9 kwietnia 2022

Billy Summers, Stephen King

Nie od dziś wiadomo, że nie jestem miłośniczką twórczości Stephena Kinga. Od jakichś jedenastu lat próbuję przeczytać „Zieloną milę” i chyba nadal nie jestem w połowie… Za to zupełnie spontanicznie uznałam, że zapoznam się z „Billym Summersem”. I mam kilka przemyśleń…

Billy Summers jest płatnym zabójcą, który pilnuje, żeby zabijać wyłącznie złych ludzi. Wszystkim wokół pokazuje się jako człowiek o ograniczonym intelekcie, chociaż w istocie jest wyjątkowo inteligentnym i oczytanym mężczyzną. Gdy przyjmuje swoje ostatnie zlecenie, wie, że będzie inne niż wszystkie poprzednie.

Przede wszystkim Billy ma podawać się za pisarza, zamieszkać na przedmieściach i spędzić w okolicy kilka miesięcy, zanim będzie mógł zlikwidować swój cel. Zaczyna więc pisać autobiografię, która stanowi jego rozliczenie się z przeszłością, a jednocześnie daje czytelnikowi szansę na bliższe poznanie bohatera – weterana wojny w Iraku. Dzięki temu zabiegowi fabuła rozgrywa się dwutorowo, co zawsze stanowi pewne urozmaicenie książki.

Przyznam, że mam problem z oceną „Billy’ego Summersa”. Z jednej strony historia mi się podobała i nawet się w nią wciągnęłam, a z drugiej miałam poczucie, że przez większość czasu nic się nie działo. King bardzo mocno rozbudowuje tło powieści, tworzy małomiasteczkowy klimat, rozsnuwa wizję życia na amerykańskich przedmieściach. Nie jestem przekonana, czy to było potrzebne. A już na pewno nie było potrzebne wspominanie, że za jakiś czas „te parkingi będą świecić pustkami, gdy nadejdzie pandemia”. Po co? Rozumiem, że autor pisał tę książkę w trakcie pandemii, ale wciąż – po co.

Ogólnie mam wrażenie, że King jest najbardziej amerykańskim pisarzem Ameryki. To, gdzie umieszcza fabułę, kogo wybiera na bohaterów swoich powieści, jak rozdmuchuje tło, bo przecież w USA wszystko musi być wielkie – to wszystko aż krzyczy z amerykańskim akcentem. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego jego fenomen umyka mojej europejskiej duszy. Mam poczucie, że obcuję z książką grafomana, który rozbuchał powieść poza granice rozsądku i gdyby skrócił ją niemal o połowę, byłaby dużo lepsza. Ale być może nie byłaby wtedy powieścią Kinga… Podejrzewam też, że to się może lepiej sprawdzać w horrorach, gdzie takie pokazywanie codziennego życia i niespieszna fabuła sprzyjają budowaniu klimatu.

Książka nie jest jednak pozbawiona swoistego piękna i mądrego przekazu, podanego między wierszami i bez moralizatorskiego tonu. Tyle że nawet tutaj dostrzegam wybitnie amerykańskie problemy, np. nieciekawą sytuację weteranów wojennych, którzy zostają zostawieni samym sobie.

Nie wiem, jak ocenić tę książkę. „Billy Summers” jest w gruncie rzeczy powieścią obyczajową z elementami kryminału, osadzoną w dość brutalnym i brudnym świecie amerykańskich przestępców, nudnego życia na przedmieściach, przydrożnych moteli i górskich chat, z których ponoć można dostrzec widmo hotelu „Panorama”. W samym centrum znajduje się tytułowy Billy Summers, który cofa się aż do swojego dzieciństwa i próbuje zrozumieć, jak to się stało, że sam stał się złym człowiekiem. Nie żałuję, że przeczytałam, ale moje nastawienie do Kinga nadal pozostanie ambiwalentne.

1 komentarz:

  1. Muszę nadrobić Kinga w końcu - czytałam lata temu, nie wiem jak teraz mi podejdzie

    OdpowiedzUsuń