prawie że ogryzałam paznokcie z nerwów ;) zakończenie jak w Ręce Oberona...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nic mi nie mów o Ręce Oberona, bo nie mogę nigdzie dostać tego tomu...
    I nie czytaj tak szybko, bo Martinowi został jeszcze przynajmniej jeden tom do napisania :P

    OdpowiedzUsuń