6 października 2021

Pan Lodowego Ogrodu, tom 2, Jarosław Grzędowicz


Drugi tom Pana Lodowego Ogrodu autorstwa Jarosława Grzędowicza zaczyna się dokładnie w tym samym miejscu, w którym kończy się pierwszy. A że bohaterowie mieli, mówiąc wprost, przerąbane, no to fabuła od razu wciąga czytelnika w wir akcji.

Nie będę się rozpisywać na temat historii, ponieważ mogą pojawić się zbyt duże spoilery do wcześniejszego tomu. Napiszę tylko, że fabuła dalej zmierza w tę samą stronę – obaj bohaterowie mają swoje misje i próbują je zrealizować mimo przeszkód pojawiających się na ich drodze. Mam też wrażenie, że akcja nieco przystopowała, nie jest już tak fascynująca (prawdopodobnie zabrakło efektu świeżości z pierwszego tomu), chociaż nadal wzbudza zainteresowanie. Jako że minęło trochę czasu, odkąd ostatni raz czytałam Pana Lodowego Ogrodu, mogę z pełną świadomością stwierdzić, że wątek Filara z drugiej części zapamiętałam dużo lepiej niż to, co robił Vuko, dlatego nadal będę podtrzymywać, że historia Ardżuka jest ciekawsza, chociaż Drakkainen jest dużo lepszym bohaterem.

Podoba mi się rozwój postaci i fakt, że pozostają spójne mimo zmian zachodzących wokół nich. Jeśli Vuko chce mieć choćby cień szansy na wykonanie misji, musi zastosować się do słynnego przysłowia: „jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one”. No więc nasz bohater, pozbawiony części swoich specjalnych umiejętności, musi zdobyć inne – magiczne. Ci, którzy chociaż trochę znają Drakkainena, wiedzą, że dla jego cynicznego i racjonalnego umysłu będzie to zadanie niezwykle trudne, wręcz niewykonalne. I przyniesie ze sobą nową falę przekleństw, spotęgowaną przez pewnego... Dzwoneczka. A skoro już o tym mowa... Ręka w górę, kogo Dzwoneczek doprowadzał do szału. Przyznaję, że zabieg jest bardzo interesujący i na swój sposób pasuje do konwencji książki, ale sama postać doprowadzała mnie do szału... Co najprawdopodobniej dobrze świadczy o autorze, bo zdaje się, że taki był zamysł.

Mam poczucie, że ten tom posłużył Grzędowiczowi do rozbudowania wizji świata. Gdy myślę o fabule, przypominam sobie niewiele scen z tej części, za to pamiętam, że lepiej poznałam kult Pramatki, ideę bogów i ich pieśni czy historię i dziedzictwo Kirenenów. Dlatego nawet jeśli część osób twierdzi, że ten tom jest najsłabszy, to ja się z tym nie zgadzam. Dzięki niemu czytelnik zyskał większe rozeznanie w zasadach panujących w Midgaardzie i mógł lepiej zrozumieć świat i zachowanie poszczególnych postaci.

Podsumowując: Pan Lodowego Ogrodu to kawał porządnej fantastyki, w której kibicuje się bohaterom i z zaangażowaniem podąża ich śladami. Co prawda tempo akcji maleje i nie zapada już w pamięć tak bardzo jak wcześniej, ale nadal czerpałam dużą przyjemność z lektury. Uważam, że drugi tom, choć nie tak rewelacyjny jak pierwszy, utrzymuje wysoki poziom. Polecam :)


Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów :)


3 komentarze:

  1. Moim zdaniem, najsłabszy jest tom trzeci, a drugi całkiem spoko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio lubię sięgać po książki z tego gatunku, więc może i na tę przyjdzie czas :) Warto także zwrócić uwagę na niedawną premierę "Pani siedmiu bram". Książka jest niezwykle wciągająca i zapewnia mnóstwo emocji podczas czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam tytul wydaje sie intrygujacy. Bede szukala. Lubie fantastyke :)

    OdpowiedzUsuń