1 marca 2021

Cud, Miód, Malina, Aneta Jadowska

Wiedźmowa głowologia, wydawnictwo SQN, fantastyka, opowiadania

Są autorzy, którym daję kolejne szanse, mimo że czuję, że nie do końca jest mi z nimi po drodze. Ale niejednokrotnie okazało się, że zaiskrzyło dopiero po którejś z kolei książce i dlatego daleka jestem od odpuszczania sobie pozycji, które napisali. Tym razem było podobnie. Sięgnęłam po Cud, Miód, Malinę Anety Jadowskiej bez wielkich oczekiwań, bo nie jestem wielką miłośniczką tej autorki, ale wiecie co? Przepadłam.

Wyobraźcie sobie wielką, wielopokoleniową rodzinę. Już? Świetnie. A teraz wywalcie z niej wszystkich facetów. Mniej więcej tak prezentuje się sabat Koźlaczek  czarownic z babki prababki. Charakterne kobiety wykańczają mężów (nie, nie dosłownie), więc panowie szybko wycofują się z relacji, w której zamiast jednej Koźlaczki, zyskują całe stado bab. Więzi rodzinne przede wszystkim.

Przeważnie nie jestem wielką miłośniczką opowiadań, ale tutaj to rozwiązanie sprawdziło się w stu procentach. Narratorką większości z nich jest Malina - wiedźma z młodego pokolenia, o szczególnych, chociaż niespecjalnie silnych mocach. Przedstawia czytelnikowi magiczny świat, wprowadza w tajniki przetrwania w rodzinie Koźlaczek, a przy tym nie przyćmiewa pozostałych pań. Okazuje się bowiem, że każde opowiadanie przybliża postać innej członkini sabatu, co jest o tyle dobrą informacją, że nadal sporo ich zostało :)

Mamy więc zwariowaną prababcię Narcyzę (postrach demonów w różowym dresie), nieco szaloną ciotkę Minerwę (najlepszą wieszczkę w rodzinie), ostrą jak brzytwa Aronię (burmistrz miasteczka, a prywatnie matkę Maliny) czy ciocię Jodłę, zwaną Jadzią, która od dorosłych woli dzieci i zwierzęta, bo łatwiej je zrozumieć. Każda z nich ma zupełnie inny charakter i inaczej wykorzystuje wrodzone umiejętności, ale każda ma coś do zaoferowania swojemu sabatowi.

Podoba mi się, jak różne rodzaje magii wykreowała Jadowska przy jednoczesnym zachowaniu spójności świata przedstawionego. Mógł się z tego zrobić wielki rozgardiasz i miszmasz, z którego nic by nie wynikło, a zamiast tego całość zyskała kolory i pozostawiła autorce duże pole do popisu. Na szczególne uznanie zasługuje magia Zielonego Kciuka, która jest ściśle związana z naturą. Ma bardzo restrykcyjne zasady, więc łatwo ją utracić. Co to oznacza w praktyce? Kreatywność. Zresztą przekonacie się sami, gdy poznacie nieco lepiej Klona  chłopaka Maliny. Jedno opowiadanie skupiało się właśnie na nim (tak dla odmiany) i powiem tyle: było genialne!

A co tak bardzo ujęło mnie w Cud, Miód, Malinie? Jakkolwiek to zabrzmi, chyba jej ciepło. Opowiadania są zabawne i ciekawe, a z wszystkich wyziera jeden podstawowy wniosek: rodzina się wspiera i na rodzinie można polegać. Jaka by nie była. Ten komunikat podnosi na duchu i ogrzewa, zwłaszcza w zimowe, ponure dni. I dlatego polecam przeczytać tę książkę właśnie wtedy, gdy pogoda za oknem nie sprzyja spacerom :)

2 komentarze:

  1. Opowiadań się nie spodziewałam, bo z ręką na sercu nawet na tę pozycję nie zwróciłam uwagi. Podoba mi się jednak, to co piszesz o "cieple", bo taką książkę szczególnie w chłodne czy deszczowe wieczory, może ogrzać serduszko. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jadowska stwierdziła, że Koźlaczki powstały w jej głowie, gdy miała napisać opowiadanie do Idioty skończonego i uświadomiła sobie, że na tym etapie projektu jest jedyną autorką, więc musi napisać coś bardzo, bardzo kobiecego i ciepłego. No a potem się rozrosło do całej książki :D Myślę, że fabularnie to nie jest potencjał na powieść, ale opowiadania są super :)

      Usuń