„Scholomance. Mroczna wiedza” autorstwa Naomi Novik spędziła trochę czasu na półce w oczekiwaniu na swoją kolej, ale w końcu zabrałam się za lekturę. I cóż mogę powiedzieć… chyba lepiej by było, gdyby tam została.
Historia przybliża losy El, czyli młodej dziewczyny, która trafiła do magicznej szkoły bez nauczycieli, za to z ogromną liczbą złowrogów, regularnie zabijających uczniów. Problem polega na tym, że ta postać nie nadaje się na główną bohaterkę. Nie jest ani ciekawa, ani nie ma niczego do zaoferowania, a fabuła (zakładając, że w ogóle możemy o niej mówić) dzieje się obok niej. El ma w sobie gen wybawiciela i damy w opałach równocześnie, postępuje wbrew wszelkiej logice, a do tego jest zmienna jak chorągiewka. Poza tym jest takim totalnym przekoksem, że aż mi słabo (naprawdę wolałabym, żeby scena pokonania jednego ze złowrogów przez enklawowców nie została opisana). Do tego niczym się nie przejmuje, więc dlaczego czytelnik miałby się przejmować tym, że może stać się jej krzywda? Główna bohaterka powinna wzbudzać emocje, a ona wywołuje co najwyżej frustrację.