25 maja 2022

Cały ten czas, Hania Czaban

Zacznę trochę od czapy, bo od informacji o autorce. Hania Czaban jest nastolatką. Jeśli w gimnazjum czy liceum pisaliście coś do szuflady, to przypomnijcie sobie, jaki to miało poziom (tylko tak obiektywnie!) i odpowiedzcie sobie na pytanie, czy cokolwiek dokończyliście. A teraz zestawcie to z faktem, że młoda dziewczyna nie tylko napisała całą powieść, ale w dodatku zdecydowała się na science fiction. Młodzieżowe, ale jednak. I weźcie pod uwagę, że ktoś tę jej książkę postanowił wydać! Już samo to zasługuje na ogromne brawa. Ale żeby nie było, że chwalę autorkę, a nie jej powieść, to przejdźmy do konkretów.

„Cały ten czas” zainteresował mnie już na etapie opisu: „Wejdź do świata, w którym od pięciu tysięcy czterystu sześćdziesięciu dziewięciu dni jest 21 czerwca 2106 roku. Każdego wieczoru podczas gwałtownej Burzy czas cofa się o dobę”. Czy to nie brzmi fascynująco? Wystarczyły dwa zdania, żeby w głowie zaroiło mi się od pytań i spekulacji. A to prosta droga do tego, żeby przeczytać całą książkę.

Główna bohaterka – Mar – mieszka z ciotką, jednak od jakiegoś czasu zastanawia się, co się stało z jej rodzicami. W końcu postanawia wyruszyć do Miasta, gdzie ma nadzieję odkryć jakieś informacje na ich temat. Z kolei Artel próbuje zostać naukowcem w świecie, który nie wierzy w naukę. Chłopakowi nie pomaga fakt, że ojciec, który dysponuje zaawansowanymi zapiskami z zakresu fizyki, zupełnie oszalał. A wehikuł czasu, trzymany w garażu, nie działa…

To, co najbardziej podoba mi się w tej książce, to fakt, że opiera się na logice. Bohaterowie mają określony charakter, który nie zmienia się w zależności od potrzeby chwili, i dążą do określonych celów, a jeśli podejmują jakieś decyzje, to czekają ich też konsekwencje. Nie ma żadnego deus ex machina ani magicznych rozwiązań od czapy.

Żałuję, że tego samego nie można powiedzieć o postaciach drugoplanowych, a właściwie pobocznych. Większość z nich wydaje się istotna, a potem… znika. I więcej już się o nich nie wspomina. Wygląda to tak, jakby odbębniły swoje zadanie pchnięcia fabuły naprzód i stały się zbędne. Może gdyby czytelnik od początku czuł, że to tylko postacie epizodyczne, to nie byłoby tego problemu, ale przez chwilę historia krąży właśnie wokół nich, co daje złudne wrażenie, że są ważne.

Mam też pewne zastrzeżenia do kreacji świata. Sam pomysł jest genialny i został dobrze opisany, jednak kilka rzeczy mi się nie zgrywało. Na przykład skoro po ścięciu włosy Mar nie odrastają, to dlaczego rośnie groszek? Albo dlaczego właściwie uznajemy, że mamy do czynienia z tym samym dniem, skoro nie ma żadnych stałych elementów, które działyby się za każdym razem w tym samym momencie (poza Burzą, ale nawet w jej przypadku nie wiadomo do końca, czy następuje dokładnie o tej samej porze, skoro Artelowi zakłamywały się wyniki badań)? Mimo wszystko jest to ciekawa koncepcja manipulacji czasem, a tego typu historie zawsze są trudne do przedstawienia, więc i tak wyszło całkiem nieźle.

Poza tym „Cały ten czas” jest świetnie napisany pod względem technicznym i cechuje się zgrabną ekspozycją. Dawno nie miałam styczności z tak dobrym i umiejętnie poprowadzonym przedstawieniem świata i bohaterów. Autorka nie zalewa czytelnika informacjami, tylko dawkuje je powoli, przemyca mimochodem. Pokazuje, a nie opisuje. Z pewnością pomaga też fakt, że ma bardzo przyjemny i plastyczny styl. Ładnie łączy ze sobą słowa i sprawnie buduje przestrzeń oraz samych bohaterów.

I na zakończenie należą się jeszcze brawa dla pracowników wydawnictwa We need YA, którzy zadbali o młodziutką autorkę. Nie dość, że przygotowali przykuwającą oczy okładkę, piękną wklejkę i niecodzienny skład, to jeszcze zadbali o redakcję merytoryczną, co wcale nie jest takie oczywiste. Co prawda i tak znalazło się kilka literówek czy błędów w fabule, ale całość nadal czytało się z przyjemnością. Autorka chyba też była zadowolona, skoro postanowiła podziękować imiennie kilku osobom z wydawnictwa, a w Polsce nie jest to szczególnie popularne rozwiązanie.

Wiem, że Hania pracuje nad kolejnymi książkami, więc z niecierpliwością czekam, aby zobaczyć, jak rozwinie się jej talent. Jeśli zaś chodzi o „Cały ten czas”, to polecam. Nie jest to powieść pozbawiona wad, ale czyta się ją z przyjemnością, a bohaterowie dają się lubić. Myślę, że historia ma szansę spodobać się nawet osobom, które na co dzień nie sięgają po science fiction. Zresztą, kto wie, może właśnie od tej książki zacznie się czyjaś przygoda z tym gatunkiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz