12 lutego 2017

Zwiadowcy, John Flanagan - początek przygody

Zwiadowcy, John Flanagan - początek przygody | Wiedźmowa głowologia
Co jakiś czas lubię przeczytać lekką, niezobowiązującą młodzieżówkę, nawet dla tych młodszych czytelników. Moim absolutnym mistrzem w tej dziedzinie jest Brandon Mull, który pisze genialne książki. Jednak nie można się ograniczać (tzn. można, ale po co?), więc uznałam, że warto sięgnąć po coś nowego. Wielokrotnie słyszałam słowa uznania dla Johna Flanagana i czytałam pełne zachwytu recenzje Zwiadowców, więc zabrałam się za czytanie pierwszego tomu.

Główny bohater Will wychowuje się w zamkowym sierocińcu. O swoich rodzicach wie jedynie tyle, że matka zmarła przy porodzie, a ojciec bohatersko walczył podczas wojny. Jako że skończył 15 lat, nadszedł dla niego Dzień Wyboru. Oznacza to, że może zdecydować o swojej przyszłości, prosząc jednego z Mistrzów o możliwość nauki pod jego czujnym okiem. Will chce zostać rycerzem, jednak drobna sylwetka może zniweczyć jego marzenia. Co gorsza, najwyraźniej zainteresował się nim Halt - tajemniczy zwiadowca. Co z tego wyniknie nie problem zgadnąć, biorąc pod uwagę nazwę serii, ale to dopiero początek zabawy :)

Na drugim planie rozwija się historia Horace'a - kolegi z sierocińca, który zgodnie ze swoim pragnieniem trafia do Szkoły Rycerskiej. Mimo że wśród rówieśników wiódł prym i niejednokrotnie sprał Willa, w koszarach sam staje się ofiarą. Muszę przyznać, że z przyjemnością śledziłam jego wątek, ponieważ zestawienie marzeń z rzeczywistością było dla niego bardzo ciężkim przeżyciem. I jako jedyna postać w książce nie jest tak jednoznaczny, jak mogłoby się wydawać.

Zwiadowcy. Ruiny Gorlanu to typowa książka dla dzieci w wieku 11-13 lat. Mimo że główny bohater jest nieco starszy, to młodzież bez problemu utożsami się z tym ciekawskim chłopakiem, któremu buzia się nie zamyka. Will jest w gorącej wodzie kąpany i często mówi, zanim pomyśli. To często prowadzi do różnych wpadek lub potyczek słownych z mistrzem, więc na twarzy czytelnika może pojawić się niejeden cień uśmiechu. Niecierpliwość Willa jest jednak doskonałym zabiegiem autora, który wykorzystuje jego ciągłe pytania, aby w prosty sposób wprowadzać nowe elementy i wyjaśniać czytelnikowi prawidła rządzące światem. Jedynym minusem Willa jest to, że jest zbyt zdolny. Za szybko uczy się umiejętności, które są rzadkością w reszcie królestwa.

Postaci są dość jednowymiarowe i wręcz stereotypowe (może poza Horacem, chociaż nawet on na początku jest jednym wielkim stereotypem). Składają się z kilku cech, które determinują ich osobowość oraz pragnienia. Na przykład Jenny, koleżanka Willa, jest pulchniutka, bardzo radosna i wygadana, więc poprosiła o możliwość szkolenia u zamkowego kuchmistrza. Z kolei Alyss jest wysoka, smukła, zawsze opanowana, z nienagannymi manierami, istna dyplomatka - i właśnie tego zawodu postanowiła się uczyć. Flanagan nie zostawia miejsca na domysły lub własną interpretację. Wszystko jest proste i tak oczywiste, że aż chwilami staje się trochę prymitywne. Mimo to w literaturze dziecięco-młodzieżowej jestem w stanie to przełknąć.

Chociaż w tym miejscu warto zwrócić uwagę na barona Aralda, który jest najlepiej napisaną postacią w książce. Człowiek, którego największym zmartwieniem jest to, że nikt nie śmieje się z jego żartów, ponieważ nie wypada śmiać się ze swojego pana. Jaka tragedia!

"- A przecież nie jesteś wrogiem naszego królestwa, prawda, Willu?
- Nie, panie! - zawołał przerażony chłopak, a baron znów westchnął. To okropne, jak wielu ludzi nie było w stanie pojąć, kiedy żartuje. Niestety, jako pan na zamku, budził aż przesadny respekt i każde jego słowo traktowano ze śmiertelną powagą."*

Świat wymyślony przez Flanagana ma potencjał i mam nadzieję, że w kolejnych częściach dobrze go rozwinie. Autor nie boi się tworzyć nowych ras, a potwory pojawiające się na kartach powieści mogą wzbudzać niepokój. Mimo to nie powinny straszyć po nocach młodszej grupy czytelników. 

Ruiny Gorlanu traktuję jako wstęp do dalszych wydarzeń fabularnych, ponieważ na całą serię składa się kilkanaście stosunkowo cienkich książek. Nie ma więc sensu oczekiwać po pierwszym tomie wielkich odkryć. Ot, historia jakich wiele: Will jest sierotą, której życie z dnia na dzień się zmienia. Odnajduje mentora, który uczy go nowych, fascynujących lub przeraźliwie nudnych, rzeczy i poddaje kolejnym próbom. Akcji i fabuły w tym w sumie niewiele, raptem trzy fragmenty były naprawdę godne uwagi. I w sumie na tych trzech akcjach opiera się cała książka. Większość scen albo prowadzi do tych wydarzeń, albo jest ich płynnym następstwem. Nie ma tu zbyt wiele miejsca na niedopowiedzenia i tajemnice, jednak to nie oznacza, że Ruiny Gorlanu są złą książką. Gdyby tak było, nie sięgnęłabym od razu po drugi tom :) Poza tym znów należy wziąć poprawkę na to, że to literatura dla młodszego czytelnika, któremu niektóre rzeczy po prostu trzeba wytłumaczyć. Może dlatego historia sprawia wrażenie w dużej mierze przegadanej.

Jest tylko jedna rzecz, nad którą nie mogę przejść do porządku dziennego. W sumie nie wiem, czy to wina pisarza, tłumacza, redaktora, korektora czy wszystkich jednocześnie, ale ludzie, proszę! Galop nie jest szybszy od cwału. To nie była jednorazowa wpadka, ponieważ konsekwentnie galop pojawiał się jako najszybszy chód konia. Co gorsza przy ostatniej tego typu sytuacji można odnieść wrażenie, że cwał został pomylony z... kłusem. A w tej sytuacji to już zupełnie opadły mi ręce i nie wierzyłam w to, co czytam. Sama nie jestem znawcą koni, ale nie wydaje mi się szczególnie trudne sprawdzenie rodzajów chodu i odpowiednie ich dopasowanie.

Mimo to książkę uważam za bardzo przyjemną, lekką i w sam raz na odsapnięcie po jakichś trudniejszych lub męczących powieściach. Tym bardziej, że bez problemu można przeczytać jeden tom lub od razu zabrać się za 2-3, aby stworzyć z tego "pełnoprawną" powieść. Tak naprawdę Ruiny Gorlanu to historia o przyjaźni, dorastaniu i podejmowaniu decyzji, które wpływają na całe późniejsze życie. A wszystko to w klimacie fascynującego świata zwiadowców - najbardziej tajemniczych ludzi w królestwie. Jestem na TAK dla tego typu literatury i myślę, że niejednemu czytelnikowi Zwiadowcy również przypadną do gustu.

---
* Fragment pochodzi z książki Zwiadowcy. Ruiny Gorlanu autorstwa Johna Flanagana.

---
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:

14 komentarzy:

  1. Ach, Zwiadowcy :) Mam prawie wszystkie tomy serii. Prawie, bo w końcu Zwiadowcy zaczęli mnie nużyć i przedostatniej części nie doczytałam, a ostatniej nie kupiłam. Niemniej jednak serię uważam za bardzo dobrą, zaczytywałam się w niej ja i cała moja rodzina, mimo że to młodzieżówka :) Zaczęłam ją czytać, kiedy dopiero opublikowane były dwa tomy w Polsce. Najbardziej podobał mi się humor, cięte docinki i zabawne dialogi między Haltem, Willem i Horacym... aczkolwiek nie pamiętam, czy to już było w pierwszym tomie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W młodzieżówkach czasami można znaleźć więcej sensownej i przemyślanej literatury niż w książkach dla dorosłych :) Poza tym czasem fajnie poczytać coś lekkiego.

      Docinki to na razie były, ale pomiędzy Willem i Horacem po jednej stronie barykady a Gilanem po drugiej. Absolutny majstersztyk. Uśmiałam się jak rzadko kiedy :D

      Usuń
  2. Tyle dobrego dotąd naczytałam się o tej serii, ale póki co nie złożyło się, bym po nią sięgnęła. Może kiedyś, jak wpadnie mi w ręce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie z powodu tego "tyle dobrego" w końcu uznałam, że czas najwyższy :)

      Usuń
  3. ogolnie uwielbiam te serie jest narpawde dobra jak na mlodziezowke i mozna ja czytac nawet nie bedac jzu mlodzieza :D dlatego bede do niej powracac :D pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w moim wypadku nie nazwałabym tego uwielbieniem, ale uważam, że to kawał dobrej fantastyki dla młodego czytelnika i myślę, że przy najbliższej okazji podrzucę najmłodszemu kuzynowi :)

      Usuń
  4. Muszę się przyznać, iż nie czytałam jeszcze nic od Brandon Mull ani od Johna Flanagana. Nie, żebym nie słyszała/czytała, ale jakoś nie było okazji, żeby osobiście się zapoznać. Będę musiała kiedyś choć zerknąć na te książki, bo czytałam o nich raczej same pochlebne opinie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mull jest świetny (pobija Flanagana na głowę) i polecam zarówno Baśniobór, jak i Pozaświatowców. Mimo że obie serie rozgrywają się we współczesności, to pierwsza jest bardziej baśniowa, stwierdziłabym, że dla trochę młodszych czytelników, a druga bardziej w stylu (high) fantasy. Jestem zachwycona tym, jak Mull łączy wszystkie wątki (tam nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet najmniejsza pierdoła może okazać się kluczowa na którymś etapie historii), wyjaśnia tajemnice i tworzy bardzo ciekawe i wyraziste postaci. Generalnie ma bardzo niesztampowe pomysły.

      O Flanaganie w sumie na razie nie powiem nic więcej, bo przeczytałam raptem dwie części, jestem na początku trzeciej, ale widzę, że tak jak podejrzewałam cały czas się rozkręca, więc też warto :)

      Usuń
  5. Mam ogromny sentyment do tej serii, to dzięki niej tak naprawdę wciągnęłam się w fantastykę i ogólnie w czytanie ;) Teraz widzę, że żadne z tego dzieło, ale mimo to lubię czasami wracać do ulubionych tomów, tylko po to, żeby spędzić miło czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że największą zaletą tej serii nie jest wybitność, ale właśnie fakt, że wciąga i stanowi dobry początek przygody z książkami jako takimi. Krótkie tomy zachęcają, co też jest istotne. Po przeczytaniu dwóch książek mogę stwierdzić, że w "normalnych" warunkach to byłby jeden tom. Zakończenie pierwszego jest takie trochę wymuszone, natomiast drugiego idealnie wpasowuje się w ideę zakończenia zachęcającego do przeczytania kolejnej części.

      Usuń
  6. Pamiętam, że jako dziecko strasznie chciałam przeczytać tą serię, ale gdy szłam do biblioteki to nigdy jej nie było. Co i rusz ktoś wypożyczał pierwsze tomy. I tak odeszła całkiem w niepamięć. Nie wiem, czy nie jestem już za stara na tego typu powieści ale gdy będę miała ochotę na coś niezobowiązującego, będę pamiętać o "Zwiadowcach" :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami lubię poczytać młodzieżówki, ponieważ niejednokrotnie są bardziej dopracowane niż "poważne powieści". Poza tym dzięki temu, że czytam te książki w takim wieku, widzę jakie mechanizmy stosują autorzy, aby ułatwić odbiór, a jednocześnie nie zrobić z historii umoralniającej bajki dla dzieci.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Szczerze mówiąc wiek nastoletni mam już dawno za sobą ale ostatnio z polecenia koleżanki sięgnęłam po "Zwiadowców" i przyznaję, że czyta się całkiem przyjemnie :) Jest dokładnie tak jak napisałaś to lekka i przyjemna odskocznia od poważniejszych lektur :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moja recenzja pokrywa się z Twoimi odczuciami :)

      Usuń