29 października 2017

Biało-czerwony. Tajemnica Sat-Okha, Dariusz Rosiak

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, biografia, reportaż, Sat-Okh, polski Indianin, wydawnictwo Czarne

Kiedy zobaczyłam, że wydawnictwo Czarne postanowiło wydać biografię naszego polskiego Indianina, to wiedziałam, że po prostu muszę ją przeczytać. Co prawda o Sat-Okhu przypomniałam sobie dopiero przy okazji pisania o nowych lekturach dla szkoły podstawowej, jednak co jakiś czas wracałam do niego myślami, trochę też rozmawiałam na jego temat z moim tatą. 

Rozpieszczona przez Mirosława Wlekłego spodziewałam się czegoś na miarę biografii Tony'ego Halika. Miałam nadzieję, że Biało-czerwony. Tajemnica Sat-Okha zachwyci mnie, porwie, sprawi, że nie będę mogła się od niej oderwać. Od Dariusza Rosiaka oczekiwałam wnikliwej analizy i barwnej opowieści – trochę awanturniczej, w dużej mierze przygodowej i z pewnością ciekawej. Zamiast tego spotkało mnie wielkie rozczarowanie...

Tak naprawdę Dariusz Rosiak stworzył przeraźliwie nudny reportaż o Sat-Okhu („Długim Piórze”), czyli Stanisławie Supłatowiczu. Tak barwna postać nie powinna być opisywana w sztampowy, a przy tym niesamowicie chaotyczny sposób. Niektóre informacje przewijają się po kilka razy, kolejnym brakuje puenty, a do innych autor jeszcze wróci. Brakowało mi w tym płynności, polotu i jakiejś... i(s)kry. Generalnie czegoś, co sprawiłoby, że przeżywałabym życie Stanisława Supłatowicza i chciałabym poznać kolejny rozdział jego życia. A tu nie dość, że właściwie nie dowiedziałam się niczego pewnego (podejrzewam, że to znów wina Wlekłego i jego genialnego dziennikarstwa śledczego), to jeszcze nic mnie nie zachwyciło. 

Pomijam fakt, że przez ten chaos w książce z pewnością nie byłabym w stanie dokładnie odtworzyć historii Sat-Okha. Pocieszam się myślą, że Rosiakowi też niezbyt się to udało. Tu czarna plama, tam niewiadoma. Opisuje jakieś wydarzenie, żeby 50 stron później stwierdzić, że tamta akcja nie mogła mieć miejsca, podrzucając kilka nowych możliwości, żadnej nie potwierdzając. Co mi to daje, poza faktem, że wiem, że Supłatowicz koloryzował swoje życie, pewnie sporo kłamał i konfabulował, a ludzie wokół niego ubarwiali wszystko tak, że nijak nie dałoby się oddzielić ziarna od plew? Załapałam to na samym początku. Naprawdę.

Z książki Rosiaka można wywnioskować tyle, że Stanisław Supłatowicz i Sat-Okh to jakby dwa wcielenia jednego człowieka. Jedno jest życzliwe, skore do pomocy, otwarte, kochające ludzi i zwierzęta, a drugie to zwyczajny gnojek, oszust i malkontent, który porzucił swoje biologiczne dzieci na rzecz przysposobionej córki drugiej żony. Obie osobowości polskiego Indianina ścierały się ze sobą i tworzyły wizerunek człowieka, którego nijak nie potrafię sobie wyobrazić. 

„– Kiedy byłem w radzie, przyszło do mnie czterech ludzi twierdzących, że ich ojciec jest Indianinem. Byli o tym przekonani w stu procentach. Nie wiem, skąd to się bierze, ale się domyślam. Co polscy rodzice odpowiadają swoim dzieciom, kiedy te pytają ich, skąd się biorą dzieci? 
 pyta Andrew.
– Bocian je przynosi – mówię.
– Wielu białych Kanadyjczyków mówi dziecku: przyniósł cię indiański wódz. Potem te dzieciaki dorastają, ich rodziny się rozpadają, ale dawne słowa zostają w głowie. Niektóre po prostu wierzą, że ich ojcem jest indiański wódz.
My o takich Indianach mówimy, że pochodzą z plemienia Wannabe*. To bywa miłe, bywa też irytujące, bo ci ludzie traktują nas jak zabawki, jak obiekt swojej romantycznej miłości. Ludzie myślą, że fajnie jest mieć Indianina jako przodka, więc wpisują go sobie w drzewo genealogiczne.”**

Warto wspomnieć, że Supłatowicz chwilami przestawał być bohaterem swojej własnej historii. Rosiak odpływał w opowieściach o Indianach, o tym, że Mohawkowie budowali mosty i wieżowce, skupiał się na przedstawieniu osób, które kiedyś spotkały Sat-Okha oraz sposobie, w jaki się poznali. A nasz polski Indianin gdzieś w tym wszystkim znikał.

1/5 (może nawet 1/4) Biało-czerwonego dotyczy książek napisanych przez Sat-Okha. W związku z tym zdobyłam wiedzę o tym, jakie książki napisał w Rosji, ile razy były wznawiane, z kim je pisał, kto tłumaczył jego polskie powieści oraz czego dotyczyła fabuła poszczególnych historii... Ach, no i kto kogo oszukał, jak i dlaczego. Generalnie dużo dat i treści, która w pewnym momencie już niewiele wnosiła do życiorysu Supłatowicza. 

W gruncie rzeczy w nie pada nawet jednoznaczna odpowiedź, czy Stanisław Supłatowicz był pół krwi Indianinem, czy nie***. Za to ładnie podsumował to kanadyjski Indianin, z którym spotkał się autor. Stwierdził, że każdy, kto szuka prawdy i czuje duchową jedność z naturą, kto chce żyć zgodnie z indiańskimi zasadami, może być Indianinem. I bez względu na więzy krwi Sat-Okh był jednym z nich. 

I na tym może zakończę, bo mogłabym jedynie wylewać kolejne żale nad zmarnowanym potencjałem życiorysu Supłatowicza. Niestety nie polecam tej książki. Jej jedyną wartością jest obrazoburczość postaci polskiego Indianina, a nie jestem pewna, czy to o tym chciałoby czytać pokolenie z nostalgią wspominające Sat-Okha z telewizji. Z kolei ci, którzy go w ogóle nie kojarzą, po tej lekturze i tak go nie poznają. Szkoda czasu.

*Ang. „chciałbym być”.
** Cytat pochodzi z książki Biało-czerwony. Tajemnica Sat-Okha autorstwa Dariusza Rosiaka.
*** EDYCJA: Źle to ujęłam i wprowadziłam nieścisłości. Odpowiedź pada i to gdzieś w połowie książki. Dla mnie brakiem jednoznacznej odpowiedzi jest brak sensownego podsumowania, stąd takie, a nie inne zdanie. Proponuję zajrzeć do Pawła, który wszystko ładnie wyjaśnia – tylko ostrzegam, że wyjaśnia WSZYSTKO.


Z książkę do recenzji dziękuję księgarni internetowej Tania Książka.
Koniecznie sprawdźcie też inne nowości na stronie księgarni ;)

17 komentarzy:

  1. Sat-Okh to niejako symbol mojego dzieciństwa, więc książka już czeka na półce. Trochę się boję odzierania jego postaci z legendy, bo niestety wiele przemawia za tym, że jednak jego życiorys był tylko legendą. Ale nie wiem, czy przyjmę to do wiadomości, gdy zostanie na 100% potwierdzone ;)
    Co do tego reportażu, to już u Pawła z Se czytam widziałam, że książka nie do końca jest tym, czego można się było po niej spodziewać. Szkoda, ale i tak przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglądał jak Biały i gadał oraz pisał bzdury.Czytałem książki tego człowieka ,ale wcześniej zapoznałem się z literaturą historyczną na temat Indian i nic mi się tam nie zgadzało.Największą bujdą na resorach była Ziemia Słonych Skał ,która udawała jego autobiografię.Typowy Polak z czasów PRL nie miał zielonego pojęcia o Indianach .Nawet nie wiedział jak wyglądają,zaś jego wyobrażenie na ich temat nie miało nic wspólnego z prawdą ,więc wielu mu uwierzyło.Nawet teraz kiedy dostęp do informacji jest na zupełnie innym poziomie zrobiłby co mniej zorientowanych w konia.Co do odzierania z kłamstwa i udawactwa to należy to zrobić z każdy czy to Bolek czy Supłatowicz.Szkoda tylko,że ten drugi nie żyje i nie może świecić oczami.Ja na kłamstwie życia nie buduje.

      Usuń
    2. Wiesz, ja czytałam książki Supłatowicza we wczesnej podstawówce i po głowie mi wtedy nie chodziła literatura historyczna.

      Usuń
    3. To teraz przeczytaj np.Wielkich Indian Ameryki Północnej Z.Teplickiego albo wpisz w google Szaunisi albo Shawnee Tribe.Możesz także wpisać hasło Indianie albo Metysi i zobaczysz jakie mają twarze i karnację,chyba że ktoś miał tylko indiańską babcię jak np.Chuck Norris ,który jest całkowicie biały,a przynajmniej tak wygląda na filmach i zdjęciach.Jeżeli ktoś ma ojca rodowitego Indianina,którego rodzina i plemię nigdzie się nie stykała ,a tym bardziej nie mieszała z Białymi ,bo żyła z dala od nich w dziczy to ma dużo ciemniejszą cerę ,dużo ciemniejsze oczy i zupełnie inną twarz niż miał Supłatowicz.Nigdy w życie nie będzie blondynem ,nawet ciemnym.Poza tym jak kogoś bardzo dobrze pamietają koledzy i koleżanki z dzieciństwa oraz sąsiedzi to już to wystarczająco dużo mówi.Też bym chciał,aby indiańska legenda tego człowieka była prawdą ,ale nie jest.Dobrze,że chociaż młodzież ,która była pod jego opieką jeździła konna oraz uczyła się historii oraz obyczajów innych ludzi i obcowania z naturą zamiast pić piwsko pod blokiem.Młodzi ludzie mieli jakąś swoja wspólnotę,w której nie działa im się krzywda ,a do tego zawierali przyjaźnie ,rozwijali własną pasję i uczyli się praktycznych umiejętności takich jak np.przetrwanie w lesie .Uczyli się także szacunku do drugiego człowieka i jego kultury ,historii ,religii oraz inności.Człowiek ten mógłbyć świetnym wychowawcą,którego położyło tylko kłamstwo o sobie samym i plemieniu,z którego chciałby pochodzić.

      Usuń
    4. Osobiście podoba mi się jedno z podsumowań, które wypowiedział Indianin, że jeżeli ktoś czuje się Indianinem, żyje jak Indianin, dba o przyrodę, zwierzęta i drugiego człowieka, to może być duchowym Indianinem. Bo każdy z nas ma w sobie taką cząstkę, tylko niektórzy ją zagłuszają. Więc jeśli Supłatowicz nie zrobił nikomu nic złego, tworząc swoją legendę, to niech będzie naszym polskim Indianinem i tyle ;)

      Usuń
  2. Jestem zaskoczona. Uwielbiam książki Rosiaka. Zachwyca mnie też, jak pejoratywnie nacechowana opinia może zachęcić do czytania :)
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na mojego bloga, gdzie wkrótce pojawią się moje propozycje czytelnicze na jesienne wieczory.
    www.cloudcatcher.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory Rosiak dobrze mi się kojarzył, ale ta książka wybitnie mu nie wyszła. Mam nadzieję, że Ty będziesz zadowolona :)

      Usuń
  3. Proszę:
    http://seczytam.blogspot.com/2017/10/jeszcze-o-ksiazce-rosiaka-i-sat-okhu.html

    OdpowiedzUsuń
  4. >>strzegam, że wyjaśnia WSZYSTKO<<

    No właśnie, do wyjaśnienia wszystkiego wystarczyło kalendarium mające około trzy tysiące znaków, czyli niespełna dwie strony maszynopisu znormalizowanego. Być może to tłumaczy wodolejstwo autora :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Z opinii ,które się pojawiły wobec osoby śp.Stanisława Supłatowicza Sat Okha wszyscy powinniśmy wyciągnąć wnioski.Mój jest taki,że należy doceniać własne pochodzenie i być sobą.Najwazniejsze jest to,aby każdy z nas był dobrym ,prawym człowiekiem,a to czy jest Polakiem czy Indianinem nie ma znaczenia ,zaś udawanie w jakimkolwiek celu kogoś innego niż się jest naprawdę wcześniej czy później ,ale się wyda i wszystko popsuje.Ponadto my mieliśmy Supłatowicza,który chciał być Indianinem ,a po drugiej stronie Atlantyku byli prawdziwi Indianie ,którzy chcieli być biali ,więc kij ma dwa końce jeden zły ,a drugi niedobry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie w tamtych czasach w Polsce była potrzebna taka barwna postać jak Sat-Okh i ta legenda w gruncie rzeczy nikomu nie zrobiła krzywdy, więc nie do końca rozumiem ataki, które ludzie zaczęli wysyłać w jego kierunku, gdy mit zaczął się rozsypywać. Zrobił wiele dobrego, dawał dzieciom i młodzieży dobre wzorce i to jest najważniejsze.

      Usuń
  6. Witaj Wiedźmo! Trafiłam tu do Ciebie indiańskim tropem Stanisława Supłatowicza :)))
    To znaczy, najpierw przeczytałam książkę Rosiaka o nim, potem napisałam o nim na swoim blogu o ksiązkach, potem znalazłam recenzję Pawła z bloga "se czytam", potem drugą jego recenzję, a potem odnośnik do Twojego bloga. Ufff!
    No cóż, ja już sama nie wiem, co myśleć o tym panu. W dzieciństwie czytałam jego indiańskie książki, wiele lat potem spotkałam się i rozmawiałam z Leszkiem Michalikiem ze Sztumu (też polski Indianin) i on w ogóle milkł, jak pytalam o Sath Okha. Taka sprawa...
    Pozdrawiam!
    I będę tu zaglądać! Podoba mi się u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odbyłaś długą drogę, więc tym bardziej cieszę się, że do mnie trafiłaś i że Ci się spodobało :)

      Jeśli chodzi o Sat-Okha, to nie mam nic przeciwko legendzie, którą stworzył, ba, uważam, że potrzebowaliśmy takiego polskiego Indianina i zrobił wiele dobrego w związku z wychowywaniem młodzieży, ale nie podoba mi się to, jak najprawdopodobniej traktował ludzi (w tym Leszka Michalika).

      Pozdrawiam :)

      Usuń