Pamiętacie, jak przy okazji recenzji Mitologii nordyckiej Neila Gaimana wspominałam, że wszędzie pojawia się mitologia grecka, a nordycka dopiero od kilku lat zrobiła się bardzo popularna? No a co mamy powiedzieć o naszej słowiańskiej mitologii, która przez nas samych jest traktowana po macoszemu i większość osób w ogóle nie ma o niej zielonego pojęcia? Nie wiem jak Wy, ale ja o wierzeniach Słowian wiem niewiele i moja wiedza ogranicza się np. do tego, że Światowid (a właściwie Świętowit, prawda?) miał cztery twarze. Słabo. Częściowo właśnie z tego powodu uznałam, że warto zapoznać się z Szeptuchą autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk.
Wyobraźcie sobie świat, w którym Mieszko I nie przyjął chrztu i Polska pozostała wierna słowiańskim bóstwom oraz tradycjom. W XXI wieku wciąż jesteśmy monarchią i to całkiem nieźle radzącą sobie na świecie, a wszystkie nowoczesne osiągnięcia są połączone ze słowiańską duszą. Gosława Brzózka jest absolwentką medycyny, jednak żeby otrzymać dyplom, najpierw musi odbyć roczne praktyki u szeptuchy, czyli odpowiednika wiejskiej znachorki. Jako typowy mieszczuch dziewczyna ma straszne problemy, gdy tylko przenosi się do rodzinnej wsi swojej mamy niedaleko Kielc. Walczy z kleszczami, brudną ziemią, brakiem zasięgu i lasem, a co jakiś czas w tej nierównej wojnie towarzyszy jej przystojny Mieszko - uczeń lokalnego żercy. Gosia, jak przystało na młodą, wykształconą kobietę, nie wierzy w te wszystkie bajdurzenia o księżycowych kamieniach, rusałkach, a już na pewno nie wierzy w bogów. Jest jeden problem: nikt nie powiedział, że oni w nią nie wierzą...
Gosia jest niezmiernie irytującą postacią i działała mi na nerwy, chociaż doceniam kreatywność autorki w kwestii kreacji. Hipochondria i lęk przed kleszczami są wystarczająco spójne, żebym mimo otwartej niechęci do samej bohaterki, uznała ją za dobrze wymyśloną postać. Na pewno lepszą niż Mieszko, który jest... No jest. Na tym może zakończę. Z kolei najciekawszą postacią jest szeptucha, która każe na siebie mówić Baba Jaga. Wprowadza Gosię (i czytelnika) w arkana swojej wiedzy i trochę przypomina mi Babcię Weatherwax z jej głowologią (nie chodzi o to, żeby czarować, ale żeby sprawiać takie wrażenie - kapelusz u czarownicy, a akcent i chusta u szeptuchy to połowa sukcesu). Z jednej strony jest bardzo staroświecka, a z drugiej widać w niej szczyptę nowoczesności. Uwielbiam jej zgryźliwość względem mieszkańców wsi i głównej bohaterki.
Mam jednak problem z przyjęciem świata stworzonego przez Miszczuk. O ile całkowicie kupuję wieś, folklor i wiarę w największe zabobony, o tyle nie do końca rozumiem ideę chociażby konnej policji w Warszawie. Tak, jasne, we współczesnych miastach też zdarzają się konne patrole policji, ale początek książki zupełnie nie wprowadził mnie w klimat słowiańskiej Polski. Zamiast tego poczułam się zarzucona jakimiś absurdalnymi i często nielogicznymi pomysłami. Nie przekonało mnie to wszystko.
No i najwidoczniej w słowiańskiej Polsce zmienił się kalendarz. Gosia przyjeżdża na praktyki do szeptuchy na początku marca, wykonuje jakieś zadanie, ma kilka dni wolnego, później przez kolejne tygodnie uczy się zawodu, a potem nadal zostaje tydzień do Równonocy, która następuje w nocy z 20 na 21 marca. Tego typu błędów logicznych jest całkiem sporo, ale ten najbardziej działał mi na nerwy. Ludzie radzili mi "nie czepiać się szczegółów, tylko cieszyć lekturą", ale według mnie to właśnie dbałość o szczegóły jest jedną z podstaw do cieszenia się lekturą.
Mimo to muszę przyznać, że bogowie, mitologiczne stworzenia, zwyczaje i rytuały pojawiają się bardzo często i stanowią najmocniejszy element książki. Niektórych istot i tradycji nawet nie znałam, inne obiły mi się o uszy. Podoba mi się, że autorka przywołała zarówno zapomniany folklor, jak i współcześnie obowiązujące zwyczaje (szkoda, że często traktujemy je bezrefleksyjnie). Pod tym względem książka jest pełna walorów, które można by nazwać edukacyjnymi.
Sama historia byłaby ciekawa, gdyby nie wątek romantyczny. Szeptucha oferuje sporą dawkę tajemnic, a autorka stopniowo odsłania kolejne elementy. To wszystko jednak ginie w zachwytach, ochach i achach Gosi, która marzy o boskim ciele pewnego faceta, a przy tym regularnie wmawia sobie, że nie jest zainteresowana. No i nie ukrywam, że jej głupota jest tak powalająca, że chwilami miałam ochotę skończyć znajomość z książką tylko i wyłącznie z jej powodu. Sprawy nie ułatwiał fakt, że to ona jest narratorką całej powieści. Ale dobrnęłam do końca, poczułam się rozczarowana zakończeniem i wciąż nie wiem, czy sięgnę po kontynuację.
Podsumowując, Katarzyna Berenika Miszczuk przybliżyła polskim czytelnikom mitologię słowiańską, za co należą się duże słowa uznania. Zrobiła to w sposób inteligentny i sprytnie obudowywała tradycje w wydarzenia fabularne. Opowieść była ciekawa, chwilami wciągająca, ale Gosia, mimo że całkiem dobrze wykreowana, psuła wszystko. Dosłownie wszystko. Z tego powodu nie mogę powiedzieć, że Szeptucha przypadła mi do gustu ani że polecam ją innym. Przykro mi.
---
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytam Fantastykę.
Wyobraźcie sobie świat, w którym Mieszko I nie przyjął chrztu i Polska pozostała wierna słowiańskim bóstwom oraz tradycjom. W XXI wieku wciąż jesteśmy monarchią i to całkiem nieźle radzącą sobie na świecie, a wszystkie nowoczesne osiągnięcia są połączone ze słowiańską duszą. Gosława Brzózka jest absolwentką medycyny, jednak żeby otrzymać dyplom, najpierw musi odbyć roczne praktyki u szeptuchy, czyli odpowiednika wiejskiej znachorki. Jako typowy mieszczuch dziewczyna ma straszne problemy, gdy tylko przenosi się do rodzinnej wsi swojej mamy niedaleko Kielc. Walczy z kleszczami, brudną ziemią, brakiem zasięgu i lasem, a co jakiś czas w tej nierównej wojnie towarzyszy jej przystojny Mieszko - uczeń lokalnego żercy. Gosia, jak przystało na młodą, wykształconą kobietę, nie wierzy w te wszystkie bajdurzenia o księżycowych kamieniach, rusałkach, a już na pewno nie wierzy w bogów. Jest jeden problem: nikt nie powiedział, że oni w nią nie wierzą...
Gosia jest niezmiernie irytującą postacią i działała mi na nerwy, chociaż doceniam kreatywność autorki w kwestii kreacji. Hipochondria i lęk przed kleszczami są wystarczająco spójne, żebym mimo otwartej niechęci do samej bohaterki, uznała ją za dobrze wymyśloną postać. Na pewno lepszą niż Mieszko, który jest... No jest. Na tym może zakończę. Z kolei najciekawszą postacią jest szeptucha, która każe na siebie mówić Baba Jaga. Wprowadza Gosię (i czytelnika) w arkana swojej wiedzy i trochę przypomina mi Babcię Weatherwax z jej głowologią (nie chodzi o to, żeby czarować, ale żeby sprawiać takie wrażenie - kapelusz u czarownicy, a akcent i chusta u szeptuchy to połowa sukcesu). Z jednej strony jest bardzo staroświecka, a z drugiej widać w niej szczyptę nowoczesności. Uwielbiam jej zgryźliwość względem mieszkańców wsi i głównej bohaterki.
Mam jednak problem z przyjęciem świata stworzonego przez Miszczuk. O ile całkowicie kupuję wieś, folklor i wiarę w największe zabobony, o tyle nie do końca rozumiem ideę chociażby konnej policji w Warszawie. Tak, jasne, we współczesnych miastach też zdarzają się konne patrole policji, ale początek książki zupełnie nie wprowadził mnie w klimat słowiańskiej Polski. Zamiast tego poczułam się zarzucona jakimiś absurdalnymi i często nielogicznymi pomysłami. Nie przekonało mnie to wszystko.
No i najwidoczniej w słowiańskiej Polsce zmienił się kalendarz. Gosia przyjeżdża na praktyki do szeptuchy na początku marca, wykonuje jakieś zadanie, ma kilka dni wolnego, później przez kolejne tygodnie uczy się zawodu, a potem nadal zostaje tydzień do Równonocy, która następuje w nocy z 20 na 21 marca. Tego typu błędów logicznych jest całkiem sporo, ale ten najbardziej działał mi na nerwy. Ludzie radzili mi "nie czepiać się szczegółów, tylko cieszyć lekturą", ale według mnie to właśnie dbałość o szczegóły jest jedną z podstaw do cieszenia się lekturą.
Mimo to muszę przyznać, że bogowie, mitologiczne stworzenia, zwyczaje i rytuały pojawiają się bardzo często i stanowią najmocniejszy element książki. Niektórych istot i tradycji nawet nie znałam, inne obiły mi się o uszy. Podoba mi się, że autorka przywołała zarówno zapomniany folklor, jak i współcześnie obowiązujące zwyczaje (szkoda, że często traktujemy je bezrefleksyjnie). Pod tym względem książka jest pełna walorów, które można by nazwać edukacyjnymi.
Sama historia byłaby ciekawa, gdyby nie wątek romantyczny. Szeptucha oferuje sporą dawkę tajemnic, a autorka stopniowo odsłania kolejne elementy. To wszystko jednak ginie w zachwytach, ochach i achach Gosi, która marzy o boskim ciele pewnego faceta, a przy tym regularnie wmawia sobie, że nie jest zainteresowana. No i nie ukrywam, że jej głupota jest tak powalająca, że chwilami miałam ochotę skończyć znajomość z książką tylko i wyłącznie z jej powodu. Sprawy nie ułatwiał fakt, że to ona jest narratorką całej powieści. Ale dobrnęłam do końca, poczułam się rozczarowana zakończeniem i wciąż nie wiem, czy sięgnę po kontynuację.
Podsumowując, Katarzyna Berenika Miszczuk przybliżyła polskim czytelnikom mitologię słowiańską, za co należą się duże słowa uznania. Zrobiła to w sposób inteligentny i sprytnie obudowywała tradycje w wydarzenia fabularne. Opowieść była ciekawa, chwilami wciągająca, ale Gosia, mimo że całkiem dobrze wykreowana, psuła wszystko. Dosłownie wszystko. Z tego powodu nie mogę powiedzieć, że Szeptucha przypadła mi do gustu ani że polecam ją innym. Przykro mi.
---
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytam Fantastykę.
"Ja, diablica" tej autorki bardzo mi się podobało, więc chciałabym dokończyć tę serię. Jednak sama tematyka "Szeptuchy" kompletnie mnie nie intryguje, więc na pewno nie sięgnę po nią - widzę, że niewiele stracę.
OdpowiedzUsuńMnie seria "Ja, diablica" zawsze odrzucała ze względu na okładki. No nic nie poradzę, ale mam bardzo niemiłe skojarzenia względem tego, co mogłabym znaleźć w środku (niewykluczone, że bardzo się mylę). Szeptucha zapowiadała się świetnie, niestety główna bohaterka zabiła we mnie wszelką przyjemność.
UsuńFakt o mitologii Greckiej jest strasznie głośno, a o innych niestety nie, a szkoda :/ Kurde już samym słowem, że z Szeptusze (jak to się odmienia? xD) jest mitologia słowiańska (no dobra to dwa słowa xD) zachęciłaś mnie do czytania XD
OdpowiedzUsuńJezu, polskie imiona, Nie!!!!
Kurde ten wątek miłosny mnie odstrasza :/
No nie wiem, zanim sięgnę po książkę poważnie się zastanowię :P
Buziaki :*
pomiedzy-wersami.blogspot.com
To nawet nie do końca "polskie" imiona - raczej staropolskie :) Zwróć uwagę, że główna bohaterka ma na imię Gosława, a nie Małgorzata. Szeptucha to Jarogniewa, dlatego zdrabnia się na Jagę, pojawia się też Sława i wiele innych postaci ze słowiańskimi imionami :)
UsuńWątek miłosny był bardzo nieciekawy, tyle mogę powiedzieć.
O, wreszcie ktoś, kto się ze mną zgadza. Czytałam "Szeptuchę" i zaraz po niej "Noc Kupały", nie mając wcześniej do czynienia z autorką i kierując się zachwyconymi opiniami na temat jej twórczości. Chyba nigdy nie plułam sobie tak bardzo w brodę, że wydałam pieniądze na książki, które okazały się po prostu złe (choć i tak są o niebo lepsze od poprzedniej trylogii autorki, to dopiero był marny fanfik!).
OdpowiedzUsuńSkusiła mnie tematyka, bo pogańska wersja współczesnej Polski daje prawdziwe pole do popisu. Niestety, niesamowicie rozczarowałam się pod tym względem. Bądź co bądź kościół odegrał ogromną rolę w historii Europy i nie jestem w stanie uwierzyć, że wersja, w której Polska oparła się jego wpływowi, pozostała właściwie taka sama. Jasne, mamy szeptuchy i żerców, wciąż obchodzimy święta pogańskie, ale dalej mamy wszelkie wynalazki nowoczesności w stanie niezmienionym. Jasne, kraje ościenne były pod wpływem kościoła, a my w założeniu od nich czerpaliśmy, mimo to nie wierzę, że nic się nie zmieniło. Podejrzewam, że jest to zwykłe zaniedbanie świata na potrzeby wciśnięcia jak największej dawki romansu. Kiepskiego romansu w dodatku.
Jeśli chodzi o bohaterów, to, owszem, Baba Jaga była jedyną sensowną postacią. Głupota Gosławy i jej desperacja na punkcie przystojniaka były żenujące. A Mieszko... no właśnie - był. I tyle.
Bardzo dziękuję za ten merytoryczny komentarz :)
UsuńNiestety w przypadku książek autorów, których się nie zna, zawsze istnieje duże ryzyko. W tym wypadku zaryzykowałam ze względu na tematykę, która mnie zachwyciła. I podejrzewam, że gdyby zostawić główny wątek, usunąć romans i zmienić główną bohaterkę, to książka naprawdę byłaby przyjemna. Miszczuk ma lekki, dowcipny styl, jest kreatywna i widać, że ma pomysł na historię.
Zgadzam się, że dużym problemem jest zaniedbanie świata i brak refleksji na temat historycznych przemian, którym musiała zostać poddana Polska. Gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu w 966 roku, to w końcu inne państwo by nas do tego zmusiło. Nie mieliśmy wystarczających zasobów ani scentralizowanej władzy, żeby oprzeć się najazdom chrześcijańskich sąsiadów. Brakowało mi więc jakiegoś wyjaśnienia i pomysłu na to, jakim cudem Polacy pozostali Słowianami.
W kwestii romansu, głupoty Gosi i "bycia" Mieszka napiszę krótko: wielka szkoda.
Szkoda, że wkradło się rozczarowanie lekturą, czasem jednak tak właśnie jest, że coś nam nie podejdzie, choćby bohater.
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Podejrzewam, że gdyby bohaterka nie była tak bezmyślna, to cała książka bardziej by mi się spodobała.
UsuńJa jestem dopiero przed tą serią, sporo czytałam pozytywnych opinii i cieszę się, że trafiłam na Twoją bo aż mi się wierzyć nie chciało, że książka jest bez wad ;) Już wiem na co zwracać uwagę podczas czytania :) Dzięki
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam pomóc :) Często tak mam, że wszyscy dookoła zachwycają się jakąś książką, a ja się później zastanawiam, czy na pewno czytałam to samo :D
UsuńCzytałam "Szeptuchę" już jakiś czas temu i tak irytującej bohaterki nie spotkałam jeszcze nigdy... W drugiej części niewiele się poprawia, więc nie pałałam jakąś niesamowitą radością gdy ogłoszono "Żercę". Długo jeszcze poczeka na przeczytanie;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Oj tak, Gosia niestety skutecznie zepsuła mi przyjemność z lektury. Cały czas się zastanawiam, czy czytać jeszcze Noc Kupały, bo w sumie chętnie poznałabym odpowiedź na to jedno zasadnicze pytanie postawione w pierwszej części. Nie wiem tylko, czy nie szkoda mi czasu...
UsuńNa Szeptuchę miałam ochotę, ale potem zobaczyłam recenzje drugiego tomu i stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńMnie przekonała tematyka i lekki, humorystyczny styl. Nie przewidziałam tylko tak bezmyślnej bohaterki...
UsuńKiedyś chciałam przeczytać, bo piękna okładka i słowiańska tematyka, ale po kilku podobnych w tonie do twojej recenzjach zrezygnowałam, bo nie ma sobie co nerwów szarpać średnimi lekturami, skoro czeka tyle wspaniałych nieprzeczytanych :) (ps. podesłałam ci na maila streszczenie Przedksiężycowych).
OdpowiedzUsuńNo właśnie ta słowiańska tematyka ostatecznie mnie przekonała, żeby spróbować. I jeśli chodzi o sam klimat i główną historię to jest bardzo miło. Tylko co z tego, skoro bohaterka wszystko zepsuła?
UsuńJeszcze raz dziękuję :)
Mnóstwo w internecie zachwytów o tej książce, ale spotkałam pojedyncze przypadki recenzji raczej negatywnych i raczej słucham się akurat tych drugich. Główna bohaterka i wciskanie kiepskiego romansu mnie odrzuca i podejrzewam, że książka by mi się bardzo nie spodobała. Wolę więc sięgać po inne, których jestem raczej pewna :)
OdpowiedzUsuńWychodzę z założenia, że warto próbować, może w końcu trafię na perełkę :) Dopóki w recenzji nie dostanę jednoznacznych dowodów na brak logiki (fabularnej, postaci itp.), to staram się nie odrzucać książki. Z drugiej strony mniej więcej wiem, którzy blogerzy mają podobny gust (np. Ty :D), i to ich opiniom najbardziej ufam.
UsuńMimo wszystko jestem bardzo ciekawa tej książki :D Biorę udział w Book Tour z nią w roli głównej, więc na pewno przeczytam ;D
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Mam nadzieję, że Ci się spodoba :)
UsuńMimo, że nie polecasz tej książki ja i tak mam zamiar ja przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz zadowolona :)
UsuńJa skupiłam się w książce na historii, a nie wątku romantycznym. Lubię klimaty słowiańskie i czytają taką książkę trzeba pamiętać, że Słowianie mieli troszeczkę "pomerdany" kalendarz (wszystko zależało od faz księżyca i z tego co dobrze pamiętam nie było sztywno wyznaczonych miesięcy, a rok też nie miał ich dokładnie 12). Więc nie do końca te nasze "datowane wydarzenia" pokrywają się z ich kalendarzem. Nie wiem czy taki był zamysł autorki, czy sama się zakręciła - ale ja właśnie odebrałam pisaną przez Ciebie nieścisłość w ten sposób.
OdpowiedzUsuńGłówna historia była bardzo ciekawa, tak samo jak wątki słowiańskie, niestety ten romans i główna bohaterka wszystko popsuli.
UsuńWiesz, gdyby Gosława posługiwała się określeniami faz księżyca czy abstrakcyjnymi pojęciami lub po prostu dniami, a nie tygodniami, to nie widziałabym w tym żadnego problemu. Ale skoro podaje nazwy miesięcy i używa tygodni (zakładam, że to nadal 7 dni), to uważam, że należy przyjąć, że funkcjonują według znanego nam kalendarza. A jeśli nie, to autorka sama się wkopała i wykazała rażącym zaniedbaniem i niekonsekwencją.
"Ludzie radzili mi "nie czepiać się szczegółów, tylko cieszyć lekturą", ale według mnie to właśnie dbałość o szczegóły jest jedną z podstaw do cieszenia się lekturą." - Podpisuję się pod tym rękami i nogami! Wiele osób, które czytają młozieżówki, ignoruje błędy logiczne, a potem wychwala książki, które są mocno niedopracowane. I ja rozumiem, coś nie musi być idealne, żeby dawać rozrywkę, ale nie nazywajmy od razu takich dzieł "genialnymi" (aż mi się tutaj ciśnie na klawiaturę przykład: "Szklany Tron").
OdpowiedzUsuńWykorzystane mitologii słowiańskiej było naprawdę genialnym posunięciem i tylko z tego względu baaardzo chcę przeczytać "Szeptuchę". Pewnie się zawiodę, bo irytująca bohaterka, bo pewne niedopracowania w szczegółach, w tym błędy logiczne, no ale to nic - i tak bardzo chcę przeczytać tę książkę. W ogóle o prozie Miszczuk chodzą różne opinie... Czasami są wychwalane, a czasami mieszane z błotem.
O tak! Szklany tron to była porażka. W ogóle nie rozumiem tych zachwytów. Już wolałabym dziesięć takich Gosław niż jedną Cealenę (Caleanę? Cokolwiek). I z takich "odpuść i ciesz się lekturą" potem biorą się opinie, które nijak nie pomagają w ocenie przydatności książki.
UsuńGeneralnie jeśli skupisz się na mitologii słowiańskiej, ta Szeptucha ma sporo do zaoferowania. A Gosię pewnie też da się lubić, tyle że ja tego nie potrafię. Nie lubię bezmyślnych postaci. Niech sobie będzie hipochondryczką i boi się kleszczy tak bardzo, że robi z siebie idiotkę, OK, taka jest wizja autorki i czemu nie. Ale Gosia po prostu zachowuje się głupio i wielu jej działań nijak nie można wytłumaczyć.
Tematyka wydaje mi się bardzo ciekawa, jednak po doświadczeniach z pierwszym tomem przygód diablicy- Wiktorii nie mam ochoty na kolejną powieść P.Katarzyny. Jestem zawiedziona tamtą historią, była zbyt przytłaczająca, zbyt rozciągnięta. :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie czytałam wcześniej książek Miszczuk, więc nie jestem w stanie odnieść się do tego, czy w Szeptusze pojawiają się te same wady, co w Diablicy, ale jestem w stanie zrozumieć Twoje zniechęcenie. W sumie szkoda, bo tak jak mówisz: tematyka jest ciekawa i choćby z tego względu nie żałuję, że przeczytałam pierwszy tom.
Usuń