Tytuł: Operacja Dzień Wskrzeszenia
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2006
Ostatnio dziwnym zbiegiem okoliczności kilkukrotnie usłyszałam o tej książce i to od osób o stosunkowo różnych upodobaniach, więc gdy zobaczyłam ją u koleżanki na półce, postąpiłam zgodnie z zasadą "Trzech Pe", która dosłownie przed chwilą otrzymała swe imię - Pożyczyłam, Pochłonęłam i Przystąpiłam do pisania swoich refleksji.
Wyobraźmy sobie, że mamy rok 2014 - III Wojna Światowa skończyła się równie szybko, jak się zaczęła. A zaczęła się z powodu nieudolności polskiego prezydenta, który nie był w stanie dopilnować swoich czterech głowic atomowych, co w bezwzględny sposób wykorzystali terroryści. W związku z tym grupa nastolatków pod nadzorem socjopatycznego profesora musi przeprowadzić Operację Dzień Wskrzeszenia i zmienić przeszłość. Ale jak tego dokonać? No przecież nic prostszego! Cofając się w czasie do Warszawy na przełomie XIX/XX wieku!
Niewątpliwie dla większości osób pierwszym skojarzeniem związanym z Andrzejem Pilipiukiem jest Jakub Wędrowycz, jednak tym razem to nie z tym "przesympatycznym" bimbrownikiem-egzorcystą będziemy mieli do czynienia. Zamiast niego autor sprezentował nam kilku innych bohaterów, nie tak charakterystycznych i specyficznych, ale nawet całkiem ciekawych, a z pewnością różniących się od siebie. Na pierwszy ogień można puścić czwórkę podróżników w czasie. Mamy więc Filipa - byłego studenta, który miał być odludkiem, ale trochę mu nie wyszło, Sławka - inteligentnego licealistę robiącego z siebie idiotę, "bo tak jest zabawniej", Pawła - chłopaka sprowadzonego aż z Kazachstanu, posiadającego niezwykle analityczny umysł oraz Magdę - siedemnastolatkę, która została wybrana chyba wyłącznie dlatego, że lepiej pasowała panu Andrzejowi do tej pokręconej grupy niż kolejny mężczyzna. Oprócz tego są oczywiście postaci drugoplanowe, jak profesor Rawicz, czy Tatiana, ale na szczególną uwagę zasługuje tutaj kapitan Nowych. Niesamowicie szybko przyswajał sobie obce informacje, ale był przy tym tak bezwzględny, że nie podlegało wątpliwości z kim ma się do czynienia. Ochrana pełną gębą.
Mimo że teoretycznie jesteśmy w Polsce, sytuacja polityczna wygląda raczej jak w Rosji - władza absolutna, wszystko dla narodu i sprawy wyższej, więc co za tym idzie - nikt nie pytał podróżników w czasie, czy chcą nimi zostać. Postawiono ich przed faktem dokonanym, na każdym kroku podkreślając, że to nic jeśli zginą, bo po Dniu Wskrzeszenia wszyscy będą szczęśliwie żyli w swoich domach i tylko osoba, która wykona zadanie będzie zdawała sobie sprawę, że w innej historii przeżyli wojnę atomową i cofnęli się w czasie, by wszystko naprawić. I w związku z tym Pilipiuk sprezentował kilka smaczków, ale również parę dość niefortunnych i nieadekwatnych sytuacji. Do tych pierwszych zaliczyć można drobne zmiany, które zaszły we współczesnym nam świecie ze względu na podróże w czasie (np. płyty CD w "alternatywnej wersji" wyglądały mniej więcej jak płyty winylowe i znaną nam formę uzyskały dopiero po skoku). Do drugich zaś wszystkie efekty motyla, insekta i dziadka, które z logicznego punktu widzenia powinny były się wydarzyć, ale coś jakby im nie wyszło. Bo jakim niby cudem dziewczyna strzelająca z jak najbardziej współczesnego karabinu snajperskiego nie zmieniła przyszłości? Nie ukrywam, że takich niedociągnięć jest więcej i trochę psują klimat całej książki.
Z kolei bardzo przypadł mi do gustu sposób opisywania Warszawy z poprzednich wieków. Czytelnik uzyskuje informacje odnośnie tego, co mijają bohaterowie, co współcześnie znajduje się w tym miejscu i kiedy ta "zmiana" nastąpiła. Jeśli ktokolwiek zna Warszawę, może podążać w wyobraźni tymi samymi uliczkami co podróżnicy. Niestety wiedza ta wypływa niejednokrotnie od samych bohaterów, którzy okazują się specjalistami od wszystkiego. Szeroko pojęta elektronika, strzelanie, historia, geografia, prowadzenie pojazdów maszynowych, a nawet wypas owiec nie stanowią dla większości żadnego wyzwania. Jednak miło by było wiedzieć, że posiadają jakieś słabości... I niekoniecznie muszą to być maślane oczy do współtowarzysza.
Sam pomysł na fabułę jest ciekawy, mimo że pozornie oklepany, poddaje bowiem do zastanowienia problem alternatywnych światów. Co jeśli nasza grupa bohaterów nie jest jedyną, która wykonała skok w przeszłość? Jeśli był ktoś wcześniej? Albo później? Jaki to wszystko mogło mieć wpływ na rzeczywistość, w której żyją..? Niektóre odpowiedzi można znaleźć w książce, więc pozostawię szczyptę tajemnicy.
Podsumowując, Operacja Dzień Wskrzeszenia jest miłą i lekką lekturą, która bez większego problemu może się podobać. Jeśli jednak ktoś postawi sobie za sprawę honoru wyszukiwanie błędów i nieścisłości, niech lepiej od razu podaruje sobie czytanie, bo tylko będzie zgrzytał zębami. Jest to książka idealna do pociągu czy na krótkie "wypady czytelnicze" - Nobla się nie spodziewajcie.
Z kolei bardzo przypadł mi do gustu sposób opisywania Warszawy z poprzednich wieków. Czytelnik uzyskuje informacje odnośnie tego, co mijają bohaterowie, co współcześnie znajduje się w tym miejscu i kiedy ta "zmiana" nastąpiła. Jeśli ktokolwiek zna Warszawę, może podążać w wyobraźni tymi samymi uliczkami co podróżnicy. Niestety wiedza ta wypływa niejednokrotnie od samych bohaterów, którzy okazują się specjalistami od wszystkiego. Szeroko pojęta elektronika, strzelanie, historia, geografia, prowadzenie pojazdów maszynowych, a nawet wypas owiec nie stanowią dla większości żadnego wyzwania. Jednak miło by było wiedzieć, że posiadają jakieś słabości... I niekoniecznie muszą to być maślane oczy do współtowarzysza.
Sam pomysł na fabułę jest ciekawy, mimo że pozornie oklepany, poddaje bowiem do zastanowienia problem alternatywnych światów. Co jeśli nasza grupa bohaterów nie jest jedyną, która wykonała skok w przeszłość? Jeśli był ktoś wcześniej? Albo później? Jaki to wszystko mogło mieć wpływ na rzeczywistość, w której żyją..? Niektóre odpowiedzi można znaleźć w książce, więc pozostawię szczyptę tajemnicy.
Podsumowując, Operacja Dzień Wskrzeszenia jest miłą i lekką lekturą, która bez większego problemu może się podobać. Jeśli jednak ktoś postawi sobie za sprawę honoru wyszukiwanie błędów i nieścisłości, niech lepiej od razu podaruje sobie czytanie, bo tylko będzie zgrzytał zębami. Jest to książka idealna do pociągu czy na krótkie "wypady czytelnicze" - Nobla się nie spodziewajcie.
A dawno nie czytałam czegoś takiego lekkiego, dla samego czytania... Jak kiedyś dorwę, pamiętając o Twojej recenzji, chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńA mi się bardzo "Operacja..." podobała. Od momentu jej przeczytania, zainteresowałam się książkami o podobnej tematyce alternatywnych światów. Ostatnio czytałam "Kryptonim Posen", chociaż to raczej historical fiction. W każdym razie, zgadzam się z Tobą, że lektura jest lekka i przyjemna na jeden wieczór. Poza tym uwielbiam Pilipiuka, więc mam do niego stosunek trochę bezkrytyczny :)
OdpowiedzUsuńNigdy z Pilipiukiem styczności nie miałem, bowiem nigdy mnie do jego książek nie ciągnęło. Tym razem również tak jest więc odpuszczę sobie i tę pozycję :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością jestem zainteresowany tą książką. Już dawno Pana Pilipiuka nie czytałem, więc chyba pora wrócić i coś pochłonąć.
OdpowiedzUsuńOd razu widzę,że książka nie dla mnie,więc raczej ją sobie odpuszczę;)
OdpowiedzUsuńU mnie to czeka na lekturę, i czeka, i się doczekać nie może...
OdpowiedzUsuńPrychnęłam śmiechem na widok słów "cztery głowice atomowe w rękach polskiego prezydenta"... jeśli książka utrzymana jest w podobnym "jajecznym" klimacie, muszę ją dorwać ;)
OdpowiedzUsuńNo niby jest to znany polski pisarz i w ogóle, ale jakoś nie przypadł mi do gustu. Przeczytałem którąś książkę o Wędrowyczu, ale nie polubiłem bohatera i w ogóle jakoś tak...
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie każda książka musi być dla mnie, prawda? :)
Czytałam ostatnio recenzję innej książki tego autora - była też pozytywna. Ja jeszcze nie miałam przyjemności zapoznać się z jego stylem pisania, ale pora to zmienić.
OdpowiedzUsuńHmm, z Pilipiukiem miałam już przyjemność się spotkać, a spotkanie to zaliczam zdecydowanie do udanych więc myślę, że i po tę książeczkę prędzej czy później sięgnę, bardzo dobra recenzja. A że mam ochotę na coś lekkiego do poczytania i z humorem - to dlaczego nie Pilipiuk znów? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie :)