Autor: Charles Yu
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Książka od razu przykuła moją uwagę okładką. Budziki ze skrzydłami nietoperzy, latające klepsydry i ten zegar z obrazów Salvadora Dalego przebity włócznią. Już od pierwszych chwil wiadomo, że fabuła ma coś wspólnego z czasem, a może nawet z próbą podporządkowania go sobie (zabiciem czasu?). Następnie spojrzałam na tytuł i zaświtała mi w głowie przelotna myśl, że nie będzie tak łatwo. Jak się później okazało... Nie było.
Główny bohater, Charles Yu*, jest pracownikiem firmy Time Warner Time i zajmuje się naprawą wehikułów czasu. Wyciąga ludzi z tarapatów, gdy próbują zmienić swoją przeszłość czy wpadają w pętle czasu, ot, zwykła praca dla zwykłego gościa. Kłopoty zaczynają się dopiero wtedy, gdy mimo szkoleń i wpajanej przez lata procedury postępowania w wypadku zobaczenia siebie, Charles Yu zastrzelił siebie z przyszłości.
Charles Yu nie jest bohaterem. Jego przeciętność, a chwilami wręcz życiowa nieudolność go irytują. W końcu ma przecież prawo złościć się wiedząc, że gdzieś w innym wszechświecie żyje lepsza wersja Charlesa Yu, której się powiodło, prawda? Charlesa Yu, który nie siedzi w pudełku wielkości kabiny prysznicowej czy budki telefonicznej w czasie teraźniejszym nieokreślonym od blisko dziesięciu lat. Nie ma za przyjaciół wyłącznie depresyjnego systemu operacyjnego oraz nieistniejącego psa Eda.
Dlaczego to wszystko piszę?
Ponieważ Charles jest równocześnie narratorem powieści, więc ważne jest jego samopoczucie, ogólne podejście do życia, siebie i swojej rodziny, ma bowiem wpływ na całokształt informacji, które nam przekazuje.
"Pragnienie jest cierpieniem. Krótki, chwytliwy slogan. Odwrócone staje się bardziej niepokojące: cierpienie jest pragnieniem. Nie ma tu jednokierunkowej strzałki, nie ma przyczynowości, to nie pragnienie prowadzi do cierpienia. Pragnienie j e s t cierpieniem, a więc z definicji cierpienie j e s t pragnieniem."
Charles Yu, Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie, str. 144
Należy również wspomnieć, że nazwanie głównej postaci imieniem autora nie było przejawem braku wyobraźni (tej akurat twórcy zdecydowanie nie brak), narcyzmu, czy chęci stania się bohaterem własnej powieści. Biorąc bowiem do ręki tę fizycznie istniejącą książkę, bierzemy równocześnie książkę z książki o tym samym tytule. Charles Yu wielokrotnie nam to udowadnia drobnymi niuansami pokroju podania strony, na której bohater odczytał jakąś instrukcję - a kiedy czytelnik odruchowo zerka na dół kartki, odkrywa tę samą liczbę. Dzięki tym zabiegom książka nabiera bardzo ciekawej struktury stanowiącej mieszaninę opowiadania w narracji pierwszoosobowej i encyklopedii fantastycznonaukowej pozwalającej nam samym poczuć się niczym główny bohater. Na razie może się to wydać trochę niezrozumiałe i zawiłe, lecz zapewniam, że po przeczytaniu wszystko stanie się jasne.
Oprócz tego typu mechanizmów, autor sprezentował nam jeszcze kilka innych smaczków, które z pewnością rozśmieszą prawdziwego maniaka literatury fantastycznonaukowej. Moim ulubionym przykładem jest "pierścień Nivena". Tak, tego Nivena i nie, to nie ten pierścień miał na myśli. Właściwie można powiedzieć, że jest to odpowiednik śruby, zębatki lub jakiegoś innego okrągłego elementu mogącego znaleźć się w maszynie.
Niestety książka ma jedną, zasadniczą wadę, którą mój tata dość przesadnie określił grafomanią. Charles Yu opisuje (bądź wymienia) fantastyczne, naukowe bądź fantastycznonaukowe twierdzenia tworząc z nich zdania wielokrotnie (naprawdę wieeelokrotnie) złożone. Na dłuższą metę niejednokrotnie stają się one zwykłym pseudonaukowym lub pseudofantastycznym bełkotem pozbawionym większego sensu. W takich momentach spokojnie można by przerzucić kartkę i wrócić do bardziej zrozumiałej lektury. Na szczęście takich fragmentów nie ma zbyt wiele.
"Czas jest maszyną: przekształca ból w doświadczenie."
Charles Yu, Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie, str. 72
Autor prezentuje nam dość ciekawe poglądy na temat podróżowania w czasie i czasu jako takiego. Nad kilkoma pomysłami można się nawet dłużej zastanowić, chociaż często to właśnie wtedy pojawia się ten niefortunny bełkot, który wszystko niszczy. Chociaż z drugiej strony... Dostajemy darmowy czas, by przemyśleć zagadnienie samodzielnie.
Oprócz tego bardzo przypadły mi też do gustu rozważania głównego bohatera, który zastanawiał się, dlaczego ludzie zawsze chcą przeżywać najgorsze chwile w życiu. Zwłaszcza, że zawsze miał dla nich dwie wiadomości:
"[...]dobrą i złą. Dobra jest taka: nie macie się o co martwić, nie możecie zmienić przeszłości. Zła jest taka: nie macie się o co martwić. Niezależnie od tego, jak bardzo będziecie się starać, nie możecie zmienić przeszłości."
Charles Yu, Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie, str. 27
Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie jest ciekawym debiutem literackim, chociaż nie porażającym. Przyznam, że spodziewałam się czegoś lepszego. Tak naprawdę przez blisko połowę książki akcja, podobnie jak bohater, znajduje się w czasie teraźniejszym nieokreślonym, natomiast druga część leci po łebkach na złamanie karku. Jasne, mamy tu zabawę czasem, ale w stopniu niezbyt mnie satysfakcjonującym.
Nie żałuję, że przeczytałam tę książkę - co to, to nie - ale nie zachwyciła mnie w takim stopniu, w jakim by mogła. Warto ją przeczytać ze względu na pomysł (nawet jeśli nie w pełni wykorzystany) oraz wcześniej wspomniane smaczki.
* Dla rozróżnienia bohatera od autora, nazwisko autora będę zapisywać kursywą.
Książkę do recenzji dostałam od portalu nakanapie.pl. Dziękuję ;-)
Książka zapowiada się ciekawie:) Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Co prawda wydaje się ciekawa, jednak nie jest co do niej przekonana, wydaje mi się, że nie jest ona dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńMnie do książki jakoś ''nie ciągnie''. Mam na razie kilka pozycji do przeczytania, więc.. :)
OdpowiedzUsuń@Maruda007, jak przeczytasz, to chętnie się poczytam o Twoich wrażeniach ;-)
OdpowiedzUsuń@Tristezza, może się spodobać osobom lubiącym science-fiction, ale ogólnie jest dość specyficzna.
@Cassiel, ... więc czytaj sobie spokojnie. Książka nie jest aż tak odkrywcza i fenomenalna, żeby rzucać wszystko inne ;-)
Ja już też przeczytałam, recenzja leży napisana, na dniach się powinna pojawić. Ale... mnie podobało się trochę mniej niż Tobie :) W ogóle uważam, że książka jako powieść dla fanów science-fiction (bo na taką się kreuje) jest nieco chybionym pomysłem, więcej tu obyczaju niż fajnej, porządnej fantastyki naukowej...
OdpowiedzUsuńTo fakt. I myślę, że właśnie ten brak porządnej fantastyki naukowej tak mnie zraził. Książka była ciekawa, ale nic szczególnego w niej nie znalazłam.
OdpowiedzUsuń