28 lutego 2018

Cinder, Marissa Meyer, czyli Kopciuszek po liftingu

Wiedźmowa głowologia, recenzje książek, fantastyka, Papierowy Księżyc

Są takie książki, których nie da się opisać. Nic, co da się o nich powiedzieć, nie brzmi dobrze. No bo wyobraźcie sobie, że opowiadacie znajomym, że ostatnio czytaliście nową wersję bajki o Kopciuszku. Akcja rozgrywa się w przyszłości, w Nowym Pekinie, a Kopciuszek jest cyborgiem i mechanikiem. Ma mechaniczną rękę, nogę i jakieś kabelki w mózgu, przez co niektórzy odbierają jej prawo do człowieczeństwa. Tło historii skupia się wokół epidemii nieuleczalnej choroby, która zabija ludzi na całej Ziemi. Osoba zarażona ma przed sobą raptem kilka dni życia. A do tego są jeszcze Księżycowi, czyli ludzie, którzy mieszkają na Księżycu i mają szczególne umiejętności, a ich królowa ma chrapkę na naszą planetę. Wierzcie mi, próbowałam opisywać Cinder Marissy Meyer na wiele sposobów i ani razu nie wyszło przekonująco. Większość osób patrzyło na mnie z miną wyrażającą tysiąc słów, spośród których najpopularniejsze byłoby: „Ty tak na serio?” albo „Co to za masakra?”. No cóż, trudno się z tym nie zgodzić, brzmi... dziwnie. A ta książka naprawdę ma w sobie to „coś”.

Kopciuszek nigdy nie należał do moich faworytów (no chyba że mówimy o wersji Grimmów z gołąbkami wydziobującymi oczy przyrodnim siostrom, tej nie mam nic do zarzucenia), ale okładka i wizja Kopciuszka przerobionego na cyborga zadziałały na moją wyobraźnię. Jak wiadomo, mam słabość do motywów mitologicznych i jestem w stanie bardzo dużo wybaczyć takim książkom, o ile w ciekawy sposób pokazują bogów lub mity. W przypadku retellingów baśni sprawa wygląda podobnie i tu również wiele zniosę, żeby poznać nową odsłonę znanej, a czasami nawet nieco wyświechtanej historii. No cóż, każdy ma jakieś słabości.

Największe wrażenie zrobił na mnie świat wykreowany przez Marissę Meyer. Chociaż z tą całą plagą i dziwnymi Księżycowymi brzmi abstrakcyjnie, to jest w nim coś świeżego i intrygującego. Cieszę się, że autorka nie skupiła się wyłącznie na jednej cesze, tylko postarała się o wielowątkowość i wielowymiarowość typową dla prawdziwych światów. Co równie istotne, czytelnik stopniowo poznaje Ziemię przyszłości, więc kolejne szczegóły wychodzą na światło dzienne wtedy, gdy są potrzebne i nie przytłaczają. I właśnie w takim niby znanym, a jednak zupełnie obcym świecie żyje Cinder(ella), czyli Kopciuszek. Dziwne tło dla baśni, nie sądzicie?

Podoba mi się, że wiele motywów zgadzało się z baśniowym pierwowzorem, a przy okazji wszystko tak bardzo różniło się od oryginału, że nawet nie próbowałam wybiegać naprzód i nie miałam żadnego poczucia zaspoilerowania powieści. OK, jest Cinder – sierota, która pracuje w warsztacie, żeby zarobić na utrzymanie całej rodziny, bo wredna macocha bardziej interesuje się nowymi sukienkami dla córek niż jakąkolwiek pracą. Jest też książę (nawet ma imię!), ale jego wątek znacząco odbiega od tego, czego można by się spodziewać. Gdzieś na horyzoncie pojawia się też wizja balu, ale traci znaczenie w obliczu aktualnych wydarzeń. 

A dzieje się sporo, głównie za sprawą wspomnianej już epidemii choroby oraz Księżycowej królowej, która nagle postanawia odwiedzić Ziemię. Poszczególne wątki sprytnie się przeplatają i przenikają, dzięki czemu nie doświadczyłam nawet chwili nudy czy dłużyzny. Poniekąd wynika to z szybkiego tempa akcji, a po części z tego, że autorka postawiła na prosty, ale dynamiczny styl. Pewnie nie każdemu przypadnie do gustu, bo nie jest szczególnie ambitny ani górnolotny. Czasami coś mi zgrzytało i kilka razy musiałam się cofnąć, żeby przemyśleć, co „podmiot liryczny miał na myśli”, ale po jakimś czasie przywykłam. Jak tak o tym myślę, to przypomina mi PBF-y, czyli RPG-i rozgrywane w formie pisanej (docelowo na forach). 

Mimo tego banalnego stylu, książka jest inteligentna i przekazuje ważne treści. Pod przykrywką baśni porusza wiele zagadnień dotyczących człowieczeństwa, konieczności wyboru mniejszego zła oraz szybkiego wchodzenia w dorosłość i przyjmowania odpowiedzialności za swoje decyzje. Cinder zrobiła na mnie wrażenie swoją dojrzałością i brakiem nastoletniej ckliwości, tak typowej we współczesnej literaturze młodzieżowej. Z kolei Kai... Jest sympatyczny. To chyba będzie najlepsze określenie. Ma poukładane w głowie i widać, że chociaż jest przerażony tym, w jakiej sytuacji się znalazł, to stara się wymyślić rozwiązanie.

W sumie mogę się przyczepić tylko do dwóch rzeczy. Przede wszystkim „wielki przewrót” wcale nie był taki wielki. Ba, stanowił mniejsze zaskoczenie niż jakikolwiek motyw wyciągnięty z baśni. Dlatego to opóźnianie wydawało mi się trochę na siłę i kiedy w końcu wszystko wyszło na jaw, moją jedyną reakcją było – no wreszcie! Drugą sprawą jest budowa cyborgicznych części Cinder. Niby wszystko przełknęłam, ale później zaczęłam się zastanawiać nad niektórymi rozwiązaniami i kilka rzeczy nijak nie miało sensu. Gdzie ona zmieściła te wszystkie kable w głowie i skoro na twarzy miała skórę, to dlaczego nie mogła się rumienić? Tego typu szczegółów było znacznie więcej.

To nie zmienia faktu, że Cinder bardzo mi się podobała, ponieważ jest to powieść o trudnych wyborach, potrzebie akceptacji i chęci pozostania sobą. Chociaż nie jest pozbawiona wad i w niektórych miejscach trochę kulała z logiką, to bez problemu kupiłam całą historię, zachwyciłam się światem, a do tego polubiłam głównych bohaterów i naprawdę im współczułam, co wcale nie jest takie częste. Cieszę się, że ktoś w końcu zadbał o bohaterkę, która nie mdleje na widok mięśni boskiego księcia, i że rzeczony książę ma w głowie coś więcej niż orzeszek odpowiedzialny za prężenie muskułów. Takiemu Kopciuszkowi mówię TAK i na pewno sięgnę po kontynuację.


Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc.

18 komentarzy:

  1. Uwielbiam zabawy schematami związanymi z baśniami, więc futurystyczna wizja Kopciuszka-cyborga jest dla mnie strzałem w dziesiątkę! Przynajmniej w porównaniu z tymi wszystkimi "nowymi wersjami", które de facto niczym się od siebie nie różnią (patrz: seria Disneya "Cinderella story" - pierwsza część z Hillary Duff była jeszcze w porządku, ale im dalej w las, tym ciemniej). Bardzo podoba mi się, jak autorka rozbudowała historię (typowo romantyczny wątek Kopciuszka jest tylko tłem), jednocześnie nie zapominając o wpleceniu charakterystycznych wątków czy sytuacji (jak gubienie pantofelka), tyle że odpowiednio dostosowanych do nowych realiów. No i bohaterowie są naprawdę sympatyczni. Ode mnie morze serduszek dla Meyer i czekam na kolejne części (choć "Scarlet" podobała mi się troszkę mniej z tego, co kojarzę).

    PS Cinder nie mogła się rumienić chyba dlatego, że jej ciało za każdym razem automatycznie obniżało temperaturę, więc rumieniec - że się tak wyrażę - nie nadążał xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w sedno! Cieszę się, że wątek romantyczny był znacząco okrojony i autorka skupiła się na zupełnie innych kwestiach, a przy tym mimo wszystko zadbała o dość dużą spójność z baśniowym pierwowzorem.

      W lutym i marcu czytałam Scarlet tyle razy, że w tej chwili mam jej już dość :P Ale obiektywnie podobała mi się trochę mniej niż Cinder. Może dlatego, że trochę bardziej "odleciała" od oryginału? Za to doceniam sposób, w jaki przeplatają się losy bohaterów i jak spójna staje się cała ta historia.

      Hmm... Chyba masz rację z tym brakiem rumieńca. Chociaż zawsze uważałam, że komputer w jej głowie powinien reagować dopiero przy znacznym podwyższeniu temperatury, bo jakoś tak mi wychodziło z kontekstu, to chyba faktycznie automatycznie chłodził skórę.

      Usuń
  2. Retellingi to też moja słabość. Żadnej książce tego typu nie odpuszczę. "Cinder" czytałam lata temu i w sumie chętnie bym wróciła do tej serii, bo zatrzymałam się na drugim tomie - jak wiadomo więcej nie zostało wydane. A poza tym sporo mi się zapomniało, więc dobrze by było zacząć od początku. Aczkolwiek teraz poczekam na wszystkie części i dopiero zabiorę się za czytanie, bo nie mam ochoty znowu popełnić tego samego błędu i czekać z utęsknieniem na kontynuację.
    Pozdrawiam ;)
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co kojarzę, to tym razem Papierowy Księżyc planuje wydać wszystko, więc powoli możesz się przygotowywać do lektury ;)

      Usuń
  3. Ja uwielbiam "Cinder" i całą Sagę Księżycową, jest to jedna z moich ulubionych serii EVER :) Z każdym kolejnym tomem jest coraz lepiej, zobaczysz! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scarlet podobała mi się trochę mniej niż Cinder, ale doceniam to, jak ładnie i logicznie rozwija się świat i fabuła.

      Usuń
  4. Przyznam, że ja należę do tych ludzi, którzy nie bardzo rozumieją powszechny zachwyt nad tą książką/lub całą serią. Próbowałam przeczytać, przebrnęłam przez kilkadziesiąt stron... i się poddałam. Coś mi bardzo w tej książce przeszkadzało, choć nie potrafię powiedzieć co. Może kiedyś dam jej drugą szansę, bo bardzo lubię wszystkie zabawy klasycznymi motywami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak próbowałam komuś opisać tę książkę, to też nie rozumieli, co mogło mi się w niej podobać i wcale się nie dziwię. Poszczególne elementy w ogóle do siebie nie pasują, a jednak autorce udało się je jakoś logicznie połączyć. Co nie zmienia faktu, że na początku też miałam spory mętlik w głowie, bo poszczególne elementy jakoś powoli wychodziły na światło dzienne. Ale koniec końców jestem bardzo mile zaskoczona ;)

      Usuń
  5. Ta książka wydaję się trochę dziwna ale z chęcią bym ją przeczytała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z opisu to jest jakiś kosmos, ale sama historia jest naprawdę fajna i zaskakująco spójna.

      Usuń
  6. O, to mnie zaskoczyłaś! CInder już wielokrotnie gdzieś mi migała w tytułach, ale w ogóle się nią nie interesowałam, a tu widzę, że jednak warto :)

    PS. SUper szpileczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cinder już kilka razy obiła mi się "o oczy", ale też ją zawsze omijałam do czasu, aż tu nagle okazało się, że będę redagować drugi tom :D Uznałam, że warto poznać pierwszą część, żeby wiedzieć, o co chodzi w kontynuacji, no i nie żałuję. Bardzo przyjemny retelling.

      Szpilka mamy, bo swojej nie posiadam, a uznałam, że trek kiepsko by się prezentował na zdjęciu :P

      Usuń
  7. Byłam zaskoczona tym, jak bardzo książka mnie wciągnęła. Mnie - starą babę - Kopciuszek zachwycił;p Bardzo fajna pozycja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też byłam zaskoczona, że tak bardzo mi się podobała, ale myślę, że dużą zasługę należy przypisać bardzo dobrze zarysowanemu światowi i ciekawemu ujęciu motywów baśniowych.

      Usuń
  8. Za mną dwa tomy tej serii i też jestem zachwycona, choć opisy Egmontu zdecydowanie zbyt wiele zdradzały z fabuły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nawet nie wiem, jakie opisy miał Egmont, ale mam wrażenie, że niestety coraz bardziej popularne robi się zdradzanie zbyt dużego fragmentu fabuły lub jakiegoś kluczowego elementu.

      Usuń
  9. Hmm... ja mam takie wrażenie, że całość prezentowałaby się lepiej, gdyby nie te nawiązania do Kopciuszka właśnie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi się te nawiązania bardzo podobały. Świetnie się wpasowały w całą historię.

      Usuń