16 maja 2018

Na wschód od zachodu, Wojciech Jagielski

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, reportaż, literatura faktu, wydawnictwo Znak

Są książki, o których trudno cokolwiek napisać i niestety Na wschód od zachodu autorstwa Wojciecha Jagielskiego jest jedną z takich książek. O ile zamysł książki jest fascynujący, o tyle później pojawiają się schody. Przynajmniej dla Człowieka Zachodu, którym z całą pewnością jestem.

Główna część książki skupia się wokół lat 60, kiedy to hipisi masowo podróżowali do Indii, w których upatrywali krainę mlekiem i miodem płynącą. Uznali, że to miejsce wypełnione pokojem, miłością i duchowością, gdzie każdy może być sobą bez żadnych zahamowań i potrzeb. Chcieli pobierać nauki u lokalnych guru lub upalać się trawką, spać na plaży i wieść niezobowiązujące życie wagabundów. W ogóle nie dostrzegali, że Indie trawią wewnętrzne i zewnętrzne konflikty, a rzeczony spokój jest możliwy jedynie wtedy, gdy ignorancja nie pozwala dostrzec prawdy. No ale przecież ich raj z pewnością nie jest jak pedantyczny, zapracowany Zachód goniący za pieniędzmi, czasem i władzą, wojny nie imają się tego miejsca, a podziały kastowe nie istnieją, prawda? 

Ta część jest niesamowita. Przede wszystkim nie zdawałam sobie sprawy, że hipisi w taki masowy sposób wędrowali po Europie i Azji, ze szczególnym uwzględnieniem Bliskiego Wschodu i Indii. Przy czym użyłam słowa „wędrówka” nie bez przyczyny. Trudno inaczej nazwać sytuację, w której cel tak naprawdę nie jest celem, a co ma być to będzie. Jeśli nadarzała się okazja, żeby zboczyć z pierwotnej trasy i zajrzeć do innego państwa, to czemu nie. Tydzień czy dwa tygodnie, co to za różnica? Spieszy ci się gdzieś? Jesteś umówiony? 

Na pewno mnie tam znajdziesz albo się dowiesz, gdzie jestem – powiedziała. – A gdybyśmy się mieli nie spotkać, to znaczy, że tak po prostu miało być. Jeśli nie jest to nam pisane, to nic się nie poradzi.”*

Później jednak do akcji wkraczają Swami Nahi, czyli Święty Nikt, oraz Kamal ze swoim synem Lhamo. O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć poczynania Świętego, który stał się przewodnikiem po szlaku hipisów, opisywał swoje podróże i wyjaśniał, co robi w Indiach, o tyle wątek Kamal (kiedyś miała na imię Kamila, ale w sumie już nie pamięta, czy to prawda) jest tak abstrakcyjny dla mnie jako Człowieka z Zachodu, że po prostu nie rozumiem, o co chodzi i nie przyjmuję tego do wiadomości. No bo co robicie, gdy wasze dziecko gorączkuje z powodu zapalenia ucha? Rozkładacie się na rondzie z innymi żebrakami, a po zachodzie słońca wymieniacie jakąś świętą wodę z miasta oddalonego o tysiące kilometrów na opium, którym je raczycie? Nie no, najlepszy sposób leczenia na świecie. Wszystko, co dotyczyło Kamal, było niesamowicie oderwane od rzeczywistości. Dla mnie chyba za bardzo, bo absurd gonił absurd i nawet nie pokuszę się o napisanie niczego więcej. 

A jakby mało było wątków Świętego i Kamal (i to niekoniecznie w wersji chronologicznej), to Jagielski dodaje jeszcze historie, które sam przeżył na przestrzeni swojej dziennikarskiej kariery. Opisuje wydarzenia i zestawia miejsca z podróżami Świętego, a różnica czasu uwydatnia zmiany, jakie zaszły w wielu bliskowschodnich państwach czy w samych Indiach. Ciekawe jest też odkrycie, że mimo iż Święty przybył do swojego raju na Ziemi z jedną z pierwszych fal hipisów, to zupełnie odciął się od tego, co działo się w Indiach na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Jakaś wojna o Kaszmir? Zabójstwa ludzi u władzy? Coś słyszał, ale w sumie nie przykładał do tego wagi. Po co? Przecież to nie jego sprawa. Strasznie to dziwne.

„[...] człowiek wyrusza w drogę, kiedy czuje, że coś jest nie tak, że dzieje się coś niedobrego. Wokół niego albo w nim samym. Kiedy nie wiadomo skąd i dlaczego odzywa się nagle jakaś niewypowiedziana tęsknota za czymś, co też trudno byłoby nazwać, pomieścić w kilku słowach czy zdaniach.”

Mam poczucie, że książka Na wschód od zachodu mnie przerosła. Nie potrafiłam się jej oddać i podporządkować, zamiast tego cały czas wzbudzała mój sprzeciw i niedowierzanie. Zupełnie inaczej podchodzę do sprawy, gdy rzecz dotyczy „tubylców”, ale jak Polka, Europejka, Kobieta Zachodu może zmienić się w... kogoś takiego. Dla mnie to nie jest duchowość ani pogodzenie się ze światem, oderwanie od potrzeb czy cokolwiek w tym stylu, tylko zwykła głupota. Nie umiałam wyjść poza tę myśl w mojej głowie, dlatego czuję się pokonana. Tak czy siak, jeśli ktoś chce się dowiedzieć, jak wyglądały podróże dzieci kwiatów, dlaczego zmierzały akurat do Indii i czy odnalazły w nich swoje miejsce na Ziemi, a także w jaki sposób następują niektóre przemiany i jak głęboko mogą wryć się w człowieka, to polecam.


* Wszystkie cytaty pochodzą z książki Na wschód od zachodu autorstwa Wojciecha Jagielskiego.


Za książkę do recenzji dziękuję księgarni internetowej Tania Książka.
Sprawdźcie też inne nowości na stronie księgarni ;)

1 komentarz:

  1. Oj, taki zachodnio - wschodni misz masz wyszedł w tej książce, ja więc podziękuje, ale recenzja jest bardzo dogłębna i rzeczowa.

    OdpowiedzUsuń