12 sierpnia 2017

Książę Cierni, Mark Lawrence

Szukałam jakiejś książki z porządnym imperium i w oczy rzuciła mi się trylogia Rozbite Imperium Marka Lawrence'a. Jako że kojarzyłam to nazwisko z dość pochlebnymi opiniami, postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom, czyli Księcia Cierni

Jorg chce zemścić się za morderstwo matki i młodszego brata, więc przystaje do grupy dość nieprzyjemnych zakapiorów, z którymi pali wioski, rabuje, gwałci i morduje (kolejność z grubsza dowolna). Gdy w końcu na jaw wychodzi jego wysokie urodzenie, postanawia skonfrontować się z dawno niewidzianym ojcem – królem Ancrathu.

Stworzenie głównego bohatera antagonisty było bardzo ciekawym pomysłem i przyznaję, że jest to o tyle ryzykowne, co intrygujące posunięcie. Niestety postać Jorga jest nie do przełknięcia od pierwszych stron powieści. Chłopak ma raptem czternaście(!) lat, w niektórych fragmentach historii nawet dziesięć, a zachowuje się, jakby miał przynajmniej osiemnaście (nawet Martin tak nie odjechał z wiekiem dziecięcych bohaterów). Jest przy tym tak niesamowicie zdolny, że jakby od niechcenia zabija dorosłych facetów o gabarytach dwudrzwiowej szafy (pancernej). Jego bezwzględność, wieczny gniew (również na wpadanie w gniew) oraz przeświadczenie, że jest tak zły, że nawet potwory będą przed nim uciekać, są sztuczne, a na pewnym etapie zwyczajnie nudne. Nie kupuję go jako postaci.

O reszcie bohaterów trudno się wypowiedzieć, ponieważ w gruncie rzeczy byli do siebie dość podobni, ot, banda rozbójników machających mieczami i palących wsie. Chociaż muszę przyznać, że Nubańczyk wywarł na mnie duże wrażenie i podobał mi się jego kodeks – może nie do końca honorowy, ale spójny. Żałuję, że autor nie poświęcił mu więcej uwagi, bo mógłby być najmocniejszym elementem powieści. W pewien irracjonalny sposób lubiłam też sir Makina, chociaż jest tak nielogiczną postacią, że aż chce mi się śmiać, gdy o nim pomyślę. No bo jak udowodnić swoją lojalność wobec króla i następcy tronu? Przystąpić z księciem do ekipy zbirów, żeby mieć go na oku i przy okazji palić, gwałcić, mordować i rabować – brawa za kreatywność!

Problemem był też świat. Fikcyjne nazwy przeplatały się z realnymi krainami geograficznymi, a realia wczesnego średniowiecza kontrastowały z teoriami Platona, Nietzschego i sugestią bardzo zaawansowanej technologii. Nie rozumiem powodu, dla którego postać z powieści fantastycznej wymawia kwestie pokroju: „Jezu Chryste” i odwołuje się do kościoła chrześcijańskiego. Nie lubię takiego mieszania światów, bo odnoszę wrażenie, że autor nie przemyślał sprawy, jest niedbały lub w połowie skończyły mu się pomysły. Co prawda podejrzewam, że Lawrence miał w tym swój cel, jednak jakakolwiek sugestia, że jest to zaplanowany zabieg, pojawiła się dopiero w drugiej połowie książki, a to zdecydowanie za późno. A jeśli dodać do tego fakt, że tak naprawdę niczego nie wyjaśnił, to zostaje już tylko rozczarowanie.

A jakby tego wszystkiego było mało, to powieść rozkręca się bardzo powoli. Okej, przyznaję, że w drugiej części książki autor rozwiązuje kilka kwestii, jednak najpierw trzeba przebrnąć przez pierwszą połowę, w której poza mordami, paleniem, rabunkami, gwałtami i spotkaniem z ojcem niewiele się działo. A, przepraszam, zdaje się, że są jeszcze groźby... Szaleństwo! Druga część jest o wiele ciekawsza: fabuła w końcu się rozwija, akcja nabiera sensu i rozkręca się w całkiem interesującą historię. W pewnym sensie wyjaśnia się też antagonistyczny charakter Jorga, chociaż według mnie jego wiek dalej wszystko przekreśla. 

Gdyby nie ostatnie kilkadziesiąt stron, to oceniłabym książkę jeszcze niżej. Problem polega na tym, że nie można oczekiwać od czytelnika, że przebije się przez kilkaset stron bezsensownych scen przemocy tylko po to, żeby przeczytać w miarę interesujące zakończenie, które trochę rozjaśni mu w głowie. Przyznaję, że moja recenzja jest dość brutalna, ale byłam tak rozczarowana lekturą, że napisanie czegokolwiek innego nie wchodziło w grę. W tej chwili, gdy emocje (i niesmak) trochę opadły, uważam, że jest to przeciętna pozycja i zupełnie nie ciągnie mnie do kontynuacji. Czy warto przeczytać Księcia Cierni? Według mnie nie.


--- 
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania: Czytam Fantastykę.

12 komentarzy:

  1. Rozbawił mnie Twój opis Jorga :) Nie ma to jak czternastolatek któremu nikt nie podskoczy. Ja lubię takie recenzje, tzn. negatywne, wydają mi się zawsze o wiele ciekawsze niż te pozytywne :) Szkoda, że aż tak Cię ta książka rozczarowała, bo przyznaję że miałam ją w planach, ale teraz chyba odpuszczę... a przynajmniej zostawię to na plany bardzo odległe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ale nie napisałam nic, czego nie napisałby autor (no dobra, nie porównywał postaci do dwudrzwiowych szaf pancernych).

      I też wolę czytać negatywne recenzje :) Ba, wolę pisać negatywne recenzje! Jeśli jestem zachwycona książką lub ma ona dla mnie bardzo duże znaczenie, to nie umiem o niej nic napisać, bo wszystko wydaje mi się zbyt miałkie.

      A co do książki, radzę zajrzeć chociażby do Kasi z Kącika z Książką, bo jej Książę Cierni bardzo się podobał. Może po jej recenzji zmienisz zdanie :)

      Usuń
    2. Ja też mam w planie książki tego autora (i jakieś 600 innych, więc nie wiem kiedy się za nie zabiorę).

      Usuń
    3. Ten nawias <3 No jakbym czytała o sobie :D

      Usuń
    4. Ja raczej nie umiem pisać o książkach średnich :)
      Zaglądałam do Kasi i wiem, że ona lubi tego autora, dlatego tak całkiem jednak go nie skreślam, tylko odsuwam na dalsze plany :)

      Usuń
  2. Tak jak pisałam na FB, mnie książka bardzo przypadła do gustu i jakoś nie miałam większych problemów z zaakceptowaniem Jorga ;)
    Natomiast odnośnie świata, to - też jak wspomniałam - nie jest mieszanka różnych rzeczywistości, a po prostu daleka przyszłość naszego świata ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja też się powtórzę :) Dla mnie Jorg był absolutnie niestrawny od chwili, gdy okazało się, że ma 14 lat, a jedno napomknięcie w drugiej połowie książki o tym, że to daleka przyszłość to zdecydowanie za mało. Do tego czasu byłam już za bardzo zniechęcona, żeby to cokolwiek zmieniło.

      Usuń
  3. Hm... Cała trylogia przyciągnęła moją uwagę, kiedy przeglądałam stronę Papierowego Księżyca. Zapowiadała się na naprawdę dobrą, mocną fantastykę. Po Twojej recenzji jednak już nie jestem tego taka pewna. Zastanowię się jeszcze czy sięgnąć po książkę Lawrence'a, ale chyba jednak się nie skuszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja miałam podobne odczucia. Trylogia przyciągnęła moją uwagę, a gdy przyszło co do czego, no nie... Wybitnie nie jest to moja bajka.

      Usuń
  4. Mnie informacja o wieku Jorga wystarczyła, żeby tej książki nie kupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nie kupiłam :) Ale zmarnowany czas, to inna historia.

      Usuń