Od dawna nie trafiłam na książkę, którą mogłabym kategorycznie określić mianem arcydzieła lub totalnego chłamu. W związku z tym uznałam, że czas to zmienić. Jako że o genialne książki trudno, a moje tegoroczne wybory jakoś zupełnie nie pokrywają się z wyobrażeniami, uznałam, że napiszę bardzo złą recenzję na temat książki, która na pewno mi się nie spodoba. W związku z tym sięgnęłam po Zanim się pojawiłeś autorstwa Jojo Moyes. Książka zdobyła popularność głównie dzięki ekranizacji z Deanerys (bardzo nie lubię, gdy mówi się o aktorach jako o postaciach, które grają, ale nie ukrywajmy - ile osób kojarzy, że aktorka nazywa się Emilia Clarke?).
No i teraz pozostaje pytanie: czy książka okazała się oczekiwaną kiepścizną, marnym romansidłem z rozmemłaną fabułą, czy może jednak jest w niej coś więcej?
Bardzo chciałam napisać złą i niepochlebną opinię. Ba, po kilkunastu stronach byłam przekonana, że jednak nie zdzierżę, nie przeczytam i nie będzie tej recenzji, ale wzięłam się w garść i kontynuowałam. Po kilku godzinach czytania mogę powiedzieć jedno: chcieć nie zawsze znaczy móc.
Dawno nie czytałam tak złej i zarazem tak dobrej książki. Jest napisana w fatalny, infantylny sposób i ogromnie żałuję, że nie przeczytałam jej po angielsku, ponieważ uważam, że to kwestia narracji pierwszoosobowej. Po polsku po prostu źle brzmi. Mimo to cała reszta jest... niesamowita! Zanim się pojawiłeś okazało się strzałem w dziesiątkę i tym, czego potrzebowałam. Nie jest to absolutny hit, który będzie mi się śnił po nocach i do którego będę wracać o 5:00 nad ranem, gdy nie będę mogła zasnąć, ale naprawdę polecam.
Historia zaczyna się stosunkowo banalnie: Lou, młoda dziewczyna z ubogiej rodziny, traci pracę, o którą w małym miasteczku bardzo trudno. W końcu zostaje zatrudniona u lokalnych bogaczy do opieki nad Willem - ich sparaliżowanym w wypadku synem. Początki są trudne: ani jedno, ani drugie nie potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji...
Brzmi jak wstęp do romansu nie najwyższych lotów. Jednak nic bardziej mylnego. Jojo Moyes opowiada historię dwojga ludzi, którzy wzajemnie wpływają na swoje życie i sprawiają, że w jakimś stopniu staje się ono lepsze. Oczywisty wydaje się wpływ Lou na Willa. Jej ekscentryczna natura, barwne i często absurdalnie dobrane ubrania sprawiały, że na twarzy mężczyzny pojawiał się uśmiech. Jednak to wpływ Willa na Lou zrobił na mnie dużo większe wrażenie. Cały ten wątek jest po prostu genialny. Niejeden psycholog powinien uczyć się sztuki obserwacji i konwersacji od młodego Traynora. Bardzo dobrze ocenił Lou i stopniowo przebijał się przez kolejne mury, którymi się otoczyła, by pokazać jej świat.
Innym niepodważalnym walorem tej historii jest podejście osób sparaliżowanych do świata. Autorka zadbała o pokazanie różnych poglądów, przedstawiając je podczas rozmów Lou z kilkoma osobami na forum internetowym. Dzięki temu wiadomo, że nie wszyscy reagują jak Will. Moyes pokazuje też, w jaki sposób są traktowane osoby sparaliżowane. Z jednej strony ciągłe nadskakiwanie i usługiwanie, obchodzenie się z takim człowiekiem jak z laleczką z chińskiej porcelany, a z drugiej odwracanie głowy, zerkanie kątem oka lub wyraźnie odmalowane na twarzy emocje, w tym współczucie. Jak trudne musi być znoszenie czegoś takiego, gdy przez wiele lat było się absolutnie niezależnym i aktywnym człowiekiem?
Podobało mi się również to, że autorka pokazała jakie możliwości mają sparaliżowani. Wózek nie musi być aż tak wielkim utrudnieniem, jak mogłoby się wydawać. To piękne i godne odnotowania.
No i najważniejsze: kwestia wyboru. Jakie decyzje może podejmować sparaliżowany człowiek? Gdzie pojawia się granica, o ile w ogóle istnieje? Jojo Moyes wspaniale opisała wszelkie wybory bohaterów, ich motywacje i poglądy. W pewnym momencie Nathan (pielęgniarz) mówi bardzo ważne słowa, które są kwintesencją tego, co sama sądzę o całej tej sprawie. Mimo to ich przybliżenie mogłoby być potraktowane jako spoiler, więc odsyłam osoby chętne do rozmowy Nathana z Lou.
Jestem pełna podziwu dla autorki, która potrafiła tak zgrabnie i emocjonalnie poprowadzić fabułę, poruszającą tak trudne problemy. Doskonale sobie poradziła, tworząc bardzo prawdopodobnych psychologicznie bohaterów, których wybory doprowadziły do takiego, a nie innego miejsca. Zmiany w zachowaniach poszczególnych postaci są bardzo ładnie i płynnie opisane. Wszystko z czegoś wynika i do czegoś prowadzi.
Mimo wielkiego tragizmu całej postaci Willa, który z aktywnego i wpływowego biznesmena, stał się człowiekiem całkowicie zależnym od innych, uważam, że najlepiej zarysowaną, najtrudniejszą i zarazem najbardziej zgnębioną postacią była Lou. W pewnym momencie była jedyną żywicielką rodziny, ale wciąż słyszała, że jest głupsza od swojej młodszej siostry (która nie była na tyle inteligentna, żeby nie zmajstrować sobie dzieciaka), że nie osiągnie w życiu tyle, co Katrina i generalnie na zawsze zostanie w tym małym miasteczku, ponieważ nie ma żadnych perspektyw. W dodatku chłopak jej nie szanował i nie interesował się jej potrzebami. Nie chodzi o to, że bliscy nie kochali Lou, bo kochali i to bardzo. Nie zmienia to jednak faktu, że (prawdopodobnie nieświadomie) podcinali jej skrzydła.
W tej historii piękne jest to, że Lou przechodzi proces przeciwny do tego, który spotkał Willa - z zamkniętej, ograniczonej i sparaliżowanej własnymi lękami osoby, staje się kimś, kto zaczął oddychać i chce żyć. Po prostu żyć.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę, ale Zanim się pojawiłeś naprawdę jest książką godną polecenia. W całej historii można znaleźć bardzo dużo ważnych tematów i dogłębnych analiz ludzkiego podejścia do życia. Uczy, że warto żyć z całych sił i poznawać świat, bo zamykanie się w skorupie własnego komfortu sprawi, że nasze życie niczym nie będzie się różnić od życia sparaliżowanego człowieka.
Książki nie czytałam, ale oglądałam film, który niestety mnie rozczarował.
OdpowiedzUsuńFilm jest tragiczny. Zabrano wszystko, co dotyczyło przemiany Lou, a to ona jest dla mnie najbardziej spektakularna i bardzo spłycono wszelkie relacje między bohaterami. Chociaż miło było zobaczyć Matthew Lewisa w niepotterowej kreacji :) Nawet jeśli zupełnie nie pasował mi do postaci, którą grał.
UsuńI ciężko zachować powagę, gdy na ekranie falują żyjące własnym życiem brwi Emilii Clarke...
Ja pewnie jednak bym rzuciła tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze byłam bardzo zdeterminowana, żeby napisać złą recenzję (no cóż...), po drugie raczej nie odkładam książek, które zaczęłam czytać, a po trzecie Zanim się pojawiłeś to lektura na jakieś 4-5 godzin. Można się przemęczyć :D Poza tym naprawdę uważam, że po angielsku brzmiałoby to lepiej. Niestety wpadłam na to po fakcie, a mimo wszystko nie zamierzam czytać po raz kolejny, żeby się przekonać.
Usuń